There are survivors
They’re coming home
They float in darkness
They’re not alone
Now here they come
Now hear they come
Now they will be received
No one could outrun the crash
It was all reduced to rubble
And then again to ash
To the blinding burning light
It’s no use to fight
There’s no one out there
There was no signal from where you were
All failed contact, no life disturbed
Hovering above gravity’s lure
We have the force to fight
We have the blinding light
We have the will to win
Forever we’ll defend
Knocking out the sun
With a runaway transmission
A force that can’t be heard
Coming in louder than words
We have the force to fight
We have the blinding light
A war is more than heard
Coming in louder than words
Les Friction — Louder Than Words
To wyścig o nasze istnienia. Jeżeli się nie pospieszysz, śmierć cię przegoni.
Sakura wbijała nieprzytomny wzrok w spękaną posadzkę, czując zaciskające się na jej dłoni palce. Obraz Ino i Saia nieustannie odnawiał się w jej głowie, sprawiając straszliwy ból serca. Próbowała odpędzić od siebie przerażające projekcje, jednak za nic nie mogła sobie z tym poradzić.
— Odsuń się.
Gardłowy głos Shisuiego nieco ją ocucił. Cofnął jej ciało, kryjąc je za sobą. Haruno wyjrzała zza niego, obserwując, co działo się przed nimi. Mayako skinęła głową do Kakashiego i razem stanęli naprzeciwko drzwi, zamkniętych na kłódki. Wycelowali w nie i niemalże równocześnie oddali strzały, roztrzaskując zabezpieczenie. Hatake kopnął skrzydło po swojej stronie i wszedł dalej, latarką oświetlając schody. Zniknął w mroku.
— Czysto — szepnął po powrocie. — Jakie jest prawdopodobieństwo, że znajdują się na dole?
— Żadne — odpowiedziała Kejża. — Do tych piwnic prowadzą jedynie te drzwi.
— Jeżeli się nie pospieszymy, to dogonią nas ci z holu — mruknęła Okanao, sprawdzając magazynek. — Wchodźcie. Tylko bądźcie, do cholery, ostrożni. Schody mogą być oblodzone.
Ludzie ruszyli za Kakashim i Itachim. Mayako stała przy drzwiach i wymieniła uwagi z Ichirei i Kejżą, których Haruno nie dosłyszała. Po chwili wysłała je za resztą i została przy drzwiach z Obito i Rin. Sakura odwracała się za nimi, ostrożnie stąpając po schodkach. Bała się, że stracą kolejnych ludzi.
— Spokojnie, poradzą sobie — powiedział Shisui, chcąc ją nieco uspokoić. Poklepał po plecach Shikamaru, który pomagał Temari zejść. — Pamiętasz co ci przed chwilą powiedziałem? Masz patrzeć wyłącznie przed siebie.
— Kiedy ja nie chcę — odparła słabym głosem.
Zatrzymała się, blokując drogę Tenten i jakiemuś więźniowi. Wyminęli ich, gnając za resztą. Uchiha stał kilka stopni niżej, wciąż trzymając jej rękę. Wpatrywał się w zielone oczy, które odbijały migoczące światło latarek.
— Nie chcę, żeby ktoś jeszcze umarł, Shisui — dodała, ściągając brwi. — Mam dość patrzenia, jak to gówno pochłania ludzkie istnienia. Moich bliskich.
Mężczyzna wspiął się o dwa stopnie, dzięki czemu ich twarze znajdowały się na tej samej wysokości. Zacisnął mocniej palce na jej dłoni i westchnął.
— Ino nie była wykwalifikowanym policjantem czy strażnikiem, który potrafił się obronić — wyszeptał, kiedy niespokojnie się w niego wpatrywała. — Za to ja, czy reszta z naszego zespołu… z nami nie pójdzie im tak łatwo, zrozum. Ale nie możemy mieć obciążenia. Kiedy mówię: cofnij się, ty masz to zrobić bez zająknięcia. Inaczej będziesz tylko przeszkadzać i narazisz nas wszystkich.
Sakura poczuła w gardle nieprzyjemną gulę. Shisui, tak samo jak Kakashi, dał jej do zrozumienia, że właściwie nie mogła nic zrobić. Jedynie opatrzeć powierzchownie rany z walki, którą oni jako jedyni mogli przeprowadzić. Popatrzyła w górę; Obito i Mayako zatrzasnęli wejście i przewrócili dwie, metalowe szafki, chcąc zablokować nimi wejście.
— Wiem, że chcesz pomóc — kontynuował, ciągnąc ją lekko w dół. — Ale zrozum, że najlepiej będzie, kiedy będziesz wspierała nas z odległości, a my będziemy mieli świadomość, że pomożesz nam przeżyć.
Głośne rozmowy ludzi z dołu pięły się w górę, zagłuszając nieprzyjemną ciszę.
— Ej, wy! — syknęła Mayako, wychylając się przez balustradę. Jej głos, choć głośny, pozbawiony był wysokich tonów. — Ciszej tam! Chcecie ich tu przyciągnąć?
Po chwili już wszyscy byli na dole. Strach jednak nie pozwalał zachować spokoju i milczenia. Szmer nie ustępował.
— Zamknąć się — warknął Shisui, cały się spinając. — Jeszcze jedno, niepotrzebne słowo i będę do was strzelał. Nie potrzebujemy głupców, którzy sprowadzą na nas śmierć.
— Maya. — Szept Ichirei zwrócił uwagę ocalałych na Okanao. Strażniczka uderzała dłońmi o ciało, nerwowo czegoś szukając. — Gdzie właściwie chcesz nas poprowadzić tymi kanałami?
Blondynka przestała się ruszać i popatrzyła na przyjaciółkę. Zamrugała kilka razy i westchnęła.
— Kierując się cały czas na wschód, dojdziemy do włazu, przez który wydostaniemy się na parking centrum handlowego…
— To bez sensu — zaprotestowała Rin, przerywając jej. — Centrum handlowe? Tam było od groma ludzi. Na pewno zostało zbombardowane i na pewno roi się tam od tych popaprańców.
Okanao przewróciła lekceważąco oczami.
— Możesz nie wcinać mi się w zdanie, koleżanko? — burknęła i podeszła do Hinaty. — Kopsnij mi dwie wsuwki.
Hyuuga przez chwilę nie wiedziała o co jej chodziło. W końcu się zreflektowała; sięgnęła do niedbale splątanego koka i wyciągnęła z niego spinki. Podała je Mayako, która podeszła do grubych drzwi i kucnęła.
— Zgubiłam klucz — wyszeptała, tworząc prowizoryczny wytrych. Po chwili przeszła jednak do meritum. — Obok tego centrum znajduje się spora hurtownia, posiadająca ziemianki. Znajdują się na tym samym terenie, ale jest ona odgrodzona od samego centrum. Podczas bombardowania była zamknięta. Od kilku dni mieli problemy z BHP-owcami. Aktualnie jest to jedyne miejsce, do którego możemy uciec. Jakoś dostaniemy się do środka. O ile jeszcze to stoi, ha!
— Uważam, że to kretyński pomysł! — Rin podeszła bliżej dziewczyny.
Okanao gwałtownie poderwała się na nogi, gotowa do tego, by rąbnąć Noharę w twarz. Policjantka działała jej na nerwy.
— Posłuchaj mnie — warknęła — aktualnie to jedyna droga ucieczki, jaka nam pozostała. Chcesz pakować się w gęby tych na górze? Śmiało. Ja jednak nie mam zamiaru siedzieć tu i czekać na zbawienie, które nie nadejdzie.
— Próbujesz zaprowadzić nas do miejsca, które wcale może nie istnieć.
Ton Rin osłabł, jednak nie rezygnowała ze słownej potyczki.
— Ale próbuję robić cokolwiek! — ryknęła strażniczka, tracąc kontrolę. — Chcecie, żebym was stąd wyprowadziła, więc to robię. Wiem jak się tam dostać i uważam, że mamy sporą szansę. Staniem w miejscu niczego nie zmienimy!
— Rin, ona ma rację — szepnął Kakashi. — Musimy spróbować czegokolwiek. Najwyżej pójdziemy dalej, jakoś sobie poradzimy. Przecież dostaliśmy się tutaj spod szpitala i żyjemy.
— Tak, tylko wtedy było nas znacznie mniej i zmieściliśmy się do pierdolonego busa.
— Uspokój się — powiedział stanowczo Obito, kładąc dłoń na barku dziewczyny.
— Niedługo się przebiją… — Cichy głos Sakury przebiegł pomiędzy nimi, kiedy wyszła przed Shisuiego. — Jeżeli tu zostaniemy, sami wydamy na siebie wyrok. Jeśli uda nam się tam dojść, może znajdziemy schronienie. Jeżeli nie, to na pewno wokół będzie pełno samochodów. Ruin, w których możemy się schować. Tam jest nadzieja, której tutaj już nie znajdziemy.
Haruno podeszła do Mayako i stanęła z nią ramię w ramię.
— Ja idę z nią — powiedziała, spoglądając kontrolnie na Shisuiego. Mężczyzna nie odrywał od niej wzroku. — Jeżeli mam zginąć, to przynajmniej próbując coś zrobić, tak jak powiedziała Maya.
Okanao bez słowa wróciła do rozbrajania zamka w drzwiach, nie zwracając już uwagi na Noharę. Fala szeptu przeszła po zebranych. Okazało się, że większość z nich nie miała ochoty tam zostać.
Sakura odetchnęła. Każdy gonił tutaj za tym, by przeżyć, by uciec. A jej jedyną myślą był Sasuke. Tylko ze względu na niego nie oddała się w łapska zainfekowanych, choć w kryzysowych sytuacjach przechodziło jej to przez myśl. Zastanawiała się, czy strach byłby tak samo dojmujący, gdyby tu z nią był.
— Jest! — Głos Mayako przebiegł echem w górę schodów, zaraz po tym, kiedy mechanizm zamka poddał się jej sztuczkom.
Wyprostowała się i wpatrywała tęgo w drzwi, za którymi znajdowała się ich droga ucieczki. Myśl o odpowiedzialności, jaką nałożył na nią Kakashi, wprawiała ją w poirytowanie. Bała się prowadzić ludzi; każdy jej nieprawidłowy ruch mógł skończyć się tragedią. Liczyła jedynie na to, że jeżeli wyjdą stamtąd żywi, jej dług z przeszłości zostanie spłacony.
— Idziemy? — Temari dotknęła ramienia dziewczyny. — Chyba nie ma co zwlekać.
No Sabaku uśmiechnęła się pocieszająco, na co szare oczy Okanao nieco się roziskrzyły. Strażniczka odchyliła do tyłu głowę i wzięła głęboki wdech.
— Nie zwlekajmy — mruknęła, chwytając klamkę. — Niedługo świt. Dożyjmy go. Chciałabym zobaczyć trochę słońca, zanim umrę.
Pociągnęła drzwi w swoją stronę. Itachi i Kakashi stanęli w progu przejścia z latarką i pistoletem, sprawdzając, czy na pewno nic tam na nich nie czyha. Wszyscy weszli do środka; Jeden ze strażników zatrzasnął za nimi mosiężne drzwi, odcinając ich od zarażonych, którzy mogli zdążyć się przebić.
— Musimy podnieść ten właz. — Mayako wskazała na sporą, żelazną pokrywę. — Jest tylko jeden problem. Mechanizm schrzanił się już jakiś czas temu i nikt nie kwapił się, by go naprawić. Potrzebujemy sporo siły.
Chłopcy bez słowa okrążyli klapę i szybko przeszli do czynów. W towarzystwie stęków i chrząknięć, udało im się ją lekko podnieść i przesunąć, tworząc sporą lukę. Okanao stanęła nad nią i wbiła wzrok w bezkresną ciemność.
— Smród nie jest taki tragiczny — bąknęła, wzruszając ramionami.
— Kamień, papier, nożyce? — mruknął Shisui, patrząc na lekko zdystansowanego Kakashiego. — Raczej nikt tam dobrowolnie nie zejdzie jako pierwszy.
— Wchodzę w to — odparł, wkładając broń za pasek.
— Odpuśćcie — prychnęła Maya, siadając na ziemi. Spuściła nogi w otwór i zerknęła przez ramię na Rin. — W końcu to ja was tam prowadzę.
Ironiczny uśmieszek ozdobił jej twarz.
— Idę z tobą!
Sakura podbiegła do niej i usiadła obok. Na bladej buzi Haruno malowała się prawdziwa determinacja. Hatake i Uchiha wciągnęli powietrze, chcąc wyskoczyć do niej z salwą przekleństw i odwieść ją od tego pomysłu, jednak głośny, nerwowy śmiech Tsunade, skutecznie ich powstrzymał.
— No ładnie, chłopcy — skwitowała, mrużąc powieki.
Urażona duma, to najgorsze, co może spotkać faceta. Szybko pojawili się obok dziewcząt, z bronią w ręku.
— Schodzimy równocześnie — zakomunikowała Mayako. — Bądźcie gotowi do…
Głośny łoskot, który dobiegł z dołu, tylko ją rozdrażnił. Chłopcy nie pozwolili jej na skończenie sentencji i wskoczyli w mroczną przestrzeń. Sakura zajrzała w dół. Światła latarek odbijały się od zielonkawej, lodowatej wody, która pluskała na boki, kiedy policjanci stawiali kroki.
— Zgaś — mruknął Shisui.
Przestali się ruszać i jedynie nasłuchiwali. Złowrogi szum, wycie wiatru. Płacz zniszczonego miasta niósł się podziemnymi tunelami, jakby chcąc przypomnieć o tragedii, jaka rozegrała się na zewnątrz. Poza tym nie odebrali żadnych niepokojących dźwięków, świadczących o obecności kogokolwiek.
Mayako do nich dołączyła, po chwili przeklinając pod nosem otaczający ich syf. Shisui pomógł zejść Sakurze, która z zaciekawieniem rozglądała się wokół.
— Trzymaj się blisko mnie i Kakashiego, dobrze? — mruknął, doglądając zielonych oczu w słabej poświacie latarki Okanano. — Nie oddalaj się.
Skinęła zgodnie głową, oplatając się ramionami. Zaczęła zastanawiać się nad tym, czy byli jedynymi ocalałymi ludźmi, którzy desperacko próbowali przeżyć.
Zacisnęła powieki, ponownie przypominając sobie Ino i Saia.
< <> >
Sasuke z przestrachem obserwował śnieżnobiałe zębiska, które zatopiły się niewinnym burgerze. Od kilku minut jego skołowany umysł porównywał Kibę do jednej z tych bestii, które miał tego dnia spotkać po raz pierwszy.
— Możesz przestać się na mnie gapić? — warknął Inuzuka.
Uchiha parsknął i odwrócił głowę.
Popatrzył na dwójkę pozostałych członków zespołu. Madara wpatrywał się w blat stolika jak zahipnotyzowany, a Naruto siedział z zamkniętymi powiekami, chcąc skupić rozbiegane myśli.
Poprzedniego wieczora nie odczuwał złości. Cieszył się, że nie musieli siedzieć bezczynnie i że czekała ich wyprawa do więzienia. Kiedy rano otworzył powieki, dopadł go jednak bardziej ponury nastrój. Coś zaczęło się w nim buntować. Dlaczego chłopaki mieli szansę udać się do więzienia i przekonać, czy Kejża i Mayako żyły, a Sakura i Hinata poszły w odstawkę?
Wiedział, że liczyło się postępowanie, które miało wpływ na ratowanie kraju. Jego osobiste pobudki nie miały w tamtym momencie znaczenia. Okay, Mayako była snajperką, mogła się przydać. Ale Sakura była tak samo cenna. Jako lekarz, również mogła ratować życia innych.
— Chłopaki — odezwał się nagle Madara. — Jeżeli nie czujecie się na siłach, nie musicie tam z nami iść.
Sasuke wyczuł, że pije do niego i Naruto. Nabrał nawet wrażenia, że jego kapitan doskonale wiedział, o czym myślał podopieczny.
— Jest okay — odparł młodszy Uchiha. — Chcę wyjść na zewnątrz. Zobaczyć z czym właściwie mamy do czynienia.
Nie kłamał. Był tego cholernie ciekawy. Z góry widzieli jedynie kształty, przypominające ludzi. Pragnął dowiedzieć się, z czym przyjdzie im walczyć. Przez głowę przechodziła mu nawet niesubordynacja. Odłączenie się od grupy i samotna podróż do ruin szpitala. Szybko się jednak zreflektował — sam zginąłby w przeciągu chwili.
— Cześć.
Wzrok zespołu zwrócił się ku Akaiowi, który stanął przy ich stoliku. Tsuki rzucił na stół kilka kartek, a zza jego pleców wyłonił się Gaara, który pomachał kumplom na powitanie.
— Co to? — Uzumaki wziął druki do rąk.
— Tokio, Kioto i Nagoja zostały poddane kwarantannie.
Sasuke zerknął na mężczyznę, dając mu niemy znak, by nieco bardziej rozwinął swoją myśl.
— Jeżeli ktokolwiek opuści granice tych miast bez zgody, zostanie rozstrzelany.
Kiba przełknął ostatni kęs dosyć głośno i uderzył się pięścią w okolice splotu słonecznego. Zaczął przyglądać się kartkom, a w jego oczach pojawiła się lekka panika.
— Co, jeżeli nieświadomi ludzie zwyczajnie będą uciekać? — zapytał, marszcząc czoło. — Przecież to chore!
— Decyzje NATO. — Akai poprawił okulary. — Wygląda na to, że nie szybko dostaniemy obiecane wsparcie. Żołnierze z innych krajów, których nam tu przysłano, dostali za zadanie jak najszczelniej obstawiać granice. Za to my, Japończycy, sami mamy zdusić to w zarodku.
— Czyli wciąż nie chcą ryzykować — szepnął Madara.
— Owszem. — Tsuki westchnął i usiadł obok Sasuke. Gaara zajął miejsce naprzeciwko. — Mamy jednak poufne informacje. Polacy mają zamiar zlekceważyć nakazy NATO i wejść do miast, by nam pomóc. Niektórzy nazywają ich samobójcami, ale osobiście uważam, że to silny naród. Tyle, ile musieli przeżyć w przeszłości, bardzo ich umocniło.
— Dodatkowo mają tych komandosów z GROMu i sporo psycholi, którzy walczyli z ISIS — wtrącił No Sabaku, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. — Oglądaliście te filmy w internecie? Rzucał granat między islamskich bojowników i śpiewał przy tym jakieś popowe kawałki.
Sasuke przypomniał sobie to nagranie. Któregoś razu, kiedy wrócił wcześniej z pracy, Sakura usiadła obok niego z laptopem i pokazała mu film, na którym polski żołnierz wiązał buta, śpiewając: widziałam orła cień!
— Sama świadomość, że chcą nas wesprzeć, podnosi mnie na duchu — zaśmiał się Naruto. — Za ile ruszamy?
— Już — odparł spokojnie Akai.
Zbrojownia była niewielka. Sasuke stał z Inuzuką ramię w ramię, co chwilę naruszając wzajemnie przestrzeń osobistą. Naruto i Madara wyszli przed pomieszczenie, rozmawiając z Minato.
— Pomóż mi — wyszeptał Kiba.
Uchiha zerknął na niego, zastanawiając się, z czym nie mógł sobie poradzić. Natknął się jednak na dziwne spojrzenie przyjaciela, które nieprzyjemnie go świdrowało.
— O co ci chodzi?
— Pomóż mi ją znaleźć. Choćby martwą.
Sasuke cofnął lekko głowę. Przecież gdyby nie chciał tego zrobić, to zwyczajnie nie opuściłby bazy. Odchylił do tyłu głowę i westchnął, wydając z siebie dziwny pomruk, mający przypominać zgodę.
— Dzięki.
Założyli na ramiona specjalne ochraniacze, wymyślone przez któregoś z żołnierzy. Miały one blokować zęby zarażonych przed wgryzieniem się w skórę. Akai szybko jednak rozwiał ich nadzieję. Powiedział, że sprawdziło się jedynie w kilku przypadkach. Sasuke wychodził jednak z założenia, że póki miał to na sobie, czuł się nieco pewniej.
Do pomieszczenia wszedł młody chłopak, którego nie kojarzyli. Chłopcy od razu zorientowali się, że był zdenerwowany. Wymienili zaniepokojone spojrzenia, jednak Sasuke wrócił do szykowania się, dochodząc do wniosku, że i tak w żaden sposób nie pomoże. Nie był najlepszy w relacjach międzyludzkich i miał zbyt wiele własnych zmartwień.
— Cześć, stary! — Kiba podszedł do młodzika.
Ten popatrzył na niego i nerwowo skinął głową. Odszedł od niego w kąt pomieszczenia, by pochylić się nad jedną ze skrzyń.
— Nawiedzony jakiś — skwitował Inuzuka, spoglądając na chłopaka przez ramię.
Sasuke zmrużył powieki. Intruz wydawał mu się coraz bardziej podejrzany. Mechaniczne ruchy, ukradkowe spojrzenia. W głowie wyświetlił mu się wielki, neonowy napis: ZAGROŻENIE.
Chciał zaalarmować Kibę, jednak tupot ciężkich butów, ostudził jego zapał. Do pomieszczenia, niczym torpeda, wpadł Akai. Nawet nie zwrócił na nich uwagi; natychmiast podbiegł do chłopaka, który przystawił lufę pistoletu do własnej skroni. Bez większego wysiłku sprzedał młodemu żołnierzowi partyzanckiego kopniaka. Opadł plecami na ścianę, a Tsuki wybił mu z ręki gnata, po chwili kopiąc go w stronę chłopaków.
Sasuke doskoczył do nich i pomógł skrępować niedoszłego samobójcę, który krzyczał i wierzgał się, jakby coś go opętało.
— O co chodzi? — syknął Uchiha, patrząc na Akaia.
Ten pokręcił tylko przecząco głową i poderwał żołnierza na nogi. Próbował wyciągnąć go na korytarz, lecz ten nie dawał tak łatwo za wygraną.
— Zostawcie mnie! — wrzasnął nagle. Jego jazgot podrażnił bębenki oszołomionego Kiby, stojącego zaraz obok. — Zostawcie! Ja nie chcę tam więcej wychodzić!
Uchiha wpatrywał się w jego szeroko otwarte oczy. Biła z nich niewyobrażalna trwoga, która wręcz dotknęła jego duszy, a w sercu zasiała kolejne ziarno niepokoju.
— Wolę się zabić, niż znowu na to patrzeć! — Spojrzenie młodzika powędrowało na Naruto, który wbiegł do środka. — Wgryzają się w was jak wilki! Wyszarpują skórę, rozrywają ciała! Mordują! Te oczy! Te czerwone oczy! Boże, pomóż mi! Zabierz mnie z tego świata! Tam już nikogo nie ma! Wszyscy nie żyją!
Tsuki nie wytrzymał i uderzył go łokciem w kark, skutecznie pozbawiając przytomności. Żołnierz runął na ziemię jak długi. Fearless wpatrywało się w niego, aż do momentu, kiedy wezwani przez Minato strażnicy, zabrali nieprzytomnego chłopaka do przychodni.
— Wpadłeś tu jak burza — szepnął Sasuke, obserwując Tsukiego. — Wiedziałeś co planuje. Co się stało?
— Kilka godzin temu, cały jego oddział został pochłonięty przez wirusa — odparł, ściągając okulary. Złapał się za nos i zacisnął powieki. — To był pierwszy taki przypadek. I jego pierwsze wyjście.
Sasuke czuł drżenie w całym ciele. Nagle miał wrażenie, że zaczęło go to przerastać. Co tak naprawdę się tam znajdowało, skoro wzbudziło w tym chłopaku aż tak wielką traumę?
— Chłopcy… — Minato stanął przed nimi i wziął głęboki oddech. — Wydaje mi się, że w waszych głowach jawi się jedynie obraz tych filmowych zombie. To, co naprawdę zaraz zobaczycie… Tego nie da się opisać. Bądźcie po prostu gotowi.
— Na co? — zapytał Madara.
— Ach, nie wiem. — Dowódca wzruszył ramionami i zaśmiał się histerycznie. — Sami to ocenicie.
< <> >
Sakura przywołała w swojej pamięci opowieść, którą niegdyś podzielił się z nią Sasuke. Podczas walk w Afganistanie, razem z Naruto znaleźli kobietę. Ranna i wygłodzona, kryła się w zburzonych murach budynku, gdzie zabłąkane pociski nie miały szansy jej postrzelić. Uzumaki namówił wtedy Uchihę do tego, by zabrać ją ze sobą i oddać w ręce lekarzy. Ocalona opowiedziała im o tym, jak to wojna rozdzieliła ją i jej męża, którego tak bardzo pragnęła jeszcze kiedyś zobaczyć. Uparcie powtarzała, że nie odejdzie z tego świata, póki nie dowie się, co się z nim stało. Po tygodniu do jednostki trafiła lista rozpoznanych ofiar, pośród których znajdował się jej partner. Kilka godzin później odeszła, poddając walkę o własny byt.
Haruno zastanawiała się, czy był to zwyczajny przypadek, czy też wiara w męża stała się na tyle silna, że utrzymywała ją przy życiu. A może jej serce pękło z żalu?
Brodząc w ściekach, co jakiś czas spoglądała na zmęczone twarze towarzyszy. Jej wzrok przyzwyczaił się do mroku. Bolały ją szczęki, które zaciskała od dojmującego zimna. Mokre ciało i ujemna temperatura, to najgorsze z możliwych połączeń. Nie licząc szalejącego w okolicy wirusa wścieklizny.
— Hinata! — sapnęła, w ostatniej chwili chwytając przyjaciółkę.
Hyuuga opadała z sił. Starała się nie opóźniać grupy, jednak wycieńczenie nie dawało za wygraną. Nie była w stanie się wcześniej zdrzemnąć.
— Dziękuję — odparła szeptem, przytrzymując się ramienia Haruno. — Nie mogę pozbyć się z głowy widoku Ino i Saia… Nie daje mi to spokoju.
— Mi również. — Sakura popatrzyła na plecy Okanao, która szła z przodu, ramię w ramię z Kakashim. — Przez chwilę myślałam, że Mayako odjęło rozum. Że sama stała się potworem… Jednak postąpiła słusznie.
Strażniczka się zatrzymała. Haruno przełknęła głośno ślinę, mając wrażenie, że Maya usłyszała ich rozmowę. Ta jednak wzniosła do góry rękę; ten niepozorny gest wyciszył wszystkich w ułamku sekundy. Chlupiąca o ściany woda jeszcze przez chwilę dawała o sobie znać, jednak ten dźwięk też ustał. Zamiast niego, usłyszeli echo, dochodzące z niedaleka. Im dłużej się na nim skupiali, tym bardziej przypominało czyjś bieg.
Sakura zacisnęła zęby, spinając wszystkie mięśnie, kiedy usłyszała dźwięki odbezpieczanej broni. Posiadacze latarek skierowali ich światło przed siebie, oczekując intruza.
— Strzelamy bez zastanowienia? — mruknął jeden ze strażników.
— Rozum ci odjęło? — syknął zdegustowany Kakashi. — Ściągniemy ich tutaj jeszcze więcej!
Shisui zacisnął zęby. Odwrócił się i kontrolnie popatrzył na Sakurę, która z uporem maniaka wpatrywała się przed siebie. Czuł w niej pewną zmianę; determinację do walki z własnym strachem. Wciąż jednak była zwykłym cywilem, niezdolnym do żadnej walki.
— Szlag — warknął i zwrócił się do Kakashiego. — Bez ryzyka nie ma zabawy, co?
— Co ty wyprawiasz?
Uchiha wcisnął pistolet za pasek i wyszedł przed szeregi. Hatake prędko domyślił się, do czego zmierza Shisui. Westchnął głęboko i poszedł w jego ślady. Stanął obok swojego partnera i poruszył palcami. Jeżeli miało im się to udać, musieli być zgrani w stu procentach.
— Samobójcy — warknął Itachi, wyrywając z ręki pobliskiego więźnia rurkę. — Nikt wam już za to nie przyzna orderu.
— Skąd ta pewność? — rzucił przez ramię Hatake. — Jeżeli to przeżyjemy, możemy zostać uznani za narodowych bohaterów.
Pozornie luźną pogawędkę przerwał gardłowy krzyk. Wszyscy nie mieli już wątpliwości — zbliżał się do nich zainfekowany. Shisui i Kakashi robili jedynie dobrą minę, do złej gry. Ich serca wyrywały się z piersi; pragnęli zawrócić i zacząć uciekać, ale wiedzieli, że w ten sposób nigdzie nie dotrą.
Kiedy tylko czerwone ślepia zabłysnęły w oddali, odbijając od siebie światło latarek, oboje zamarli. Obserwowali rozpędzonego mutanta, który kiwając się na boki, parł prosto na nich. Im bliżej był, tym bardziej chciało im się wymiotować. Mimo ubezpieczających ich ludzi, bez własnej broni czuli się nikim.
— Gotowy?! — ryknął Shisui, kiedy dzieliło ich już tylko kilka metrów.
Kakashi skinął głową i razem ruszyli przed siebie. Uchiha jeszcze nigdy nie czuł tak wielkiej presji. Z uwagą skupiał wzrok na przerażającej gębie zarażonego, by tylko nie przesunąć swojej ręki zbyt wysoko. Prawą dłonią chwycił go mocno za gardło, a drugą zablokował jedno ramię. Hatake chwycił za drugie i mocno pchnęli go w dół, zatapiając w ściekach. Nie zdawali sobie sprawy, że zarażeni po mutacji nabierali na sile. Ledwo udawało im się go utrzymać. Kiedy tylko wynurzył głowę, Itachi zamachnął się z góry i z impetem uderzył w odrażającą twarz. Raz, drugi, trzeci. Shisui jednak nawet na chwilę nie rozluźnił zaciśniętych palców. Za bardzo bał się, że najmniejsza pomyłka doprowadzi ich do zagłady. Dopiero kiedy po kilku minutach nie czuł już spinających się mięśni, odsunął ręce.
Wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami. Oboje wstali z klęczek i zaczęli oglądać swoje ramiona. Nie dostrzegli na nich żadnych śladów.
— Długo tak nie pociągniemy — warknął Kakashi. — To wymaga zbyt wiele wysiłku, na który mnie już nie stać.
— Dlatego musimy się spieszyć.
— Shisui!
Gardłowy wrzask Sakury był w stanie postawić na nogi wszystkich umarłych. Uchiha powiódł wzrokiem za przerażonym spojrzeniem Haruno. Kiedy odwrócił lekko głowę i ujrzał, że ich niedoszła ofiara stoi całkiem pewnie na nogach i jest gotowa do ataku, struchlał całkowicie.
— Kurwa — warknął Kakashi, który razem z Itachim zdążył się już oddalić.
Shisui ocknął się dopiero, kiedy obleśne łapsko chwyciło za materiał jego kamizelki i mocno szarpnęło. Stracił równowagę i nawet nie wiedział, kiedy znalazł się pod powierzchnią zabrudzonej wody. Pozbawiony powietrza, nerwowo szarpał się z silną, lodowatą ręką. Nie sądził, że w takich okolicznościach skończy jako zwykły topielec, który zachłysnął się ściekami.
Hatake odtrącił zarażonego silnym, partyzanckim kopniakiem, w międzyczasie przejmując od Itachiego rurkę. Wymachiwał nią, z całych sił, uderzając w pokryte wybroczynami ciało. Był całkowicie spanikowany.
— Jesteś cały?! — ryknął Itachi, wynurzając kuzyna. — Shisui!
Uchiha dosłownie przelewał mu się w rękach, otumaniony całą sytuacją. Opadł na kolana, zaciskając w złości zęby i poderwał wzrok na Kakashiego.
— Rozpierdol mu ten kurewski łeb! — wrzasnął, czując wewnątrz rozsadzającą go wściekłość.
Hatake nie wytrzymał. Wziął najsilniejszy zamach, na jaki było go stać, kiedy przygwoździł zarażonego do ściany. Roztrzaskał jego głowę, zakleszczając pomiędzy rurą i betonową ścianą.
Sakura słyszała wokół siebie szlochy przerażonych dziewcząt. Sama czuła spływające po policzkach łzy. Wpatrywała się w szerokie plecy Shisuiego, który w niemocy odchylił do tyłu głowę. Przez chwilę bała się, że to koniec. Że ten popapraniec go rozszarpie.
— Ruszajmy. — Szorstki głos Mayako nieco wszystkich ocucił. — Straciliśmy wystarczająco dużo czasu.
< <> >
Sasuke czuł się jak na planie filmu.
Stał na środku zrujnowanej ulicy. Wokół nie było słychać nic, prócz gwiżdżącego pomiędzy ruinami budynków wiatru. Śnieg skrzypiał cicho pod butami milczących kompanów, jako jedyny przypominając o ich obecności. Z tamtego miejsca dostrzegał wyłącznie kupę gruzu, która kiedyś tworzyła piękny budynek nowoczesnego szpitala.
— Gdzie zarażeni? — zapytał w końcu Naruto.
Jego ojciec zaśmiał się nerwowo.
— Nie wywołuj wilka z lasu, synu — odparł, zapinając rzep kurtki.
— Właśnie na jednym stoisz — dodał beznamiętnie Akai, spoglądając na buty młodszego Uzumakiego.
Blondyn odskoczył na bok, przyciskając do piersi karabin. Kiba podszedł do niego i rozkopał zalegający śnieg. Rzeczywiście — zamarznięty trup z wykrzywioną twarzą, leżał pod sporą, spękaną płytą chodnika. Sasuke cofnął głowę i odwrócił wzrok. Choć ciało było sine i brudne, dostrzegał na skórze wszystkie zmiany, o których zdążył się dowiedzieć w jednostce. Zaczynał martwić się tym, jak to wyglądało na żywo i czy przypadkiem nie zwymiotuje na własne buty, zanim odda strzał.
— Cofa cię? — zadrwił Tsuki, wbijając lufę swojej broni w żebra Uchihy. — Spokojnie, zrzygasz się kilka razy, ale przywykniesz.
— Kapitanie!
Grupa żołnierzy nagle całkowicie zamarła. Przelatujący nad nimi helikopter rozdmuchał biały puch i skierował się w stronę bazy.
— Co tam? — mruknął Minato, naciskając na guzik słuchawki.
— Z centrum zmierza do was cała chmara. Bądźcie gotowi.
— Ile celów?
— Około dwudziestu, kapitanie.
Minato machnął ręką, jakby była to dla niego bułka z masłem. Sasuke chciał to już jakoś skomentować, ale okazało się, że moment w którym będą musieli się zmierzyć z ich wrogiem, właśnie nadszedł. W przerażeniu obserwował, jak zza ruin wybiega zbitek ludzi, który po chwili ich zauważył i zaczął natarcie. Uchiha jeszcze przez kilka chwil wpatrywał się w ten straszliwy obrazek, nie do końca wiedząc, co zrobić. Kiedy nerwowo rozejrzał się po kompanach, dostrzegł, że Kiba, Naruto i Madara, wyglądali i zachowywali się dosłownie tak samo jak on.
Pozostali żołnierze, w tym Akai i Minato, zaczęli oddawać strzały. Sasuke obserwował, jak kolejne ciała upadały na ziemię. Zdążył zarejestrować, że działo się tak tylko wtedy, kiedy pociski wbijały się prosto w ich głowy.
— Coś słabo ci dzisiaj idzie!
Krzyk jednego z żołnierzy ściągnął go na ziemię. Z przerażeniem odkrył, że całkiem dobrze się przy tym bawili. Kiedy usłyszał obok siebie dźwięk odbezpieczanej broni i dostrzegł, że Madara przygotowuje się do strzału, sam oparł kolbę na barku. Zmrużył oko i zerknął przez wizjer, jednak nic więcej nie potrafił zrobić. Kiedy lupa przybliżyła mu nadbiegających zarażonych, zrobiło mu się chłodno. W środku. W sercu.
Co, jeżeli Sakura stała się jedną z nich? I ją też będzie musiał dobić?
— Z głowy! — ryknął wysoki żołnierz, przewieszając karabin na plecach, kiedy skończyły się im cele.
— Tym razem ci się udało — odparł ze śmiechem drugi, wyciągając w górę dłoń.
Zbili piątkę.
Sasuke przeniósł spojrzenie na Kibę, który ruszył w ich kierunku. Kiedy tylko znalazł się tuż obok nich, wiedział, co zaraz się wydarzy. Inuzuka bez żadnego ostrzeżenia, wpakował pięść w nos wyższego od siebie mężczyzny. Uchiha popatrzyli na siebie porozumiewawczo, kiedy do akcji wkroczył również Naruto. Uzumaki chwycił za kurtkę drugiego z nich.
— Co z wami jest, kruwa, nie tak?! Bawi was to?! — wrzeszczał na tyle głośno, że lekko poczerwieniał. — Ci wszyscy ludzie jeszcze dwa dni temu chodzili po tych ulicach, żyjąc! Mając rodziny! Swoje problemy! Byli zupełnie niewinni i skazani na taki los, a was to śmieszy?!
Do akcji włączył się kolejny żołnierz, który odepchnął Naruto.
— Też ich opłakiwaliśmy, ale teraz to już bez znaczenia. I tak są martwi, nie rozumiesz tego dzieciaku? A może chcesz do nich dołączyć?
Jego sarkastyczną przemowę przerwała przystawiona do skroni lufa.
— Jeżeli chcesz, to ciebie poślę do tej zbiorowej mogiły — warknął Minato. — Powiedz tylko słowo.
Akai odepchnął mężczyznę w stronę dwóch pozostałych żołnierzy z pomocą karabinu i popatrzył na nich krytycznie.
— Rozum wam odjęło?
— Niech się tak nie rzucają! — warknął ten z rozwalonym nosem. — Nie było ich tutaj, kiedy to wszystko się wydarzyło. Nie musieli oglądać na własne oczy, jak ich przyjaciele się kurwa… przemieniają!
— Dokładnie! — zawtórował jego kolega. — Niech nie zgrywają takich bohaterów! To przecież pionki Shimury! Skąd wiecie, czy nie mieli w tym własnego udziału.
Akai przeładował błyskawicznie broń po chwili celując w czoło żołnierza. Ten ze strachu opadł na tyłek i zaczął cały dygotać. Sasuke przyglądał się zaciętości na twarzy Tsukiego i nie mógł wyjść z podziwu wobec jego dziwnego charakteru. Mógł śmiało powiedzieć, że nie chciałby mieć go za wroga.
— Wobec waszego zachowania zostaną wyciągnięte konsekwencje — wymamrotał okularnik, wciąż do niego celując. — A jeżeli jeszcze raz mnie wkurzycie, to wpakuję wam po kulce w łeb. W bilansie ofiar zaznaczę, że pozdychaliście ze strachu.
— Dobra, koniec tej farsy. — Minato westchnął i pchnął w dół karabin Akaia. — Przykro mi Tsuki, ale jacy by nie byli, są nam potrzebni. A teraz czas się zbierać. Musimy dojść do więzienia i ogarnąć sytuację, zapomnieliście?
Sasuke wziął głęboki wdech. Choć to wszystko wydawało się tak irracjonalne, to wciąż była rzeczywistość. Nie dziwił się tym żołnierzom. Próbowali radzić sobie z tą presją, stresem. Na pewno byli świadomi tego, o czym mówił Naruto. Na pewno tak samo się bali.
< <> >
Pokrywa ścieków nieco się uchyliła. W niewielkiej szparze pojawiły się zaczerwienione, szare oczy, które niczym peryskop w łodzi podwodnej, zaczęły rozglądać się wokół.
— Pospiesz się Mayako — warknął Kakashi. — Trochę ważysz, wiesz?
— Jak śmiesz mi to mówić po dwóch dobach głodówki? — wycedziła przez zęby, zerkając w dół.
Kakashi trzymał ją na swoich barkach, kiedy okazało się, że część drabinki jest uszkodzona. Okanao odsunęła całkowicie pokrywę i wynurzyła do połowy ciało. Wokół nie dostrzegała nikogo.
— Czysto — bąknęła i dźwignęła się wyżej.
Jako pierwsza stanęła na zaśnieżonym parkingu. Wbiła pełen sentymentu wzrok we wschodzące słońce. Skryte za dymem gorejących pożarów, powoli wspinało się po poszarzałym niebie. Wokół było cicho. Przynajmniej dopóki nie rozpoczęła prób stłumienia w sobie wrzasku radości. Miała ochotę wytargać Rin za kudły z tego kanału. Budynek hurtowni się ostał.
Itachi i Kakashi wyszli zaraz po niej, pomagając pozostałym wydostać się na powierzchnię. Mayako w tym czasie zaczęła spacerować wokół, chcąc upewnić się, czy aby na pewno są sami.
— Maya…
Okanao odwróciła się do Sakury. Haruno wyglądała na zaniepokojoną.
— Nie wydaje ci się, że jest za cicho?
— Hm… — Strażniczka uśmiechnęła się cierpko. — Dobrze, że to dostrzegłaś. Myślałam, że tylko ja świruję.
Sakura z jakichś powodów czuła się przy niej pewniej. Wiedziała, że Mayako jest tak samo przerażona jak wszyscy, jednak starała się zachowywać zimną krew. To jedynie świadczyło o tym, że przed zatrudnieniem się w więzieniu, robiła coś naprawdę dziwnego. Coś, o czym wiedzieli jedynie Kakashi, Shisui i Kiba.
— Zobacz! — Blondynka wskazała na coś ręką.
Zielone oczy Sakury poszybowały w danym kierunku. Za siatką, po drugiej stronie, leżał martwy żołnierz. Mundur wskazywał na to, że należał on do japońskiego wojska. Obie podeszły w tamtym kierunku, razem z Kakashim, który do nich dołączył.
Martwy mężczyzna leżał z otwartymi oczyma. Jego twarz skierowana była ku niebu, a strugi zaschniętej krwi zaznaczyły swoje ścieżki na jego skroniach. I choć Sakura przywykła w jakiś sposób do widoku nieżywych ludzi, który towarzyszył jej od rozpoczęcia apokalipsy, Kakashi i Mayako nie wyglądali już na takich wyluzowanych.
— Nie widzę, żeby był ugryziony… — wyszeptała Okanao, kucając. — Dlaczego więc ktoś mu sprzedał kulkę?
— Może to pomyłka? — Hatake podrapał się nerwowo po karku. — Wiesz, w takim popłochu wszystko jest możliwe.
— Albo sabotaż!
— Oszalałaś do reszty?
— B-Boże... — wyszeptała mechanicznie Sakura.
Mayako i Kakashi popatrzyli na Haruno. Była blada i wpatrywała się w zupełnie innym kierunku.
Nieopodal, może ze sto metrów dalej, ulica usłana była dziesiątkami trupów. Sztywne ciała cywili i żołnierzy, przywodziły na myśl masowe morderstwo.
— To wygląda jak seria pociągnięta z karabinów. — Mayako cofnęła się o krok. — Kakashi, zaczyna mi to śmierdzieć. Aż za bardzo. Gdyby Korea tu weszła i próbowała nas podobijać, już byśmy ich napotkali, albo usłyszeli.
— Chodźmy stąd — syknął, kładąc dłonie na plecach kobiet. — No już, sio. Nic nikomu na razie nie mówcie, rozumiecie?
Sakura zaczęła powoli snuć się w stronę reszty, jednak Okanao cofnęła się pod samą siatkę.
— Co ty wyprawiasz?! — Kakashi pobiegł za nią.
— Ten karabin może nam się przydać — odparła, wspinając się na siatkę. — Idźcie, zaraz dołączę.
Hatake pokręcił głową, jednak nie miał zamiaru na nią czekać. Pociągnął Sakurę w stronę pozostałych, gdzie Rin ponownie manifestowała swoje oburzenie.
— I co? Na tym koniec wielkiego planu — prychnęła Nohara, opuszczając wzdłuż ręce. — Wszystko jest pozamykane. To elektroniczne zamki, nie rozstrzelacie ich jak zwykłych kłódek, bo jeszcze coś całkowicie uszkodzicie. Ktoś musiałby otworzyć nam od wewnątrz.
Shisui i Itachi wpatrywali się w dach hurtowni. Oboje skupiali wzrok na świetlikach, którymi można było wsunąć się do środka.
— Co, jeżeli nie będzie na co zeskoczyć? To całkiem spora wysokość — mruknęła Ichirei, kiedy domyśliła się, co chłopcy kombinują.
— Nie przekonamy się, dopóki tego nie zobaczymy. — Shisui zatarł ręce.
— Jest drabinka — zawołał Obito, który poszedł zerknąć na drugą stronę budynku. — Spokojnie można się tam wdrapać!
— Wspaniale. Pójdę tam więc i sprawdzę co i jak. Jeżeli uda mi się zejść w dół, to otworzę wejście od środka — oznajmił Itachi.
— A co jeżeli nie da się ich otworzyć? — Rin uśmiechnęła się do niego ironicznie.
— To korona ci z głowy nie spadnie, jak wejdziesz na górę, księżniczko — warknęła Kejża, która powoli zaczynała mieć dość jej zachowania.
— Pójdźmy tam razem — zaproponował Obito, stając przed Itachim. — Chciałbym się do czegoś przydać.
Policjant skinął zgodnie głową i wspólnie ruszyli w kierunku drabinki.
Kakashi i Sakura dołączyli do reszty. Haruno z przestrachem zorientowała się, że w porównaniu do czasu spędzonego w więzieniu, zostało ich naprawdę niewiele. Do tego każdy był wykończony i przemarznięty. Sama ledwo trzymała się skraju świadomości.
— Gdyby ta skretyniała blondynka tam nie polazła, moglibyśmy nadal ukrywać się w więzieniu…
Haruno się wyprostowała. Zwróciła twarz w stronę dwójki strażników, stojących kawałek dalej. Serce zabiło jej mocniej, a w żołądku buchnęło gorąco. Bez namysłu ruszyła w ich stronę, by zaraz z całej możliwej siły spoliczkować jednego z nich.
— Ty draniu!
Shisui i Kakashi natychmiast pojawili się przy niej. Zaalarmowani jej zachowaniem, gotowi byli powalić strażników na ziemię.
— Jak możecie tak mówić!
— Taka jest prawda! — odkrzyknął mężczyzna, trzymając się za obolałą twarz. — Gdybyście nie przyjechali do więzienia, prawdopodobnie moglibyśmy tam nadal czekać na wsparcie!
Shisui wstrzymał oddech, porażony jego słowami. Podwinął rękawy i ruszył w jego stronę, jednak Kakashi go powstrzymał.
— Gdybyśmy do was, kurwa, nie dołączyli, to kto by wam dupsko ratował, co? — warknął, dysząc ciężko. — Nadal chowalibyście się za plecami Mayako! Ta laska ma większe jaja od was, zasrańce!
— Hej! — Zachrypnięty głos Hinaty natychmiast ich uciszył. — To chyba nie jest pora na takie rozmowy, nie uważacie?
Kakashi otworzył usta, chcąc wygłosić jakąś umoralniającą gadkę, dopóki nie usłyszał, że ktoś biegnie. Wszyscy zwrócili wzrok w stronę Mayako, która przebierała nogami z miną, jakby ktoś naciskał na jej pęcherz.
— Czy ktoś zajął się otwarciem drzwi? — zapytała, zaczynając popychać ludzi pod wejście do hurtowni.
— Tak, Itachi i Obito są już na dachu — odparł Hatake, wskazując na nich ręką.
— Świetnie, świetnie. — Zdyszana strażniczka pokiwała nerwowo głową.
Co chwilę spoglądała w kierunku, z którego przybyła.
— A ile mamy broni? — Posiadacze jakichkolwiek, wspomnianych środków, wznieśli je w górę. — Jeszcze lepiej. A kto ma naprawdę dobrego cela?
— Mayako, coś ty zbroiła? — Kakashi podszedł do Okanao, która trzęsącymi dłońmi zaczęła przeładowywać broń.
— J-ja? Nic!
Kiedy podniosła wzrok, Hatake wszystko zrozumiał. Do szarych oczu napłynęły łzy, a nierówny oddech dał mu znać, że jest przerażona.
— Wszyscy pod wejście! — ryknął, popychając w tamtym kierunku Sakurę. — Ci, którzy czują się na siłach do walki, stają z przodu! Pamiętajcie, by nie marnować naboi i celować prosto w głowy!
— Ilu ich jest? — Shisui pochylił się i odgarnął blond włosy, by spojrzeć na twarz Mayako.
— Nie wiem. Z trzydziestu? Próbują przedostać się przez siatkę. Nie wiem, jak długo będzie ich powstrzymywać. Słyszałam strzały, Shisui. — Ostatnie zdanie powiedziała szeptem.
A on wiedział dlaczego. Nie mieli pewności, czy ku nim zmierzały posiłki czy wrogowie, szukający niedobitków.
— Nie ryzykowałbym — szepnął Kakashi. — Możemy wydać na siebie wyrok.
Ludzie stali już pod drzwiami. Uzbrojone osoby wyczekiwały swojego starcia, które w każdej chwili mogło nadejść. Słyszeli rumor, dochodzący z wewnątrz hurtowni, ale nie mieli żadnego kontaktu z Obito i Itachim. Jedyne radio jakie posiadali, znajdowało się za paskiem Kakashiego i było rozładowane.
— Przysięgam, że jeżeli ja to przeżyję, to nigdy więcej nie powiem Kibie, że jest głupią kupą gówna — wyszeptała Okanao, zaciskając na moment powieki.
Sakura wbiła spojrzenie w jej plecy. Zarówno ona, jak i Kejża, ani razu nie kwestionowały tego, czy ich partnerzy żyją. Może i dużo o tym myślały, ale widocznie z całych sił wierzyły, że są bezpieczni. Dlaczego więc Haruno tak bardzo bolało serce? Może tak cholernie bała się rozczarowania.
Niespodziewany trzask dał wszystkim do zrozumienia, że właśnie rozpoczęła się ich kolejna walka o przetrwanie. Płot upadł, po chwili stukot rozpędzonych istot przebiegł echem przez okolicę, tak samo jak ich wrzaski i obleśne charczenie.
— Pamiętajcie, by nie marnować naboi! — wrzasnął Kakashi, po czym rozpoczął swoją salwę.
Większość kul trafiała prosto w cele. Zainfekowani upadali na ziemię, tworząc dywan z martwych ciał. Problem polegał na tym, że on wciąż z zawrotną prędkością się rozwijał. Prosto w ich stronę.
— Mayako! — ryknął Shisui, kiedy zorientował się, że dziewczyna nie strzeliła jeszcze ani razu.
— Szlag! — warknęła i przyklękła na lewe kolano.
Kakashi wiedział, co oznaczała ta pozycja. Okanao właśnie przeszła w tryb snajpera.
— Szybciej, szybciej! — wrzeszczeli strażnicy, uderzając w drzwi hurtowni. — Pospieszcie się tam w środku!
— Zamknąć się! — Shisui odsunął się od Mayako, widząc, że jest już gotowa.
Wszyscy wpatrywali się w jej poczynania jak zahipnotyzowani. Oddawała pojedyncze, precyzyjne strzały. Żaden z nich nie był chybiony, a każda jej ofiara padła na ziemię, bez możliwości dalszej walki.
Kakashi uśmiechnął się nerwowo, zaskoczony tym, że w ogóle nie wyszła z formy. Myślał, że lata jej świetności już dawno minęły. Kiedy razem z Shisuim ochraniali ją podczas procesu, miał okazję zobaczyć ją raz w akcji. Żałował, że tak wyborowy strzelec musiał zrezygnować z kariery.
Okanao wypuściła z siebie szybki oddech, kiedy na horyzoncie zabrakło celów. Dźwignęła się na nogi i zwiesiła ramiona wzdłuż ciała.
— Mówiłam, że się przyda — szepnęła zerkając na broń.
Wszyscy popatrzyli na drzwi budynku, które lekko zadrżały. Kakashi nawet nie potrafił sobie wyobrazić paniki Itachiego i Obito, którzy usłyszeli strzały z zewnątrz.
— Kolejna fala!
Shisui wzniósł broń, dostrzegając, że następni zarażeni wybiegają zza rogu.
Czerwone ślepia wpatrywały się w nich z tak potworną żądzą, że odbierało im to chęci do walki. Jedynie krzyki przerażonych i bezbronnych ludzi, których mieli za swoimi plecami, motywowały ich do dalszych działań.
— Kończy mi się amunicja! — krzyknął Kakashi.
— Nie tobie jednemu. — Shisui zaczął potrząsać pistoletem, jakby miało mu to jakoś pomóc.
Drzwi hurtowni wydały z siebie groźny szczęk. Wielkie wrota zaczęły się powoli odsuwać, a oczom zebranych ukazali się skąpani w mroku Obito i Itachi.
— No ruszcie te dupska! — Hatake zaczął wszystkich wpychać do środka.
Kiedy zorientował się, że jedyną osobą, która jeszcze strzelała, była Mayako, postanowił jej zaufać. Okanao cofała się krok po kroku, nieustępliwie wbijając kolejne pociski w cielska tych potworów. Kiedy wszyscy dostali się już do wnętrza, szarpnął ją za ramię i wrzucił do budynku.
Obito i Itachi pchnęli z powrotem drzwi, chcąc je zasunąć. Niestety, w ostatniej chwili, przez niewielką szparę, do środka wsunęło się kilka brudnych, lodowatych ramion, które zablokowały mechanizm.
Kakashi leżąc na plecach, próbował do nich strzelać, ale huk w zamkniętym pomieszczeniu był zbyt ogłuszający i ze zdenerwowania nie mógł trafić. Wszyscy krzyczeli, czy to ze strachu, czy z wysiłku przy kolejnych staraniach odcięcia się od zarażonych.
— Nie po to przeszliśmy taką drogę!
Sakura przeniosła wzrok na Tsunade, która zdrową ręką podniosła szczotkę. Kobieta ruszyła w stronę wyjścia i zbierając w sobie wszelkie pokłady siły i motywacji, zaczęła nią uderzać w sine łapska. Ludzie dopiero po chwili poszli w jej ślady, chwytając w dłonie co opadnie. Sakura również nie miała zamiaru pozostać bierna. Podbiegła do mężczyzn i zaczęła razem z nimi popychać drzwi, którym tak niewiele brakowało do zamknięcia.
— Jesteśmy tak blisko, nie zmarnujmy tego! — krzyczała Senjuu.
Mayako odrzuciła karabin na ziemię i sięgnęła do najzwyklejszego gnata, jakiego miała za paskiem. Wsunęła w niego magazynek, a Kakashi poszedł natychmiast w jej ślady. Zbliżyli się do otworu w drzwiach i zaczęli strzelać w ruszające się kończyny. Czarna maź pryskała na wszystkie strony; ramiona powoli się wycofywały, aż w końcu drzwi hucznie się zatrzasnęły.
W środku zapanowała całkowita ciemność. Jedyne co słyszeli, to własne bicia serc i zdyszanych towarzyszy. Itachi odpalił latarkę i zaczął szukać głównego włącznika. Kiedy odnalazł odpowiednią skrzynkę i spróbował ją włączyć, nic się nie zadziało.
— Chyba będziemy musieli radzić sobie bez światła — mruknął, przesuwając klawisz jeszcze kilka razy.
— Spróbuj włączyć awaryjne. — Kakashi podszedł bliżej.
Udało się. Jednak wciąż była to jedynie słaba poświata starych lamp. Sakura opadła na ziemię, spoglądając na swoje zaczerwienione dłonie. Za każdym razem, kiedy udawało im się prześcignąć śmierć, czuła, że jest coraz bliżej. Że naprawdę ma jeszcze szansę go zobaczyć.
— Sasuke… — wyszeptała, składając dłonie i przysuwając je do serca.
Shisui miał rację. Jedynie biegnąc przed siebie i pragnąc z całych sił przeżyć, miała szansę dowiedzieć się, czy jej ukochany żył.
— Koniec — rzuciła głośno Mayako, ściągając z siebie kamizelkę. — Odbębniłam swoje, doprowadziłam was tutaj. Teraz Kakashi przejmuje pierwsze skrzypce. Ja mam zamiar w końcu się wyspać.
— Dziękujemy.
Okanao na moment zamilkła i popatrzyła na Hinatę. Wszyscy skinęli do niej głowami. Blondynka uśmiechnęła się pod nosem i pokręciła głową. Była im wdzięczna, że za samą obecność. Nieważne, czy mieli więcej odwagi, czy też mniej. Gdyby nie ich obecność, już dawno by się poddała.
Podzielili się na pary i obeszli całą hurtownię. Budynek był szczelnie zamknięty i nie było szansy, by jakikolwiek zainfekowany intruz dostał się do środka. Odnaleźli wiele przydatnych rzeczy; od prowiantu, przez środki czystości, po koce i materace, na których mogli odpocząć.
Sakura naciągnęła na dłonie rękawy zbyt wielkiego, firmowego polaru, który przyniosła jej Hinata. Siedziała na skrzyni i obserwowała z góry wszystkich ludzi, którzy w końcu cieszyli się chwilą wytchnienia. Choć Mayako stwierdziła, że nie chce mieć nic więcej wspólnego z dowodzeniem, to zarówno Kakashi jak i Shisui co chwilę wciągali ją w jakąś dyskusję. Była pewna, że wiedzieli o czymś więcej niż reszta, ale doszła do wniosku, że gdyby to miało większe znaczenie, to na pewno powiedzieliby o tym reszcie.
— Hej.
Podniosła wzrok. Obito usiadł obok, otulając się szczelniej kocem. Podał dziewczynie jakiegoś batona i uśmiechnął się delikatnie, jak to miał w zwyczaju.
— Dawno się nie widzieliśmy — szepnęła — już prawie zapomniałam, jak brzmi twój głos.
— Ach — prychnął i machnął ręką — to ja powiedziałem Sasuke, żeby cię nie przyprowadzał. Więzienie to nie miejsce dla kobiet takich jak ty.
Kobieta rozwinęła papierek i ochoczo wgryzła się w słodycz.
— Słyszałem o chłopakach — powiedział, kręcąc młynka kciukami. — Wiem, że to wydaje się straszne, ale… No zobacz. My jakoś dajemy radę. Więc oni na pewno są cali i zdrowi, nie uważasz?
— Jest w tym ziarno prawdy — odparła, wzdychając ciężko. — Po prostu trudno mi być dobrej myśli, kiedy widzę to wszystko. Sam rozumiesz.
— Pewnie, że tak. Wciąż jednak staram się wierzyć, że nam się uda. Kiedy Tsunade krzyknęła i wzięła do ręki tę szczotkę, aż ścisnęło mnie w gardle. Póki będziemy walczyć, zawsze będzie…
— Obito — przerwała mu, spoglądając w ciemne oczy. Tak podobne do tych Sasuke. — Dlaczego tak naprawdę zabiłeś Orochimaru?
Uchiha poruszył ustami, aż w końcu ze zrezygnowaniem odwrócił głowę. Była pewna, że zaraz się podniesie i sobie pójdzie.
— Zważając na sytuację, w jakiej się znajdujemy, tajemnice nie mają sensu — kontynuowała, oplatając palcami jego nadgarstek. — Chcę wiedzieć, dlaczego najlepszy przyjaciel mojego Sasuke, dostał dożywocie.
Mężczyzna znowu na nią popatrzył. Jego usta wykrzywiły się w cierpkim uśmiechu. Tak chłodnym, że aż zabolało ją serce.
Od Mayako: NIKT TEGO NIE SPRAWDZAŁ. XD ZA EWENTUALNE BŁĘDY PRZEPRASZAM. XD
Do końca zostało już naprawdę niewiele. Cały czas próbuję sobie wmówić, że uda mi się skończyć tego bloga przed nowym rokiem, ale zagaiłam właśnie, że już dziewiąty grudnia. xD A za trzy dni minie rok od prologu. Jak to się dzieje, że czas tak szybko sobie zapierdala. ;-;
W każdym razie, pierwszy raz mam tak, że nigdy nie tracę weny. Mogę to pisać i pisać, i wciąż czuję się nakręcona. Przerwy wynikają jedynie z braku czasu albo skupieniu na innym tekście… Ta zasrana Gruvia mnie tak pochłonęła. Ale na szczęście i ją mam z głowy. xD
Niedługo muszę się zabrać za przenoszenie Save me na blogspota. Niespecjalnie mam zapał, ale przecież nie pozwolę na to, by moje pierworodne przepadło. xD
Dobra, spadam na obiad. Do szybkiego zobaczenia. <3
EDIT: KOCHAM OKEYLE, DZIEKUJE ZA POMOC, LOVE, LOVE, LOVE. #naobi #hinata #oboto 💕💕💕 xDDDDDD