We hold on to the lies to feel free
So shackled by smiles, so empty.
We're scared of the war so we've forgotten who we are.
We've traded in hope for safety.
We're raised in the smoke.
Insisting that we're all too tired to light the fire and shake the earth.
But if all we are is just machines.
Then let's become a miracle and break free from these chains.
We must be more than just machines.
So let them hear our hearts.
Where will you run
When there's no place left for you to hide.
When you're faced with the flood.
Will you stand for the future and swallow your pride.
Sometimes I feel like I'm the only one who dares to dream.
I scream at the top of my lungs.
I HOPE THAT I’M PROVEN WRONG
Crown The Empire - Machines
Mayako przestała odpowiadać przez radio już jakiś czas temu…
— Jak samopoczucie?
Kejża pochyliła się nad jednym z więźniów, siedzącym pod ścianą. Przez cały czas miała przed oczyma ten straszliwy widok, kiedy strop się zawalił i przygniótł ciało mężczyny. Choć nie było łatwo, po pół godzinie walki z ciężką bryłą betonu, udało im się go spod niego wyciągnąć, jednak nie obyło się bez złamanej ręki.
— Bardziej bolało, kiedy wpakowali mi kulkę w lewy pośladek — zarechotał, spoglądając na prowizoryczny temblak. — Uwierz szefowo, że nie jest jeszcze tak źle.
Ryusaki uśmiechnęła się słabo i wyprostowała, przeciągając zmęczone ciało. Zerknęła w stronę Sakury. Lekarka doglądała stanu poszkodowanych i oceniała, jak duże szanse mieli na przeżycie. W miarę możliwości zmieniała opatrunki i zszywała rany, które natychmiastowo tego wymagały. Wszystkie swoje ruchy wykonywała mechanicznie, bez przejawu jakiegokolwiek przejęcia. Puste spojrzenie błądziło jedynie za zmarzniętymi dłońmi, którymi delikatnie wykonywała swoją powinność.
— Skończone. — Kejża zwróciła wzrok w lewo, gdzie pojawiła się Tenten.
Zaraz za nią stał Sai, któremu sanitariuszka wykonała niebezpieczny zabieg, pod czujnym okiem Tsunade. Senjuu przeszła dalej i usiadła pod ścianą, głośno oznajmiając, że musi chwilę odsapnąć. Początkowo zoperowaniem Saia miała się zająć Haruno, ale zrezygnowała, wiedząc, że nie jest w stanie zrobić tego dokładnie. Nigdy nie miała do czynienia z takimi ranami i wolała nie ryzykować życia przyjaciela.
— Ona i Hinata wyglądają jak duchy — wyszeptała Ryusaki, spoglądając to na jedną, to na drugą. — Nawet nie umiem sobie wyobrazić, co wy tam przeżyliście.
— Wydaje mi się, że wpływ na takie, a nie inne zachowanie jest spowodowany wieściami o chłopakach… — Yamanaka oparła czoło o bark wycieńczonego Sai’a. — Nie powinny się tak załamywać…
— Łatwo ci powiedzieć, co? — Kejża zacisnęła pięści. Przestraszone, błękitne oczy Ino zwróciły się ku niej. — Sai jest przy tobie. Masz jego wsparcie, czujesz się bezpiecznie, a przede wszystkim doskonale wiesz, że żyje. Nie mów, jak powinnyśmy w tej chwili funkcjonować, bo możesz sobie jedynie wyobrażać to, co czujemy,
— Przepraszam! Kejża! — jęknęła blondynka, kiedy Ryusaki ją wyminęła i ruszyła w stronę Hyuugi, która próbowała pomóc przejść rannemu z podłogi na pryczę.
— Pomogę — mruknęła i chwyciła mężczyznę z drugiej strony. — Idź się zaraz zdrzemnąć.
— Nie dam rady. — Hinata uśmiechnęła się słabo. — Za dużo wrażeń.
Obie popatrzyły na Sakurę, która zdjęła z siebie kitel. Przetarła czoło i zerknęła w stronę jednego z pobliskich pomieszczeń. Zacisnęła usta i ruszyła w jego stronę, znikając za drzwiami.
— Aż tak nie daje sobie rady? — Ryusaki łypnęła na brunetkę.
— Pomijając to, że straciła Sasuke — wyszeptała, zakładając białe rękawiczki — miała dwa, bezpośrednie spotkania z tymi… dziwadłami.
— Jak to?
— Pierwsze chwilę po bombardowaniu. Trup w naszym prosektorium podobno ożył i wyglądał jak te kreatury. Prawie ją miał, jednak Shisui ją uratował. — Hinata starała się przywołać do swojej pamięci rozmowy z busa, ale zrozumiała, że przez natłok tych wszystkich przerażających wydarzeń, to nie było takie łatwe. — I na chwilę przed pojawieniem się tutaj zobaczyłyśmy dziecko. Chciała je uratować, ale okazało się, że było już za późno.
Kejża zagryzła policzki. Choć sama przechodziła żałobę, wiedziała, że to nie ona miała najgorzej. Fakt, widziała zainfekowanych, ale jedynie przez więzienne kraty. Sama wiedza o ich istnieniu cholernie ją przerażała; nie miała pojęcia, co czułaby w momencie zetknięcia się z tymi kreaturami.
Zawiesiła zmęczony wzrok się na Kakashim, który wszedł na salę i rozejrzał się po wszystkich. Szybko wydedukowała, że kogoś szukał.
— Niedługo się przebijemy — mruknął, podchodząc bliżej brunetki. — Gdzie Sakura?
Dziewczęta wskazały na pomieszczenie, do którego wcześniej weszła wspomniana. Mężczyzna westchnął ciężko i ruszył w tamtą stronę, zbierając przy okazji myśli. Czuł się za nią w pełni odpowiedzialny i wiedział, że to właśnie jego rolą było zrobienie czegoś z zrozpaczoną dziewczyną. Nawet jeżeli wymagało to drastycznych środków.
Pchnął drzwi i wszedł śmiało do ciemnego pomieszczenia. Wielkie, pancerne okna pokryte były pajęczynami pęknięć. Dziwił się, że nie rozsypały się w drobny mak. Sakura siedziała pod jednym z nich i wpatrywała się panoramę miasta. Śnieg w końcu przestał sypać; gdzieniegdzie dostrzec można było pomarańczową poświatę płomieni, łykających resztki zgliszczy.
— Jak się czujesz? — zapytał, podchodząc nieco bliżej.
Nie była w stanie mu odpowiedzieć. Każde kolejne słowo, jakakolwiek nagła myśl, sprawiały, że chciało jej się płakać. Tak było i tym razem. Wystarczyło, że obróciła głowę w stronę przyjaciela, by szloch i spazmy ogarnęły ją na nowo.
— Przestań płakać — powiedział szorstko.
Zamilkła wedle jego nakazu. Wpatrywała się w niego z przestrachem; do tamtej pory wszyscy byli w stosunku do niej bardzo pobłażliwi i obchodzili się jak z jajkiem. On z resztą też. Wyglądało jednak na to, że miał zamiar nieco obrócić bieg wydarzeń.
— Nie jesteś jedyna — wycedził przez zaciśnięte zęby, zerkając gdzieś na bok. Podszedł jednak bliżej niej. — W tej sytuacji wszyscy kogoś straciliśmy, nie rozumiesz tego? Wszyscy przeżywamy te rozczarowania i tragedię, wszyscy z tym walczymy. Ale na Boga, tak nie można, Sakura. Udało nam się uciec i schronić, dostaliśmy szansę na to, by cokolwiek zrobić i wzajemnie sobie pomóc. Musimy się wspierać, żeby nie dać się ponieść tej słonej rozpaczy, ale ty nam to utrudniasz.
Jej usta mimowolnie wygięły się w podkówkę, drżąc. Próbowała powstrzymać szloch, spowodowany bólem w sercu. Choć jego słowa dobitnie dały jej znać o tym, jak bardzo bezużyteczna i denerwująca się stała, wiedziała, że miał rację.
— Potrzebujesz nas, a my ciebie — kontynuował, kładąc dłoń na jej głowie. — Nie możesz zamykać się na to, jak na osobistą tragedię. Musisz to od siebie odsunąć i wziąć się w garść, tak?
Pokiwała energicznie głową. Czuła, że gdyby otworzyła usta, z jej gardła wydobyłby się kolejny, żałosny jęk.
— Nikt nie wie, czy Sasuke i reszta rzeczywiście są martwi. Ale tak czy siak, teraz go tutaj nie ma, a ty musisz przeżyć, choćby po to, by upewnić się, jaka jest prawda. — Przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Wcisnął nos w różowe włosy i zamknął powieki, chcąc chwilę trwać w tym milczeniu. Wiedział, że nie przestanie od razu płakać, więc dał jej szansę na to, by zrobiła to przy nim po raz ostatni i zebrała siły. — Póki żyję, zadbam o to, by nic ci się nie stało. Masz moje słowo. Ale musisz mi w tym pomóc, pamiętaj.
Popatrzył w zaszklone oczy i z zadowoleniem stwierdził, że jej mina stężała. Pragnął, by w końcu zrozumiała, w jakiej sytuacji się znajdowali i że jej rozpacz tylko wszystko pogarszała.
— Wiesz… Jeżeli Sasuke okaże się żywy i dowie się, że cię nie upilnowałem, raczej nie będzie czego po mnie zbierać — zażartował, na co dziewczyna cicho prychnęła.
Kazał zebrać się jej do kupy i wyszedł, mówiąc na odchodne, że zaraz uda im się przedostać do Mayako i Ichirei. Haruno została jeszcze przez chwilę zupełnie sama, uspokajając swój oddech. Słowa Kakashiego podziałały na nią jak kubeł zimnej wody. Dopiero kiedy pojęła, jak wielkim obciążeniem się stała, doszła do pewnych wniosków.
Nie miała zamiaru być już kulą u nogi. Hatake miał rację — nikt ani nic nie było w stanie potwierdzić tego, czy Sasuke rzeczywiście nie żył. A jeżeli chciała to sprawdzić, musiała dać z siebie wszystko.
Uderzyła dłońmi w mokre policzki i wydęła usta. Przede wszystkim musiała się im odwdzięczyć. Kakashiemu i Shisuiemu. To tylko dzięki ich decyzjom i determinacji wszystkim udało się zajść tak daleko i schronić się w tym cholernym więzieniu.
— Trzymajcie się — warknęła cicho, otwierając drzwi.
Światło starych, jarzeniowych lamp oślepiło ją na moment, jednak zaraz ruszyła dalej.
— Sakura, gdzie idziesz?! — Hinata pobiegła w jej kierunku, a Kejża obserwowała to z daleka. — Sakura!
— Pomogę chłopakom — odpowiedziała Haruno, wiążąc włosy — tu już nie jestem w stanie nic zdziałać.
Hyuuga zmrużyła powieki i skinęła do niej głową, kiedy na jej twarz wstąpiła poważna mina.
— Ja również pomogę.
Ryusaki uśmiechnęła się pod nosem, wiążąc ostatni bandaż na ciele rannego więźnia.
— W końcu…
< <> >
Kiba poprawił kołnierzyk koreańskiego munduru, robiąc przy tym niesmaczny grymas. Popatrzył na zegarek, który okalał jego nadgarstek, i westchnął głośno, zwracając się w stronę reszty.
— Weź się w garść — warknął, podchodząc do Naruto. — Im szybciej skończymy robotę dla tego skurwiela, tym szybciej się od niego uwolnimy.
— I co nam to da? — Uzumaki podniósł na niego swoje wygasłe spojrzenie. — Co dalej, Kiba?
Szatyn popatrzył na niego, powstrzymując ochotę na obicie mu twarzy. Łypnął na Madarę, sprawdzającego magazynki swoich pistoletów, i w końcu na Sasuke, który stał przy oknie i spoglądał na nocną panoramę Pyongyang, paląc papierosa. Korea była bardzo żywotna. Od kiedy zrzucono ich w lasach, na obrzeżach stolicy, uważnie obserwował mieszkańców miasta. Coraz bardziej wydawało mu się, że mało kto wiedział o tym, że ich kraj zaatakował Japonię. Albo po prostu ich to nie obchodziło.
— Sasuke. — Inuzuka podszedł do niego i pchnął lekko, stając tuż obok. Ukradł mu papierosa i odpalił go, wyglądając przez okno. Uśmiechnął się cierpko. — Wiem, że, tak samo jak ja, nie wierzysz w to, że są martwe.
Młody Uchiha ocknął się z lekkiego letargu i łypnął na przyjaciela.
— Nie mamy pojęcia, w jakim stanie jest Tokio. W ogóle nie wiemy o niczym. Jesteśmy odcięci od jakichkolwiek informacji — kontynuował, zaciągając się dymem. — Zastanów się nad tym dobrze. Może ten stary skurywysyn powiedział nam, że nie mamy kogo ratować, byśmy w stu procentach skupili się na misji. Wiedział, że w innym wypadku zrobilibyśmy wszystko, by je ratować.
— To dlaczego tu jesteśmy, Kiba? — zapytał, opierając czoło o plastikową, chłodną ramę okna. — Dlaczego nie jesteśmy w Tokio, dlaczego ich nie szukamy?
— Nie mam pojęcia — zaśmiał się kpiąco — ale za to wciąż nie mogę pozbyć się wrażenia, że taka właśnie ma być kolej rzeczy. Może kiedy wykonamy zadanie dla Danzou, spotkamy je. Uciekające, walczące, nie wiem. W Japonii na pewno walczą. Tam jest od groma żołnierzy. Są policjanci. Kakashi pewnie już ma ją na oku.
— Czemu tak bardzo w to wszystko wierzysz? — Sasuke popatrzył prosto w ciemne oczy Kiby. — Skąd w tobie tyle determinacji?
— Kocham Mayę — wyszeptał, zamykając oczy. — I nie dopuszczam do siebie myśli, że mogłem ją stracić. Póki nie dostanę na to dowodów, nigdy w to nie uwierzę, rozumiesz?
Brunet poruszył ustami, zaciskając pięści.
— Poznałem ją w najgorszym okresie. Wtedy, kiedy byłem bliski odebrania sobie życia. Uratowała mnie. — Wyrzucił peta za okno i wyprostował się. — Czas, bym się jej odwdzięczył. Wiem, że jej serce wciąż bije. Inaczej moje też by się zatrzymało. Jeszcze góra tydzień i będę się z nią smażył na hawajskich plażach, sącząc drinki ze skorupek kokosa.
Inuzuka odszedł w stronę Madary. Sasuke stał w miejscu i wpatrywał się w profil przyjaciela, którego twarz zdobiła nieustająca determinacja. To nie były puste słowa zakochanego mężczyzny, który wierzył w coś nieprawdopodobnego. Powoli zaczął przyswajać myśli o tym, że za szybko się poddał. Za szybko zwątpił w to, że Sakura wciąż mogła twardo stąpać po ziemi. Sama, czy też nie, na pewno nie miała zamiaru oddać swojego życia tak łatwo.
Dotknął dłonią lewej piersi, wyczuwając pod nią mocno bijące serce. Od kiedy to wszystko się zaczęło, miał wrażenie, że słabnie ono z każdą chwilą. Tym razem jednak było inaczej. Słowa Kiby przywróciły mu wiarę.
— Jesteście gotowi? — Sasuke popatrzył na Madarę, który stanął przy Naruto i zmierzwił jego blond włosy.
W nim też coś się zmieniło. Sasuke zaczął rozumieć, że Kiba stał się ich napędem. Sprawił, że ponownie nabierali w płuca powietrza i pewniej kroczyli przed siebie, wierząc w coś zupełnie innego, niż przedstawił im Danzou.
— Zróbmy to, co mamy do zrobienia — wyszeptał kapitan, zakładając czapkę od galowego, wojskowego munduru. — I wracajmy do Tokio.
< <> >
10 lat wcześniej…
Lato tego roku było niesamowicie upalne.
Każdy dzień niemiłosiernie mu się dłużył. Przesypianie każdego poranka, kiedy rodzice i Itachi krzątali się po domu, szykując się do pracy. Gorące popołudnia spędzane przed konsolą czy komputerem, gdy daremnie próbował ochłodzić swoje ciało starym wentylatorem i zimnymi napojami. Chłodne wieczory przy piwie z Kibą i Naruto, które zamieniały się w ożywione noce, pełne głupich wybryków, pijactwa, papierosów i bójek.
No właśnie, bójek.
Siedział nad brzegiem rzeki, pod szerokim mostem, skubiąc trawę, jakby to ona była winna jego obolałej twarzy. Rozcięta warga szczypała go niemiłosiernie, a łuk brwiowy pulsował od bólu, jaki mu zadano. Nawet nie wiedział, kim był ten chłopak, ale widząc, jak szarpał młodą dziewczynę, włączył się w nim pawian-obrońca, który postanowił się wtrącić. No i ocknął się tam, nad brzegiem tej rzeki, obity, leżąc krzyżem i patrząc w wieczorne niebo.
— Na co mi to było? — fuknął, rzucając kępką trawy do wody.
Wielkie, pomarańczowe słońce wisiało nad koronami drzew, powoli chowając się za horyzontem, a nieustające cykanie świerszczy nieco go uspokajało.
— Uratowałeś mnie. — Usłyszał nagle i podskoczył, jakby co najmniej poraził go prąd. — Korzyścią może być duma z wyciągnięcia damy z opresji.
Wielkie, zielone oczy wpatrywały się w jego twarz. Miał wrażenie, że zeszła do niego z nieba, po drodze tracąc skrzydła. Zawinęła kosmyk różowych włosów za ucho i kucnęła tuż przed nim, dosyć blisko. Wszystkie inne dziewczyny, jakie go otaczały, zawsze były nim onieśmielone. Jednak z tą było inaczej.
Była inna.
Poruszył ustami, siedząc na ziemi i nie widząc, gdzie ułożyć dłonie. Podparł się w końcu o trawę i jak na zawołanie przywołał do swojej pamięci ostatnie wykłady, na których prowadzący powiedział coś o zjawiskach paranormalnych.
— Wybacz — wyszeptała, dotykając jego twarzy — nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak cię uszkodził. Ale zniknęliście mi z pola widzenia i nie mogłam cię znaleźć. Chciałam ci podziękować.
— Kim on był? — wydukał w końcu, prostując się. — Dlaczego cię szarpał?
— Sasori — wymamrotała, wzdychając głośno. — Jakiś czas temu zakończyłam nasz związek, ponieważ hobbystycznie mnie zdradzał. Nie daje mi jednak o sobie zapomnieć.
Wędrował wzrokiem po jej twarzy, kiedy przesiadła się obok niego i wygodnie ułożyła w gęstej trawie. Jeszcze nigdy żadna dziewczyna nie sprawiła, żeby dokuczał mu taki dziwny stan. Nie miał pojęcia, co mówić, co robić, zapominał, jak się oddychało. Jej śmiałość względem niego jedynie dodawała dziewczynie ciekawego uroku.
— Jak ci na imię? — zapytał, również opadając na ziemię.
— Sakura. — Uśmiechnęła się, podając mu rękę. — Sakura Haruno.
Zacisnął delikatnie palce na jej dłoni i odwzajemnił wyraz twarzy.
— Sasuke Uchiha — wyszeptał i popatrzył w niebo. — Czyli mówisz, że jesteś wolna?
Zaśmiała się, wywołując ten sam stan u swojego nowego towarzysza.
I tak od słowa do słowa poznawali się coraz lepiej. Gorące popołudnia spędzał na długich spacerach, a wieczorami zabierał ją do chłopaków, przy których czuła się bardzo dobrze. Mijały dni, tygodnie, miesiące, a oni wciąż nieprzerwanie mieli o czym ze sobą rozmawiać i na czym trwonić wspólnie czas. Skończyli studia, zajęli się swoimi profesjami, zamieszkali razem i cieszyli się sobą, jak tylko mogli. Byli przykładną, kochającą się parą, która nigdy nie wyciągała przy znajomych swoich starć i wszystko starała się rozwiązywać pokojowo.
Pięć lat po tym, znowu pojawił się nad tą rzeką. Kiba i Naruto gonili go ile sił, nawołując głośno imię swojego przyjaciela, który parł wściekle przed siebie, gotów do zamordowania kogoś. Guziki białej koszuli rozpięły mu się pod szyją, jeszcze przed tym, kiedy widział, jak jego kuzyn ewidentnie nie dawał spokoju Sakurze podczas imprezy urodzinowej jego matki. Choć Sasuke zawsze był zrównoważony, to kiedy popadał w zazdrość, stoicki spokój natychmiastowo przemijał.
— Zabiję gnoja — wychrypiał, podwijając rękawy.
Dostrzegł go, idącego brzegiem rzeki, z marynarką przerzuconą przez ramię. Byli tacy podobni. Z wyglądu, z charakteru. Nawet kroki stawiali niemalże identycznie. Gwizdał wesoło, patrząc w sobie znanym kierunku i właściwie nic go nie interesowało.
Itachi mówił, że zawsze taki był. Zdystansowany, szarmancki, do bólu opanowany. Przerażał tą postawą, tym chłodem i nieprzewidywalnością. Klarowne decyzje, zero pomyłek na koncie, wiara we własne decyzje. Enigmatyczny byt, który przyciągał kobiety jak magnes, a on akurat musiał się uprzeć na jego Sakurę.
Nieważne, że ona go nie dostrzegała. Ważne, że on dostrzegał ją aż za bardzo.
— Shisui! — Sasuke wrzasnął w końcu, zatrzymując się kilka metrów za nim.
Mężczyzna zwrócił się z uśmiechem w stronę młodszego kuzyna i już wiedział, co ich czekało. Odrzucił na trawę swoją marynarkę i odpiął guziki mankietów, patrząc prosto w czarne, żądne mordu oczy.
— Zapraszam — wyszeptał, rozpościerając swoje ramiona.
< <> >
— Madara, możesz streścić, jak wygląda sytuacja? — Głos Kiby rozbrzmiał nagle w słuchawce, na co Sasuke się wzdrygnął.
Choć entuzjazm Inuzuki zwyczajnie zaczynał go irytować, starał się to ukrywać. Złość powstawała z zazdrości. Nie mógł zdzierżyć tego, że jego przyjaciel nosił w sercu tak wielkie pokłady wiary i nadziei w to, że dziewczyny były całe i zdrowe, a jego samego nie było na to stać.
— Zaraz wyciągnę klamkę i odstrzelę łeb tej purchawce — warknął kapitan, nie kryjąc swojej irytacji. — Gra niewinnego i pokrzywdzonego. Uważa, że atak na Japonię był środkiem zapobiegawczym, ponieważ uważał, że to my pierwsi chcieliśmy zaatakować Koreę.
— Niech ja drania dostanę w swoje łapy — wycedził Kiba — rozszarpię go na drobne kawałeczki.
Chłopcy na czas konferencji prasowej rozstawili się w strategicznych punktach, wokół budynku, w którym odbywało się wydarzenie. Czekali na to, aż Onoki i jego nieliczna obstawa opuszczą kongres i udadzą się do hotelu, w którym generał koreańskich sił zbrojnych miał zamiar spocząć tamtego wieczora. Problem polegał na tym, że jeszcze nie mieli pojęcia, pod jaki adres się udać; środki bezpieczeństwa utrudniały weryfikację, poprzez rozpowszechnienie kilku różnych informacji na temat miejsca pobytu.
— Dobra, Naruto. Powoli się zbierają. Szykuj sprzęt — zarządził starszy Uchiha.
— Przyjąłem.
Uzumaki jako naczelny specjalista w Fearless od komputerów, namierzania, łączności i wszystkiego, co związane było z techniką i informatyką, miał za zadanie namierzyć Onokiego tuż po tym, kiedy Kiba użyje podstępu i zaryzykuje powodzenie ich misji.
Sasuke obserwował spore drzwi w holu, zza których miał wyłonić się ich cel. Kiedy tylko przejście zostało otwarte, z wnętrza sali konferencyjnej, pełnej dziennikarzy i urzędasów, wymaszerowało kilku żołnierzy, pomiędzy którymi znajdował się Madara. Wymienili krótkie spojrzenia, po chwili znikając sobie z oczu.
— Wsiadł do windy — szepnął Sasuke i zwrócił się ku schodom.
Kiba obstawiał wejście do budynku, w towarzystwie innego żołnierza, który nieustannie do niego mówił. Inuzuka krył twarz w cieniu wojskowego kaszkietu. Choć znał koreański bardzo dobrze, to udzielał zdawkowych odpowiedzi i udawał całkowicie niezainteresowanego rozmową, nie chcąc, by zdradził go jego akcent. Kiedy Onoki wyszedł z wieżowca, Kiba wziął głęboki wdech i nagle ruszył prosto na starca. Inicjując przypadkowe staranowanie mężczyzny, zrzucił mu z głowy czapkę, ozdabiając własną twarz niewinnością i zaskoczeniem.
— Co ty robisz?! — warknął generał, kiedy chłopak gorliwie schylił się po nakrycie głowy.
Zgiął się w pasie, wyciągając przed siebie dłonie i oddał własność Onokiemu, który ze złością wyrwał ów przedmiot, wcześniej wytrzepany przez oszusta.
— Z którego korpusu jesteś? — Mężczyzna zaskoczył Kibę.
Pociemniałe oczy japońskiego agenta zwróciły się ku pomarszczonej twarzy wroga jego ojczyzny, który taksował go rozwścieczonym wzrokiem.
— Młodszy sierżant, Sung Jin Jeong, Wojska Lądowe KAL. — Inuzuka zasalutował po czym ponownie pochylił się do przodu. — Proszę wybaczyć moją nieostrożność, generale.
Cofnął się w tył, stukając obcasami oficerek o kamienne schody. Onoki patrzył na niego jeszcze przez chwilę, jednak, pospieszony przez swojego sekretarza, w końcu ruszył przed siebie.
— Gotowe — sapnął w słuchawkę, czując na sobie wystraszone spojrzenie żołnierza-gaduły, któremu nagle odebrało mowę. — Zbieramy się.
— Nawet sobie nie wyobrażacie — warknął Madara, uderzając przegubami o kierownicę. — On mówił to w taki sposób, jakby sam w to wierzył.
— Przewiń — mruknął Kiba z papierosem w gębie, siedząc z tyłu wypożyczonego samochodu. — Jestem bardzo ciekawy.
— Onoki wmówił tutaj wszystkim, że Japonia już od dawna wykonywała ruchy, będące zagrożeniem dla Korei — wymamrotał, obserwując GPS, w którym pokazywali się oni i jadący kilkadziesiąt metrów przed nimi Onoki. Kibie z powodzeniem udało się przymocować do wnętrza jego czapki pluskwę. — Wspominał również o sygnałach od szpiegów, że szykujemy na nich jakąś broń biologiczną, czaicie? Podżegał tych wszystkich polityków i wojskowych do wiary w to, że chcemy szerzyć bioterroryzm. Zarzekł się, że zdusi to wszystko w zarodku, w samej Japonii, którą obejmie kwarantanną. Podobno nasza broń biologiczna zabije nas samych.
— Z tego co wiem, to ten ich koreański, popaprany naukowiec Deidara był podejrzany o montowanie jakiejś broni — wtrącił Sasuke. — Coś mi tu śmierdzi. Wszystko mi śmierdzi! To nienormalne, że Japonia została nagle odcięta od świata. Wiadomości, internet, gazety… nigdzie nie ma wzmianki o tym, że wybuchła u nas wojna.
— Na pewno gdzieś coś jest. Niemożliwe, by tak zwyczajnie nas odcięli. Tylko źle szukamy.
— Wtedy w więzieniu podsłuchałem żołnierzy. — Sasuke podrapał się po brodzie. — Mówili coś o tym, że na chwilę przed atakiem padły wszelkie sieci, Internet, ekrany w telewizorach jedynie śnieżyły…
— Zaraz! — Kiba chwycił za przednie fotele i wyciągnął szyję, przechylając się do przodu, by dobrze widzieć kolegów. — Pamiętacie? Kilka dni przed atakiem na Japonię, było głośno właśnie o tym dupku Deidarze i wybuchu w laboratorium. Podobno jakoś się z tego oczyścił.
— Co w związku z tym? — Madara zerknął na niego ukradkiem. — Jak są jebnięci to ich sprawa.
— Nie rozumiesz? Skoro Onoki odwołał się do bioterroryzmu, to znaczy, że coś musi być na rzeczy… Skoro mówi takie bujdy i twierdzi, że Japonia ulegnie samodestrukcji, może zwyczajnie chce, by świat myślał, że to sabotaż!
— Chcesz powiedzieć, że oprócz zbombardowania nas i wejścia koreańskich wojsk, dosrali nam jeszcze jakimś wąglikiem w listach? — Madara zacisnął palce na kierownicy.
Sasuke zmarszczył czoło. Nagle przez jego głowę przebiegło wspomnienie sprzed kilku dni, kiedy spotkał z Sakurą tego dziwnego człowieka na ulicy. Po chwili wydało mu się to śmieszne.
— Przestańcie — prychnął i włączył radio, przez które zaczął wywoływać Naruto.
— Kierują się do pierwszego hotelu — powiedział Uzumaki. — Drugi jest w zupełnie innym kierunku. Już jestem prawie na miejscu, spotkamy się w środku.
— Uważaj na siebie… — Młody Uchiha przyłożył do czoła sprzęt i zamknął powieki.
Choć niejednokrotnie miał do wykonania tak ciężkie misje, tym razem serce waliło mu jak oszalałe. Nie bał się, że coś schrzanią. Bał się, że jeżeli to zrobią, to straci szansę na to, by wrócić do Japonii i spróbować…
— Kiba, ty draniu — syknął, kręcąc głową.
— Co? — oburzył się Inuzuka. — O co ci chodzi?
— Zróbmy to szybko. — Sasuke zaczął ściągać z siebie sztywny, denerwujący go mundur. — Chcę jak najszybciej dostać się do Tokio.
Stali naprzeciwko siebie, patrząc sobie w oczy. Fearless po raz pierwszy musiało wykonać swoją misję perfekcyjnie, bez najmniejszego potknięcia.
— Jesteście gotowi? — Madara dotknął paska spodni, za którym trzymał kilka noży. — Jeżeli damy dupy, to pogrążymy Japonię całkowicie. Wolę nie być dziwką odpowiedzialną za destrukcję naszego kraju.
— Nie mogę się doczekać, aż poderżnę mu gardło — sapnął Inuzuka, rozciągając się.
— Naruto — mruknął Sasuke — zająłeś się kamerami?
— Owszem — odparł, skinąwszy głową.
— No więc nie pozostaje nam nic innego, jak udać się do pokoju na końcu korytarza. — Kapitan ruszył w stronę drzwi. — Błagam. Nie dajcie się zabić, dobrze?
— Masz to jak w banku. — Kiba podążył za nim.
Od tamtej pory wszystko w oczach Sasuke rozgrywało się błyskawicznie. Wyszli z pokoju, nawet nie przykuwając uwagi dwóch żołnierzy, którzy obstawiali apartament Onokiego. Sasuke i Madara byli najwięksi, toteż właśnie oni podeszli do uzbrojonych mężczyzn, bez słowa się do nich uśmiechając. Nim strażnicy zdążyli zareagować, oboje otrzymali kule w serce wystrzelone z krótkiej broni z zamontowanymi tłumikami.
Kiba nacisnął na klamkę drzwi, których nie zakluczono, i pchnął je z chłodnym uśmieszkiem, wyciągając przed siebie broń. Choć razem z Naruto pewnie wskoczyli do środka, miny szybko im zrzedły. Spodziewali się, że w środku zastaną maksymalnie czterech ochroniarzy, jednak okazało się, że było ich aż dziewięciu.
— No nieźle — mruknął Inuzuka, kiedy mężczyźni patrzyli na nich z niemałym zaskoczeniem.
Szybko jednak zrozumieli, że zostali zaatakowani. Kiba i Naruto przeskoczyli za kanapę, chcąc mieć jakąkolwiek osłonę, a Madara razem z Sasuke wkroczyli do środka, robiąc ze zwłok strażników tarcze. Musieli rozegrać to w ułamku sekundy, by ich przeciwnicy nie zdążyli oddać hucznych strzałów.
Uchiha rzucili swoimi martwymi zdobyczami w najbliższych agentów i strzelili im w głowy. Madara doskoczył do kolejnego, który ułamek sekundy później runął na ziemię z nożami w szyi. Naruto wyeliminował dwóch szarżujących na niego mężczyzn, za to Kiba błyskawicznie pozbawił życia trzech następnych, jako najlepszy snajper Fearless.
— Jeszcze jeden… — wycedził sam do siebie.
Nim jednak zdążył go ujrzeć, lufa tłumika wysunęła się spomiędzy zasłon, a chwilę później piorunujący ból rozszedł się po jego lewym ramieniu.
— Surwysyn! — chrząknął, zaciskając powiekę.
Upuścił broń i zakrył wolną dłonią ranę. Sasuke doskoczył do niego i osłonił własnym ciałem, chwilę później odnajdując ostatniego delikwenta wzrokiem. Już miał oddać strzał, kiedy wyręczył go rozwścieczony Uzumaki.
— Ktoś tu wraca do żywych… — Madara poklepał blondyna po ramieniu i zamknął drzwi apartamentu na klucz.
Skonfundowani zaczęli rozglądać się po pokoju, w którym brakowało najważniejszej dla nich osoby. Sasuke przycisnął do ramienia przyjaciela znaleziony na półce, hotelowy ręcznik.
— Trzymaj się.
Kiba skrzywił się głupkowato i po chwili wbił wzrok w drzwi łazienki, za którymi słychać było jakieś dźwięki. Otworzyły się one, a ze środka wybiegła młoda dziewczyna, w mocnym makijażu i lateksowym stroju. Zaraz za nią pojawił się Onoki, owinięty w pasie jedynie ręcznikiem.
— Fetyszysta — wycedził przez zęby Inuzuka, który z bólu musiał przysiąść na krzesełku i zaczął zajmować się jak gdyby nigdy nic swoją raną.
Prostytutka stała zszokowana pod balkonowymi drzwiami i patrzyła na jedenaście trupów, nie potrafiąc wykrztusić słowa. Onoki natomiast zmarszczył w złości czoło, aż w końcu popatrzył na chłopaków.
— Danzou… — wyszeptał. Zerknął na Inuzukę i zacisnął zęby, prawdopodobnie przypominając sobie incydent pod budynkiem, w którym odbyła się konferencja. — Ten drań…
— Co z nią zrobimy? — Sasuke wskazał na dziewczynę, która w przerażeniu kręciła głową i szeptała coś w niezrozumiałym języku.
— No dajcie spokój, nie zabijemy tej laski! — Kiba machnął na nią ręką. — Bogu ducha winna dziewczyna…
W tym momencie Onoki podniósł broń jednego ze swoich martwych ochroniarzy i wycelował nią w jego towarzyszkę zabaw. Bez wahania pozbawił ją życia, a kiedy spostrzegł, że chłopcy do niego celowali, odłożył gnata na komódkę.
— Spokojnie — powiedział po japońsku, obchodząc wielki fotel, na którym spoczął. — Nic nie miałbym z tego, że zabiłbym któregoś z was. Czego ode mnie chcecie?
Popatrzył ze zmartwioną miną na wszystkie trupy i westchnął głośno.
— Właściwie to nic — odparł Madara. — Musimy cię jedynie zabić.
— Danzou wam kazał?
— Nie twój interes, śmierdzący skrzacie — wycedził rozżalony Kiba, patrząc na kałużę krwi, która rozciągałą się pod martwą dziewczyną. — Zdechniesz za to, co zrobiłeś naszej ojczyźnie. I nam. Twoi żołnierze...
Śmiech wrogiego mężczyzny przebiegł przez cały apartament, dzwoniąc chłopakom w uszach. Trwało to chwilę, rozwścieczając oddział do reszty. Sasuke obserwował generała czując obrzydzenie i nienawiść, ale miał dziwne przeczucie, że ich oskarżenia… właśnie trafiły pod niewłaściwy adres.
Onoki otarł ostentacyjnie łzy i oparł potylicę o wezgłowie fotela.
— Tacy biedni… Nieświadomi — wyszeptał i popatrzył na każdego z nich. — Głupie marionetki. Gracie jak wam zagra, prawda?
Naruto zacisnął zęby i niebezpiecznie podniósł broń, chcąc zabić ich cel, jednak Madara go powstrzymał.
— Co wam tam powiedział? Że jeżeli mnie zabijecie, to odzyskacie wolność? Że będziecie mogli wrócić i walczyć za Japonię? Albo uciec? Szukać bliskich? — Starzec sięgnął po kolejną broń, która leżała tuż pod jego nogami. Zaczął ją oglądać. — Zdajecie sobie sprawę, że to nie moje wojska stanowią oblężenie?
— O czym ty mówisz? — syknął Uzumaki. — O czym ty pierdolisz?!
— W czasie, kiedy wy polujecie na mnie, wasz kraj jest trawiony przez obrzydliwego wirusa — wyszeptał, uśmiechając się. — Ludzką wściekliznę, która zbiera przerażające żniwa.
Sasuke poczuł jak jego ciało zastyga przez nienaturalną trwogę. Nie chciał dopuścić do siebie tych słów.
— Jeżeli wasi ludzie szybko nie wpadną na to, jak ostrzec Japończyków ani jak z tym walczyć… Z cudownego kraju Kwitnącej Wiśni, zupełnie nic nie pozostanie. Nic, ani nikt.
— Ty gnido! — Sasuke nie wytrzymał.
Podbiegł do mężczyzny i zaczął go szarpać, a chłopcy pochłonięci przez te przerażające informacje, nie byli w stanie ani go powstrzymać, ani mu pomóc.
— Nie ja jestem autorem tego pomysłu — chrząknął starzec, mocno zaciskając dłoń na rękojeści pistoletu.
Sasuke odsunął się o krok, czując, jak łzy napływają mu do oczu. To, czego się właśnie dowiedzieli, wydawało się stokroć gorsze niż zwyczajna wojna.
— No, ale skoro już mnie macie… To nie mogę sprawić, by Korea mnie za cokolwiek obwiniała — wyszeptał Onoki, wznosząc rękę. — Pozdrówcie ode mnie drogiego Danzou. Liczę na to, że szybko otworzycie oczy.
Sasuke odruchowo skrzyżował ramiona przed twarzą, odchylając się na bok, kiedy usłyszał cichy wystrzał, a jego twarz skropiło coś gorącego. Odchylił ręce i obserwował gasnące spojrzenie generała, który osuwał się po fotelu
— Musimy… Musimy wracać… — stęknął Madara, tępo wpatrując się stygnące ciało, kiedy nieprzyjemna cisza zaczęła się niebezpiecznie wydłużać.
— Natychmiast. — Kiba poderwał się z krzesła i podniósł z ziemi broń. — No ruszcie dupy! Sasuke!
Młodszy Uchiha mechanicznie za nimi ruszył, jednak powstrzymał ich chłodny ton Naruto, który nieustannie stał w miejscu.
— Zrozumieliście, co chciał nam przez to powiedzieć, prawda?
< <> >
— Dalej! Tak niewiele zostało! — krzyknął Kakashi, odrzucając resztki gruzu w tył.
Wszyscy się zatrzymali, kiedy drobne kamienie zsypały się w dół, tworząc niewielką dziurę. Zimne powietrze uderzyło w ich rozgrzane twarze. Po drugiej stronie dostrzegli śnieg.
— Zawalił się dach czy ściana? — syknął Shisui, odpychając do tyłu zmachaną Sakurę, Hinatę i Kejżę, która dołączyła jako ostatnia. — Kakashi, musimy się zastanowić. Co jeżeli…
— Nad niczym nie będę się zastanawiał! — warknął Itachi, popychając go lekko w bok. Sam zacisnął usta i wziął zamach, by z partyzanckiego kopniaka pchnąć resztę pokruszonej ściany.
Huk rozszedł się echem po okolicznych korytarzach. Uzbrojeni mężczyźni od razu chwycili w dłonie broń i zaczęli celować przed siebie, wchodząc dalej.
— Zostańcie tutaj. — Kakashi popatrzył na kobiety. — Gdyby coś się działo, zmiatajcie na górę i ryglujcie drzwi, jasne?
Szedł tuż za chłopakami, bacznie obserwując ich plecy. Kalkulował, jak bardzo mogą się zawieść. Nie mieli pojęcia, w jakim stanie była tamta część więzienia i jak wiele osób przetrwało. Skoro Mayako tak nagle przestała się odzywać, coś musiało się wydarzyć.
Spojrzał w górę. Dach rzeczywiście był uszkodzony, stąd to całe gruzowisko. Wokół było tak cicho, że słyszał własne myśli. Na plecach czuł wzrok pozostałej reszty. Przełknął głośno ślinę, chcąc powiedzieć coś do chłopaków, kiedy nagle zarejestrował ruch.
— Z przodu! — ryknął.
Zdezorientowani Uchiha zaczęli się rozglądać, kiedy nagle wydali z siebie— niemalże równocześnie — cichy jęk. Itachi runął na ziemię jak długi, kiedy jego twarz dosłownie zalała się krwią, a Shisui, obejmując brzuch, opadł plecami o ścianę.
— O mój Boże… — Znajomy, dziewczęcy głos przeszył przejście, a zaraz z ciemności wyłoniły się dwie, niewielkie sylwetki. — Itachi! Nie chciałam!
Tennotsukai rzuciła się na mężczyznę, który mimo bólu objął ją mocno i skrył twarz w jej szyi, głośno wzywając jej imię. Hatake był pewny, że jego podopieczny płakał. Mayako, która okazała się drugą sprawczynią tej sytuacji, skrzywiła się, patrząc na Shisuiego.
— Sorry? — mruknęła, wzruszając ramionami, kiedy zgromił ją wściekłym wzrokiem. Nigdy nie darzyli się specjalną sympatią. — Nie moja wina! Byłyśmy pewne, że to te popaprańce z zewnątrz! Kiedy próbowaliśmy się przebić do was, usłyszeliśmy, jak zaczynają tu krążyć, więc się wycofaliśmy.
Kakashi wyjrzał ponad ramieniem Okanao. Za dziewczynami, w mroku, stało zaledwie tuzin osób, które w przerażeniu obserwowały sytuację. Głównie inni strażnicy, kilku więźniów i dwie babunie, które pracowały na kuchni.
— Tylko tylu was zostało? — zapytał Kakashi, patrząc smutno w szare oczy Mayako.
Ta otworzyła szerzej powieki i podbiegła do samotnego Uchihy, pomagając mu stanąć na nogi.
— Ichirei, ruszaj dupsko! — Odwróciła się do reszty i machnęła na nich ręką. — Szybko! Zaraz się przedostaną! Zupełnie o tym zapomniałam!
— Co?! — Kakashi pomógł Itachiemu. — O czym mówicie?!
— Tamta strona więzienia została opanowana przez tych pieniących się skurwysynów — wycedziła Maya, ciągnąc za sobą policjanta. — Przedarli się już przez wszystkie przejścia i właśnie forsują ostatnie. Mam nadzieję, że tutaj się jakoś skutecznie od nich odetniemy! Ej, tam, z tyłu! Ruszajcie te swoje dupska, bo was sama pozabijam!
— Kakashi, co ty tutaj właściwie robisz? — Ichirei popatrzyła na niego, pocierając zmarznięte ramiona.
— Udało nam się tu dostać dzięki temu, że Itachi porozumiał się z Kejżą — odparł, kiedy zaczęli przechodzić przez zawalony korytarz.
Pracownice więzienia na widok swoich przyjaciółek, oszalały z radości. Kiedy jednak wzrok Sakury i Mayako się spotkał, Haruno zrobiła zbolałą minę. Okanao podeszła bliżej niej i złapała ją mocno za rękę.
— Co jest, różowa? — zaśmiała się, spoglądając na swoich ludzi. — Tutaj jakoś przeżyjemy, nie martw się. Chłopaki pewnie niedługo nas wydostaną.
— Maya… — Hinata zwróciła uwagę Okanao. — Ty nic nie wiesz, prawda?
Blondynka kręciła z niezrozumieniem głową, czując, jak łzy same napływają jej do oczu. Choć jeszcze nie miała pojęcia, co dziewczęta mają jej do powiedzenia, wiedziała, że nie będzie to nic dobrego.
— Jednostka wojskowa została zbombardowana jako pierwsza… — powiedziała Sakura. — Podobno dosłownie nic po niej nie zostało.
Dziewczyna patrzyła na nie, nic nie mówiąc. Puściła rękę młodej lekarki i rozejrzała się po innych ludziach. Kejża spoglądała na nią ukradkiem, jakby nie dając po sobie poznać, że też była przerażona. Wciąż kręciłą głową, kląc pod nosem i pocierając twarz dłońmi. W przypływie złości kopnęła większy kamień, który przeleciał przez pół korytarza.
— Nie wierzę w to — wyszeptała do samej siebie. Zaśmiała się i skryła oczy pod przedramieniem. — Nie wierzę.
— Mayako. — Hinata chciała do niej podejść, ale dziewczyna sprawnie ją ominęła i podeszła do ludzi, których razem z Ichirei tutaj doprowadziła.
— To nie wszyscy. Jeszcze jeden. Jeszcze jeden! Gdzie on jest?
Długi cień sunął się po ścianie korytarza po drugiej stronie dziury. Okanao zaczęła delikatnie popychać wszystkich w tył, sięgając do pistoletu, który miała za paskiem. Nawet nie wiedziała, czy zostały jej jakieś naboje. Miała jednak pewność, że troje policjantów ją ubezpieczało.
— Jeżeli ktokolwiek się zaraził, bezwzględnie odstrzelę mu łeb — wyszeptała.
Męska sylwetka w końcu weszła w smugę światła, odsłaniając swoją twarz. Sakura natychmiast skupiła wzrok na oczach więźnia, jednakże czyste białka dały jej do zrozumienia, że był zdrowy. Nagły krzyk Rin sprawił, że aż podskoczyła w miejscu i dopiero po chwili zrozumiała, na kogo tak właściwie wszyscy patrzyli.
— Obito!
Od Mayako: SIEEEEMAAAAAAA
Jejku, jak dawno mnie tu nie było. Ale powiem wam, że po tym wyczerpującym pisaniu pracy i obronie, musiałam jeszcze trochę sobie odsapnąć, by móc wrócić na spokojnie. Kolejny rozdział mam już zaczęty, ale nie jestem w stanie określić tego, jak szybko on się pojawi, ponieważ w najbliższy piątek, z samiutkiego rana, jadę do Wrocławia na ślub mojego przyrodniego brachola, a w sobotę zwiedzam Oświęcim. <3 Za to w następny piątek, w nocy na sobotę, wyjeżdżam z lubym, by nieco odpocząć w dziczy i biwakując. Możliwe, że zahaczymy też o morze!
Dobrze. Wypocznę, zresetuję się i zabiorę do wszystkiego, co przede mną. Ten rok będzie ciężki, by w następnym móc rozpocząć wymarzoną magisterkę. <3
Dziękuję Kayo. <3 Dziś wyjątkowo mnie za bardzo nie zrugała, no szoken pizden. xD
W ogóle to powiększyłam trochę czcionkę i zaczęłam wrzucać też rozdziały na wattpada. Zapraszammmm: klik.
Oj jak jak zazdroszczę ludkom, którzy mogą przeczytać całe "Zamknięte dusze" na raz, a nie czekać co trochę na następny rozdział. -_-
OdpowiedzUsuńJEST! NARESZCIE!
Nie wiesz jak nie mogłam się doczekać tego rozdziału. To, że spora część była poświęcona chłopakom normalnie mnie urzekła. Nie wiem czy wiesz, ale kocham twojego Kibę, jak i Sasuke.
Czekam na następny, ale liczę, że to nie będzie znowu za kilka miesięcy. XD
Jesteś trzecią osobą, która daje mi to do zrozumienia z Zamkniętymi. xD
UsuńNie będzie!
O jaki ten rozdział dobry. I nie chodzi o same jakieś kwestie merytoryczne, bo to wychodzi Ci bardzo dobrze, ale o dialogi.
OdpowiedzUsuńWielki szacunek dla Kakashiego. Naprawdę dodałaś mu tego, co zawsze szanowałem u niego w samej mandze. On się nie pierdoli w tańcu, stwierdza fakty, rzadko się myli. To, jak wjechał na sumienie Sakury było wspaniałe.
Akcja z chłopakami, choć nie kipiała początkowo sensacją, również mi się podobała. Nie jest to jakieś zajebiście złożone, ale mimo wszystko naprawdę jasno opisujesz wydarzenia i człowiek się nie gubi. Myślę, że jeżeli w przyszłości będziesz wydawać książki, to będą raczej horrory, akcja itp. No, wracając do Fearless. Sytuacja w apartamencie. Szybka akcja, bez zbędnego gibania, czyli taka, jaką wykonują płatni zabójcy. Wydaje mi się, że chłopaków śmiało można pod tym podpisać. W bodajże pierwszym rozdziale, opisując ten zespół, napisałaś, że brzydzą się wielu swoich czynów - stąd ten wniosek. Tak samo jak Tasak uważam, że fenomenalnie prowadzisz Kibę. Wiem, nie raz wspomniałaś, że będzie on miał duże znaczenie dla tego bloga, więc to może dlatego.
Samobójstwo Onokiego było ciosem, bo czytelnicy mieli wrażenie, że chłopaki wyciągną z niego co się da i dowiemy się więcej, a tu się okazało, że wiemy jeszcze mniej niż na początku. Chociaż po "zrozumieliście, co chciał nam powiedzieć?" myślę, że się domyślam.
No i końcówka. W sumie śmiechłem po znokautowaniu chłopaków. Zastanawia mnie postać Obito, co wniesie do rozdziału. A także nacisk Mayako na zabijanie. Czuję, że stanie się ona naczelnym mordercą ekipy z więzienia.
Czekam niecierpliwie na następny rozdział i również mam nadzieję, że nie będzie to trwało kilka miesięcy. ;-;
Obito to osoba, która będzie miała trochę brudne sumienie, ale nie z wyrobu. Nie będzie miał gigantycznego wpływu na bloga, ale wypełni pewną część fabuły, sprzed wydarzeń opisanych od prologu.
UsuńMadara, Shisui, Itachi, Sasuke, Obito! Natężenie Uchihów w tym opowiadaniu jest paraliżujące, elektryzujące i strasznie podniecające! Och, ile mordeczek... <3
OdpowiedzUsuńNo, ale ten... tak właściwie to nie wiem, co napisać. Bardzo tęskniłam za Protokołem, za jego klimatem, za tym jak bez wytchnienia pochłaniam kolejne linijki tekstu (co ostatnio rzadko mi się zdarza), za wszystkim. xD Nie wiem, serio, to jest tak dobre, tak dobre... na dobre opowiadania brakuje mi słów i zwyczajnie ich nie komentuje, lecz PODZIWIAM.
Ejejeje, Wrocław to wcale nie daleko ode mnie. xD Mam piwo, jak będziesz chciała, to wpadaj. Mam też małe kotki. Chętnie Ci je pokaże. :)
Buziakiii :3
Właśnie mi uświadomiłaś, że mimo nienawiści do Uchihów, zapełniam nimi bloga. xD
UsuńKURNAAAAA, jak będę miała lukę czasową, to kradnę tacie samochód i do Ciebie jadę. xD <3 A NA KOTKI POLECĘ ZAWSZE. KOTKU. MRR, MRR
Uchihowie opanowali Protokół, to fakt niezaprzeczalny!
OdpowiedzUsuńAle, ale od początku :D
Dobrze, że Kakashi wjechał na Sakurę, bo jakby dalej smęciła, to by nasza tokijska śmietanka towarzyska długo pociągnęła. Co prawda, Sakura nie jest tak dobra jak Tsunade, jednak w tej chorej sytuacji każda para rąk jest mile widziana, czyż nie?
Rozmowa Sasuke i Kiby chwyciła mnie za serduszko. No dobra, nie cała rozmowa, tylko wyznanie i historia Inuzuki... One były takie kurewsko smutne :(
Wspomnienie pierwszego spotkania naszego SS... po prostu śmiechłam XDDD Wielki lord Uchiha dał się poturbować Sasoriemu? Normalnie muszę to sobie zapisać w kalendarzu :D
Gdy sobie wyobraziłam Kibę i Naruto biegnących za wkurwionym Sasuke i wołających go, to też parsknęłam śmiechem, nie wiem czemu. Ale szybko mi przeszło jak przeczytałam fragment z Shisuim, bo gnojek podbijał do zajętej dziewczyny (Nienawidzę takich typów). Trochę szkoda, że nie opisałaś ich bójki, gdyż jestem ciekawa, kto komu obił pysk...
Teksty, które padły w trakcie analizowania przemówienia i obecnej sytuacji, mnie rozwaliły, zwłaszcza "Odstrzelę łeb tej purchawce." i "Jak są jebnięci to ich sprawa". Przy okazji, jak Kiba zapamiętał swoje fejkowe dane osobowe oraz pozycję w koreańskim wojsku, co? Ja wiem, że on nie raz i nie dwa podawał się za kogoś, kim nie jest, ale no... Normalnie brak mi słów.
Akcja chłopaków normalnie MIAZGA <3 Mogłabym czytać te opisy w nieskończoność, szkoda tylko, że Kiba oberwał, ale z reguły ci, co obiecują, iż nie dadzą się zabić (Inuzuka to zrobił), obrywają.
"Właście to nic. Musimy cię tylko zabić." Spokój, z jakim Madara wypowiedział te słowa mnie poważnie przeraził. Z drugiej jednak strony, mnie troszkę rozbawił, bo nie ma to jak wparować komuś do pokoju, rozwalić mu ochroniarzy (Tak przy okazji, czemu chłopaki sądzili, że Onoki'emu towarzyszy tylko ich garstka, skoro jest on bardzo ważną szychą w politycznym świecie?) i na końcu oświadczyć, iż jego też muszą rozwalić.
Bardzo podoba mi się to, że Fearless nie są bandą maszynek do zabijania, tylko ludźmi z uczuciami, którzy zrobili to, co zrobili, bo zostali do tego zmuszeni... Szanuję za to!
Onoki i Danzou dwa pieprzone siebie warte skurwysyny. Dobrze, że jeden ze sobą skończył, teraz trzeba jeszcze poczekać aż Danzou pójdzie w jego ślady, ale znając życie, to ktoś będzie musiał mu pomóc rozstać się z tym światem, bo z własnej woli to on na bank nie odejdzie... Wracając do Onoki'ego, mógł śmierdzący skrzat (Kiba kocham cię za ten tekst XDD) co nieco zdradzić, a nie siać jeszcze większy zamęt w głowach naszych chłopaków. Z drugiej jednak strony zdradzanie motywów działania Danzou (bo to on za wszystkim stoi, co nie?) w czwartym rozdziale zniszczyłoby całe budowane do tej pory napięcie. I tak źle, i tak niedobrze.
Biedny Itachi, dostał bęcki od własnej kobiety XD Z kolei, Shisui sobie poniekąd zasłużył... Sorry, Shisui, ale taka prawda! *podnosi dłonie w geście obronnym*
Obito?! A cóż on tam robi?! Mam dziwne wrażenie, że on coś zmaluje (Jak dla mnie współpracuje z Danzou), lecz pewnie się mylę.
Tak jak moi "przedmówcy" również tęskniłam za Protokołem, za klimatem, opisami sytuacji i uczuć bohaterów i za zajebistą przyjemnością czerpaną z czytania tego cudeńka :D
Pozdrawiam i życzę udanych wakacji!
PS. Chyba nie muszę pisać, że też jestem w teamie "Nie chcę czekać na kolejny rozdział kilka miesięcy", co nie? A tak na serio, to (nie)cierpliwie poczekam na kolejny rozdział, tyle ile trzeba będzie <3 Ale nie obraziłabym się, gdyby pojawił się szybciej od tego, naprawdę XDD
JEJUNIU, JAK JA LOVE TAKIE KOMENTARZE. XD Kocham jak analizujecie to co piszę i zaskakujecie mnie tym, jak to odbieracie. <3
UsuńNie nie, tym razem rozdział pojawi się szybciej. Myślę, że maks dwa tygodnie. <3
Tak, ja wiem, że prawdopodobnie byłam jedną z osób, które najbardziej Cię tyrały o Protokół, a czytam dopiero po dwa dni później. Przepraszam. XD
OdpowiedzUsuńALE JEST! W KOŃCU JEST, YATTA! ♥
Yoo, na początek rzeczy, które rzuciły mi się w oczy:
"(...) bo możesz sobie jedynie wyobrażać to, co czujemy," — uciekła ci kropka na końcu zdania, a zamiast niej wlazł przecinek (te niegrzeczne przecinki! :| )
"— Pierwsze chwilę po bombardowaniu." — chwile*
"(...) zrobienie czegoś z zrozpaczoną dziewczyną." — nie jestem pewna, ale tu chyba lepiej brzmiałoby "ze"
Doobra, a teraz dalej:
SZANUJĘ ZA PODEJŚCIE KAKASHIEGO DO SAKURY. Serio. W pierwszej chwili wprawdzie stwierdziłam, że trochę za ostro ją potraktował, ale potem ruszyłam główką trochę bardziej; nie ona jedyna cierpiała, a zawadzała na tamten moment najbardziej. Jak dobrze, że nią wstrząsnął, chwała Ci.
Swoją drogą — aż się czuło siłę, jaka emanowała od Saku, gdy ta wstała, wyszła z tego pokoiku i postanowiła pomóc. No silna kobita, no. Odnajdzie Sasuke i do roboty! O, o, właśnie. Może ona zgniecie Danzou na kwaśne jabłko? Hehe. He.
Z kolei zirytowała mnie Ino. Dokładnie jak Kejży przyszło zauważyć, ma przy sobie Saia i łatwo jej mówić. Sama odchodziłaby od zmysłów, gdyby jej ukochany był na liście Nie wiadomo, czy żyją. Szczyt kretynizmu.
Jeszcze troszkę dalej:
CHŁOPAKI! ♥ NO JAK JA ICH KOOOCHAM, TAK MOCNOOO!
Wprawdzie uniosłabym się ze szczęścia, gdyby od początku w tej czwórce zamiast Madary był Shikamaru, bo to byłaby moja ukochana męska czwóreczka Naruto, ALE TEN MADARA JEST JAK NAJBARDZIEJ ZAJEBISTY. Dobry ziomuś, szanuję. I to jego uchihowskie podejście.
Przyznam szczerze: myślałam, że to Naruto będzie ich zapalnikiem, a tu proszę, Kibuś. No ale w Twoim przypadku to nic dziwnego, Majs. XD
NO I JAK PIĘKNIE ON MÓWIŁ O MAYAKO. Omnomnom. ♥ I to: Kocham Mayę. NO POWIEM CI, ŻE MNIE URZEKŁO. Należą im się te wakacje na hawajskich plażach, sącząc drinki.
Cieszę się, że Sasydż w końcu uwierzył w to, że Sakura mogła przeżyć. Można dziękować Kibie. Zastanawiam się jedynie, czy obie grupy odnajdą się w trakcie historii, łącząc siły i wspólnie wyżynając zainfekowanych (i mordując Danzou, a co!), czy może spotkają się dopiero pod koniec, gdy już będzie po wszystkim. A może natrafią na siebie podczas jakiejś finałowej akcji? No zastanawia mnie to, serio. xD NO CHYBA, ŻE BĘDZIE COŚ W STYLU CHUJ WAM W DUPĘ, TO TYLKO SEN. Zabiłabyś mnie. Potem ja Ciebie. Albo bym Cię nawiedzała, aż byś się zesrała, o.
No właśnie, tak w związku z Sakura-Sasuke: to wspomnienie świetne. No jebłam, gdy Sasuke obudził się z obitą twarzą. ♥ Ale fajnie, że pokazałaś nam ich spotkanie. Poza tym była to taka chwilowa, miła odskocznia od burdelu, który teraz ma miejsce w tej historii.
No i Sasori. Ciekawi mnie tylko, czy po tym dał jej spokój, czy jeszcze się przypierdalał. A MOŻE JESZCZE SIĘ POJAWI? I SASUKE OBIJE MORDĘ I SHISUIEMU, I SASORIEMU? Hyhy. Fajne by to było.
Ach, aż sobie wyobraziłam ten moment, gdy wchodzą do tego pokoju w przekonaniu, że przeciwników nie będzie wielu, a tu dwa razy tyle, co zakładali. xD Oczyma wyobraźni zobaczyłam normalnie jakąś grę komputerową, z tym, że tam byłby jeden bohater, nie czterej.
Auć, szkoda Kiby. Dobrze, że to tylko ramię, choć nie zdziwię się, jeśli potem będzie jakaś akcyjka, a to ramię mu utrudni zadanie. NO I SASUKE JAKI HEROICZNY, KUMPLA OSŁONIŁ, O. Dumna jestem z mojego Uchihy.
Szkoda, że Onoki sobie strzelił. Może dałoby się coś jeszcze z niego wyciągnąć, coś, co mogłoby im pomóc. Z drugiej strony dobrze — ciekawiej będzie, gdy będziemy obserwować to, jak chłopcy się męczą, fatygują i dowiadują nowych rzeczy.
SZKODA TYLKO TAMTEJ DZIWKI.
No, a teraz już najdalej:
UsuńJak ja kocham motyw "jebnęłam ci, bo myślałam, że jesteś tym złym". ♥ I to odniesienie się Mayako do Shisuiego — "Sorry?". Bezbłędne. Piękne.
Zrobiło mi się ciepło na serduszku, gdy Ichi wpadła w objęcia Itasia.
Scena, w której Mayako dowiaduje się, że jednostka wojskowa dostała jako pierwsza, chwyciła mnie za serce. Choć wiadome jest, że Kiba, Sasuke, Naruto i Madara żyją, normalnie się wzruszyłam i miałam w oczach łzy.
Danzou i Shisui — do piachu z nimi. No dobra, ten drugi ewentualnie do innego miasta, z dala od Sakury. Może i bym go nie zabijała, ale nadal jest w moich oczach kawałem głupiego fiuta.
No ale dobra, kłamać nie będę — i tak go polubiłam w Protokole. xD
No a tak ogólnie teraz:
Licznik zgonów nadal mnie śmieszy i pewnie nie przestanie, i pewnie będę Ci to wypominać w każdym komentarzu.
Kocham Twój styl, seerio. Na 28 mnie porwałaś, teraz też, wiesz o tym. Wprawdzie czytanie Zamkniętych przerwałam po dwóch rozdziałach, ale wrócę do nich — po prostu chciałam najpierw obejrzeć SnK, żeby lepiej wczuć się w Mikasę, ale spokojnie, jestem w trakcie, więc za jakiś czas tam powrócę!
Nie będę Ci wypominać czasu oczekiwania na ten rozdział, licencjat i obrona to wystarczające usprawiedliwienie.
A tu, o, ładny chujek w pozdrowieniu: c====8
Miłego wypoczynku!
Lol, tam w pierwszym zdaniu zamiast "po" miało być "go. Albo w ogóle miało tego nie być, nie pamiętam.
UsuńTo ten, na usprawiedliwienie powiem tylko: przepraszam za błędy.
Kiba. <3
OdpowiedzUsuńOh
OdpowiedzUsuńPrzebrnęłam właśnie przez te kilka rozdziałów i jestem trochę rozbita... Proszę.. błagam! Żeby jak najszybciej był kolejny rozdział. Historia jest tak niecodzienna dla fanfiku SasuSaku, że dech zapiera każda linijka. W dodatku to ciągłe napięcie powodowane naszą wiedzą a ich niewiedzą... ahhh!
Czekam niecierpliwie ;)