I want you to know, all is blacked out but continues to grow
I need you to see, nothing can change unless you believe
I won’t let it go I’ll stick to the plan
Now we’re deep in the throws
I won’t let it go
I’ll fight till the end
And then you will know
Tell the world I’ll survive
Who will save you now?
T E L L T H E W O R L D I ‘ M A L I V E
Les Friction - Who will save you now?
< <> >
Nie wolno ci podejść. Nie wolno, Sasuke.
Uderzył dłońmi w kierownicę, zaciskając mocno zęby. Słowa Sakury nawet przez chwilę nie próbowały opuścić jego głowy. Choć kotłowało się w niej tyle różnorakich myśli, to jedno, uciążliwe wspomnienie wciąż wypływało na wierzch, jakby nie chcąc dać o sobie zapomnieć. Obwiniał jedynie siebie — gdyby mógł jej cokolwiek powiedzieć, nie doszłoby do takiej wymiany zdań i wylewu frustracji. Haruno miała rację. Mogła czuć się oszukana, pominięta, wręcz w jakiś sposób odseparowana. Mimo iż wiedział, że robił to wszystko wyłącznie w sprawie jej bezpieczeństwa, to jednak doskonale potrafił ją zrozumieć. Pozwolił na to, by bała się czegoś, o czym nie miała bladego pojęcia.
To jeszcze gorsze niż strach przed czymś, co ma się przed nosem.
— Co jest — warknął, próbując podgłośnić szwankujące radio.
Nie reagowało ono jednak na wciskane przez niego guziki. Z głośników dobiegały jedynie szum i drażniące trzaski, jakby coś nagle przerwało transmisję. Każda stacja zachowywała się tak samo; jedyne źródło muzyki, wygłuszającej dźwięki zakorkowanej autostrady, zostało mu odebrane. Wściekł się — antena w jego aucie umiejscowiona była w szybie, a nie miał ochoty jeździć po mechanikach i wyrzucać pieniędzy na naprawy.
Westchnął głośno i założył ramiona na kierownicę, opierając o nie brodę. Od poranka minęło już kilka, niemiłosiernie dłużących się, godzin. Pojechał do jednostki, załatwił pare spraw, skąd został odesłany do bazy w Shizuoce, gdzie od rana stacjonował jego zespół. Madara zdążył go tylko powiadomić o tym, że Danzou miał dla nich kolejne zadanie, niecierpiące zwłoki. Oczywiście wcale mu się to nie widziało. Denerwował się, kiedy jego i Haruno dzieliło kilkanaście kilometrów, a co dopiero prawie dwieście. Stamtąd po prostu nie miał możliwości błyskawicznie się do niej dostać w razie jakiegoś wypadku. Dlatego planował pojechać do Shimury, udać, że zaangażuje się w kolejny plan, a potem… zniknąć. Jak reszta. Daleko od niego.
— Po jaką cholerę trąbicie — syknął, uderzając plecami o fotel.
Przetoczył auto o kilka metrów i znowu zgasił silnik, chcąc oszczędzać paliwo. Niewiele brakowało mu do miejsca docelowego, ale nie miał szansy tak po prostu uciec ze sznura samochodów. Pozostało tylko mozolne przesuwanie wozu w stronę skrzyżowania, za którym korek się rozluźniał. Zawiesił wzrok na uśmiechniętym pączku, wymalowanym na plandece niewielkiej ciężarówki, której właściciel również dzielił jego los, jako poirytowanego kierowcy. Starał się o niczym nie myśleć, ale za nic mu to nie wychodziło. Zaczął więc przywoływać do siebie wszelkie miłe wspomnienia z ostatnich dni, którymi odpędzał to nieustające uczucie niepokoju.
S A S U K E, P R Z E P R A S Z A M.
Wstrzymał oddech.
Stłumiony szum, przypominający rumor monstrualnych maszyn, wdarł się do wnętrza auta, które zaczęło drżeć. Ściągnął brwi i odpiął w pośpiechu pas, próbując wyjrzeć przez szyby, jednak jego widoczność była ograniczona. Pchnął drzwi i wysiadł, by spojrzeć w niebo.
Skulił się nieco, kiedy klucz samolotów F16 w mgnieniu oka przemknął w stronę, z której przybył. Krew zawrzała, a skurcze w podbrzuszu, spowodowane stresem, aż odebrały mu oddech. Trwoga, która opanowała umysł Uchihy oraz jego ciało jak i serce, potęgowała się z każdą kolejną sekundą. Stojące za nim auta zaczęły trąbić, kiedy te znajdujące się przed nim ruszyły dalej.
— Nie — wyrzucił z siebie na wydechu, wpadając do środka.
Odpalił silnik, który groźnie zaryczał, kiedy dał gazu. Zatrzymał auto milimetry przed bagażnikiem suva. Chwycił telefon i drżącymi rękoma próbował wyszukać kontakt do któregoś z chłopaków.
Musiał wiedzieć.
Nim wcisnął znajdującą się przy nazwisku Uzumaki, zieloną słuchawkę, komórka zaczęła wibrować, a na ekranie pojawiło się zdjęcie Kiby w durnej, imprezowej czapeczce.
— Mów! — ryknął, walcząc z nieprzyjemną gulą, utkwioną w przełyku. Zmienił bieg i zupełnie negując przepisy, wykorzystał lukę w kolumnie samochodów na pasie obok. Wślizgnął się w nią i strąbiony przez innych kierowców, przejechał skrzyżowanie na czerwonym świetle. — Mów, co się kurwa dzieje. Gdzie oni lecieli?
Milczenie Inuzuki wzbudzało w nim tylko większy szał. Słyszał jego drżący oddech, a to jedynie mieszało mu bardziej w głowie. Był przerażony, czuł jak pot skrapla się na jego twarzy, a serce łomocze boleśnie o żebra. Mógł przysiąc przed samym sobą, że jeszcze nigdy w życiu się tak nie bał.
— Kiba, powiedz coś, kurwa!
Widząc na horyzoncie majaczący wierzchołek wieży kontrolującej loty, która stała zaraz obok jednostki, jeszcze bardziej przyspieszył. Struchlał nagle, kiedy ze słuchawki dobiegły go dziwne dźwięki; na miejscu coś się działo, ludzie nawoływali się wzajemnie, jakby zbierali się do opuszczenia bazy.
— Za ile tu będziesz? — Usłyszał w końcu słaby głos przyjaciela.
— Już, prawie. Za minutę wjadę na parking — powiedział, mijając wyjeżdżające z ulicy wojskowe furgonetki. — Gdzie mam iść?
— Czekam na ciebie przy wejściu.
Rozłączył się.
Kiedy tylko zatrzymał auto na parkingu, od razu dojrzał Inuzukę. Zgarnął plecak i wyskoczył z samochodu, nawet go nie zamykając. Podbiegł pod budynek, wciąż nie mogąc się uspokoić, zwłaszcza kiedy ujrzał minę przyjaciela.
— Możesz w końcu powiedzieć, co się dzieje?
Kiba zaciągnął się po raz ostatni dymem papierosowym i wyrzucił peta w pobliskie krzaki. Skinął na Sasuke głową i poprowadził go do środka.
— Nic nie wiem — odpowiedział, rozpinając kurtkę. — Widziałem tylko, jak szesnastki startują w stronę Tokio. Jak pobiegłem na górę, wynosili z gabinetu Naruto. Madara i trzech innych typów nie dali rady go utrzymać.
— Był tak wściekły? — zapytał, kiedy wbiegali po schodach na wyższe piętra.
— Tak sądziłem. — Kiba zlokalizował ich dowódcę, który stał pod jednym z pomieszczeń socjalnych. — Póki nie zorientowałem się, że to rozpacz.
Sasuke zatrzymał się w połowie kroku. Po tych słowach stał się niemalże pewny.
— Jesteście — powiedział cicho Madara, trzymając mocno za klamkę. — Naprawdę nie wiem, co Danzou powiedział mu w środku, ale nigdy nie widziałem go w takim stanie.
— Zamknęliście go? — Młody Uchiha zawiesił wzrok na drzwiach. — Oszaleliście do reszty?!
— Uwierz, nie miałem innego wyjścia.
Kiba podszedł pod skrzydło i otworzył je. Światło wlało się do niewielkiego archiwum, prosto na Naruto, który siedział na starym krześle z twarzą skrytą w dłoniach. Podrygiwał lekko, wydając z siebie krótkie stęknięcia, przeplatane stłumionymi jękami.
Płakał.
— Kurwa. — Sasuke wszedł do środka i złapał go za ramiona, lekko potrząsając bezwładnym ciałem. Kiedy Uzumaki w końcu się odsłonił, a Uchiha miał okazję dojrzeć oblicze kumpla, wszelkie nadzieje w jego głowie zostały zrównane z ziemią. — Kurwa! — powtórzył, zaciskając palce na kurtce blondyna.
Poczuł, że wrażenie ciągłego spadania, które towarzyszyło mu już od jakiegoś czasu, właśnie zostało zwieńczone hucznym rozbiciem się o dno. Dosłownie nie było czego zbierać. Jego głowa stała się pusta.
To nie może dziać się naprawdę. Nie może! Zacisnął zęby i powieki, kiedy jego przełyk zaczął się nieprzyjemnie zwężać.
— Madara! — szorstki głos Danzou przebiegł przez korytarz. Wspomniany mężczyzna i Kiba popatrzyli w jego kierunku, nie kryjąc swojej niechęci, malującej się na zmęczonych twarzach. — Do mnie. Zabierzcie też Uzumakiego.
Dowódca westchnął i wślizgnął się do środka, by pomóc Naruto utrzymać pion. Chłopak wyglądał, jakby przez co najmniej kilka dni nie spał i zapijał to wódką; nie był w stanie iść o własnych siłach. Pociągnął go w stronę gabinetu generała, nawołując resztę. Kiba wpatrywał się w oszołomionego Sasuke, który poruszał ustami i niemo coś powtarzał.
— Ciebie też opętało? — mruknął, łapiąc go za ramię. — Chodź, bo nie da nam żyć.
Uchiha powłóczył za nim, zupełnie nie reagując na żadne bodźce. Wiedział, że w chwili, kiedy przekroczy próg gabinetu Shimury, nie będzie już odwrotu. Usłyszy to, czego usłyszeć nie chciał i w tym samym momencie stanie się to faktem, a nie zwykłą mrzonką.
— Zamknij drzwi — rozkazał Danzou, kiedy wkroczyli do środka.
Kiba pchnął je od niechcenia nogą i stanął obok Uzumakiego, który opierał się o ścianę. Odchylał do tyłu głowę i zaciskał zęby, a z jego oczu wciąż wypływały rzęsiste łzy. Inuzuka naprawdę nie był w stanie pojąć tego, co się z nim działo. Mógł jedynie spekulować wokół Hinaty, bo jako jedyna była w stanie wzbudzać w nim takie skrajne emocje.
— Mam dla was zadanie — zakomunikował Shimura, siadając za biurkiem. Jego chłodne spojrzenie przebiegło po twarzach całej czwórki, zatrzymując się na Uzumakim. — Korea weszła do Japonii.
Sasuke zacisnął pięści, kiedy dowódca i Kiba podeszli bliżej, nie kryjąc swojego zaskoczenia.
— To są jakieś żarty? — warknął szatyn, ściągając gniewnie brwi.
— Czemu nic nam o tym nie wiadomo? — Madara, który nawet szczęśliwy wyglądał dosyć groźnie, w tamtej chwili zabijał ludzkie nadzieje samym wyrazem twarzy.
— Stało się to pół godziny temu — oznajmił luźno Shimura, wykrzywiając usta. Ta informacja wydawała się dla niego niesamowicie banalna. — Stało się coś, czego wszyscy się spodziewaliśmy i… oczekiwaliśmy.
— Ty tego, kurwa, oczekiwałeś...
Sasuke odwrócił głowę w stronę Uzumakiego, który wciąż badał załzawionym wzrokiem sufit, jakby nie chcąc spojrzeć na nikogo z nich. Napinał i rozluźniał mięśnie, wściekle poruszając żuchwą.
— Ty to wszystko sprowokowałeś, popaprańcu — dodał po chwili, zamykając oczy.
— Uzumaki, jeszcze jedno słowo i znowu zostaniesz ukarany. — Generał stuknął długopisem o biurko i wrócił spojrzeniem do trójki przed nim. — Waszym zadaniem…
— Z całym szacunkiem. — Udawana uprzejmość Madary przesączona była jadem. — Zanim przejdziemy do konkretów, chcielibyśmy usłyszeć cokolwiek o sytuacji w kraju.
— A o czym tu mówić, Uchiha — syknął, a jego stara, pomarszczona twarz nabrała nagle jeszcze większej brzydoty, przez zniecierpliwienie. — Korea Północna zaatakowała nas pół godziny temu. Zbombardowali kilka miast, które właśnie szturmują.
Nim zdążył dodać coś jeszcze, pięść Kiby rąbnęła w drewnianą płytę. Tekturowy kubek z resztką kawy przewrócił się i stoczył do krawędzi mebla, po chwili spadając na ziemię. Przy okazji resztki napoju zalały jakieś teczki i rozprysły się na butach Danzou.
— Które miasta? — wycedził, przez zaciśnięte zęby.
— Kioto, Nagoja, Tokio… — odparł, ocierając dłonią spoconą twarz.
Sasuke bez słowa zwrócił się w stronę drzwi i ruszył ku nim, jednak kiedy tylko otworzył skrzydło, jego oczom ukazało się coś, czego się nie spodziewał. Na korytarzu stało pełno żołnierzy, uzbrojonych po zęby, którzy prawdopodobnie mieli utrzymać tę czwórkę w ryzach, dopóki nie zgodzą się poddać Danzou. Generał dokładnie przewidział całą tę sytuację i był na nią przygotowany.
— Wypuść nas — syknął młodszy Uchiha, mierząc się wzrokiem z najbliżej stojącym mężczyzną. — Dobrze wiesz, że nie powinno nas tu być. Musimy wracać do stolicy.
— Nie, nie, Sasuke. — Shimura zaśmiał się cynicznie, kręcąc przy tym głową. — Nigdzie nie wrócicie. Macie zadanie do wykonania. Zbyt długo czekałem…
Brunet błyskawicznie przemieścił się do biurka. Sięgnął przed siebie i chwycił Danzou za kołnierz kurtki, zrywając go z fotela. Wielkie brzuszysko generała runęło na blat, a z jego gardła wydobyło się zdławione chrząknięcie. Sasuke przystawił do szyi starca snajperski nóż, który zawsze przy sobie nosił i był gotów odciąć mu głowę.
— Nasze rodziny są zagrożone — wycharczał mu prosto w twarz. — Nie masz prawa wymagać od nas tego, byśmy załatwiali twoje durne sprawy. Wracamy do Tokio i tam będziemy walczyć.
— W tym problem, że właśnie mam to prawo. — Shimura uśmiechnął się cierpko.
Nikt nie przerwał tej farsy, bo wiedzieli, że szybkość młodego kapitana mogłaby doprowadzić do tragedii. Sasuke odepchnął się od Danzou i szarpnął zszokowanego Kibę za ramię, ciągnąc go za sobą. Gdy ponownie stanął przodem do Naruto, zrozumiał, że wciąż nie wiedzieli wszystkiego. Zbolałe spojrzenie błękitnych oczu przebijało jego serce na wskroś, tworząc w nim gigantyczną, bolesną ranę.
— Do kogo chcesz wracać Uchiha? — Głos Danzou przerwał martwą ciszę, jaka zapanowała w jego ciemnym gabinecie. — Setagaya została starta na pył. Runęły wszystkie budynki. Każdy blok, który tak dobrze zapamiętałeś. Każda kamienica, najmniejszy, osiedlowy sklepik. Wszystko zasypane jest gruzem i trupami. Ratusz, galerie, kościół, szpital i więzienie zapadły się pod ziemię. W ułamku sekundy zniknęły, tak jakby nigdy ich tam nie było.
Czarne jak smoła oczy zwróciły się ku generałowi. Przepełnione żądzą rozlewu krwi i rozpaczą, wpiły swój nieokrzesany wzrok w znienawidzoną twarz, pragnąc tego, by jej właściciel przestał istnieć.
— Nikt nie przeżył, Sasuke — dokończył swoją myśl, po chwili patrząc na strwożonego Kibę i zaklętego w bezruchu Madarę. — Zupełnie nikt. A nawet jeżeli jeszcze oddychają, to resztki gruzu roztrzaskają ich głowy, a pył zapcha drogi oddechowe. Trzeba walczyć o to, co jeszcze istnieje, chłopcy. Została wam tylko zemsta. Taki jest wasz obowiązek, jako żoł…
Nie zdążył dokończyć. Zarówno Inuzuka, jak i młody Uchiha, rzucili się do niego i powalili na ziemię razem z krzesłem. Naprzemiennie zaczęli uderzać w jego ciało, wrzeszcząc przy tym z wściekłości. Kilkoro żołnierzy rzuciło się na nich, w próbie odciągnięcia i uratowania życia Shimury. Oboje z całych sił pakowali pięści w twarz generała, pragnąc jedynie tego, by zdechł, na tej obskurnej podłodze; cierpiał i wykrwawiał się przez wieczność. Pragnęli jego zagłady; takiej samej jaką sprowadził na ich ojczyznę. Na bliskich.
Sakura...
Naruto osunął się po ścianie i zaczął zanosić płaczem niczym małe, skrzywdzone dziecko, natomiast Madara bezwiednie opadł kolanami na ziemię, nie potrafiąc wyrównać oddechu. Nie potrafił nawet mrugnąć, choć jego powieki drżały w próbie zamknięcia się i zwilżenia szczypiących oczu.
— Zdechniesz, ty kurwo! — wrzeszczał Kiba, kiedy troje chłystków zaczęło go odciągać.
Dostał dwa razy w twarz, a jeden z nich wpakował mu pięść w brzuch, jednak nawet to nie było w stanie go uspokoić. Krew lała się z jego nosa i ust, spluwał nią na boki, wierzgając się w chorym amoku, zupełnie jak Sasuke, który wylądował na ścianie, rozbijając o nią nos. Oberwał w plecy metalową pałką teleskopową, którą wyciągnął jeden z żołnierzy.
— To wszystko to twoja wina, jebany parszywcu! — Inuzuka nie przestawał, nawet kiedy rzucili go na ziemię i we dwoje przycisnęli do niej kolanami. — To ty powinieneś tam zdychać! Tylko na to zasługujesz, gnido! Zabiję cię, rozumiesz?! Zabiję, masz moje słowo!
Shimura ledwo podniósł się z ziemi. Jego twarz puchła w oczach, a jej brzydotę doprawiał jadowity uśmiech. Otarł usta rękawem marynarki i podszedł do Madary. Złapał go za głowę i uniósł ją wysoko, tak, by widzieć jego twarz.
— Macie zabić Trzeciego Generała Onokiego — wyszeptał, patrząc w oczy mężczyzny. — To będzie wasza ostatnia misja, jako zespołu Fearless. Potem czeka was przedwczesna emerytura i sielankowe życie.
Danzou poruszył się gwałtownie i stęknął. Odchylił do tyłu głowę, kiedy przeraźliwy ból przeszedł niemalże całe jego ciało. Zatoczył się i zaczął wyciągać w tył ramiona, jakby coś uwierało jego plecy.
Sasuke uwolnił rękę i w desperacji cisnął nożem w tył generała, z całych sił pragnąc przebić serce mężczyzny. Niestety chybił. Upadający Danzou został złapany przez dwóch młodych chłopaków, którzy w przerażeniu zaczęli wołać przez radio medyka.
— Do cel — wychrypiał Shimura, łypiąc złowrogo na młodego Uchihę. — Cała czwórka ma wylądować w celach, dopóki nie nadejdzie ich pora.
Sasuke parsknął wściekle, chcąc jeszcze raz się wyrwać i zwieńczyć dzieło. Nawet nie wiedział, w którym momencie łzy spłynęły po policzkach. Prócz umysłu opustoszało jeszcze jego serce. Nie mógł uwierzyć w to, że mu ją odebrano. Cała czwórka nie potrafiła tego przyjąć do wiadomości.
Osoby, które tak kochali i tak bardzo chcieli uchronić przed nadchodzącą wojną. Przyjaciele, rodzice, ukochane. To dla nich wszystkich przez ostatnie miesiące układali plan ucieczki, mający im zapewnić spokojne życie. Tak cholernie starali się dopracować każdy jego szczegół. Tak bardzo pragnęli ukryć to przed światem, by przypadkiem niepożądane osoby ich nie nakryły.
Chcieli tylko być szczęśliwi z nimi u boku, a zostali zupełnie sami.
Pragnący śmierci, jak jeszcze nigdy przedtem.
< <> >
Myślała, że pierwsza fala była najgorsza.
Przylegała plecami do gładkiej, lodowatej ściany, czując na sobie napierające ciało Kakashiego. Zakrywała uszy, zaciskała zęby, płakała jak dziecko. Wszystko nieustannie drżało, a niewyobrażalny huk, towarzyszący zawaleniu się kolejnych kondygnacji szpitala, zupełnie ją ogłuszał. Z każdą chwilą docierało do niej, że tam na górze umierają setki kolejnych ludzi: pacjentów, personelu, gości.
Była pewna, że zaraz sama straci życie.
Gęsty pył wypełniał pomieszczenie. Właściwie nic nie widziała; czuła, jak kurz drażnił jej drogi oddechowe, nie pozwalając nabierać normalnie powietrza w płuca. Jedyne, co słyszała, to nieprzyjemny pisk i zniekształcone wrzaski ludzi, znajdujących się tam razem z nią. Z trudem obróciła głowę; Hinata stała tuż obok, a Kakashi nie pozwolił jej się ruszyć, osłaniając tak samo jak Haruno. Przerażenie wymalowane na bladej twarzy Hyuugi jedynie spotęgowało trwogę Sakury.
Kolejna bomba zleciała kilka przecznic na wschód od szpitala, zdmuchując z ulic dosłownie wszystko; ludzi, auta, ściany wieżowców. Odtwarzało się to w jej wyobraźni, jak jakiś przerażający scenariusz filmu. Skuliła się, czując, że fala uderzeniowa wpłynęła w zgliszcza szpitala i ponownie zatrzęsła podziemiami. Hatake objął głowę Haruno i przycisnął ją mocno do piersi, chcąc jednocześnie ją osłaniać i dodawać choć troszkę sił. Próbowała na niego popatrzeć, odnaleźć w oczach starego przyjaciela jakąkolwiek nadzieję na to, że przeżyją.
Nastała cisza. Zupełne milczenie, zmącone jedynie niebezpiecznym skrzypieniem zniszczonego szkieletu budynku, rumoru osuwających się gruzów oraz wycia syren ostrzegawczych w niemalże całym mieście. Uchyliła powieki i próbowała cokolwiek dostrzec, ale tumany kurzu wszystko utrudniały. Dostrzegała zarysy sylwetek ludzi, którzy odziani w białe kitle powoli podnosili się z kucek. Próbowała odnaleźć pomiędzy nimi wszystkimi Ino, Saia i Shisuiego. Miyazawa był niedaleko, jednak dziwnie zataczał się w miejscu, zakrywając twarz. Haruno wiedziała, że prawdopodobnie został ciężko ranny. Tak samo jak Yamanaka, która leżała nieruchomo na ziemi, pod jednym z regałów. Sakura poruszyła się gwałtownie, chcąc pomóc blondynce, ale Kakashi, jakby przeczuwając, co się zaraz stanie, mocno ją przy sobie przytrzymał.
Kolejny ładunek runął tuż obok nich. Strop zawalił się na trzech stażystów, pozbawiając ich w ten sposób życia dosłownie w ułamku sekundy. Hinata zaczęła krzyczeć, dostrzegając wypływającą spod gruzu krew, a Sakura przeniosła swój wzrok w stronę Ino. Wbiła mocniej paznokcie w bok Kakashiego, próbując zasygnalizować, że ich przyjaciółka mogła lada moment naprawdę umrzeć.
— Nie ruszajcie się stąd — wychrypiał i odbił od nich, kierując się prosto do dziewczyny.
Haruno nie chciała go słuchać. Nie chciała tam tak bezczynnie stać i obserwować. Pragnęła z całych sił mu pomóc. Ale nie mogła.
Nie była w stanie oderwać od ziemi ciężkich nóg, które przypominały dwa słupy ołowiu. Czuła, jak strach przejmował kontrolę nad ciałem i umysłem. Hinata osunęła się w dół, coraz łapczywiej nabierając w płuca zanieczyszczonego powietrza.
Łoskot przelatujących nad zawalonym szpitalem bombowców sprawił, że Sakura podniosła wzrok. Resztki sufitu kruszyły się i w mniejszych lub większych fragmentach spadały w dół, wciąż narażając ich na kolejne zranienia. Przez adrenalinę nie czuła jeszcze bólu obitego ciała i nie sądziła, że w ogóle zdąży go poczuć. Z każdą sekundą nabierała pewności, że nie było już dla nich ucieczki, że zostali zupełnie odcięci od świata i nikt ich już nie znajdzie.
Sasuke…
Hinata krzyknęła, zwracając jej uwagę. Regał, pod którym leżała Ino, runął w dół, przygniatając zarówno ją, jak i Hatake. Mężczyzna wyprostował nogi i przyjął to na plecy, chcąc podtrzymać zniszczony, ciężki mebel. Nie miał pojęcia, co mógł jeszcze zrobić, a nie posiadał na tyle siły, by stać tam całą wieczność.
Sakura zacisnęła zęby. Uchiha całe życie zsuwał ją na bok, przyjmując na siebie wszelkiego rodzaju zagrożenia. Czuła się zamknięta na niebezpieczeństwa, słaba, zupełnie nieporadna. W tamtej chwili jednak nie było go z nią. Sytuacja również nie była taką, na którą kiedykolwiek, ktokolwiek mógł ją przygotować. Płakała głośno, jednak wiedziała, że nie pozostawiono jej innego wyjścia. Jeżeli chciała cokolwiek zmienić, musiała zacząć działać.
Bez namysłu odbiła się od ściany i ruszyła w stronę uwięzionego przyjaciela. Wystarczyła krótka wymiana spojrzeń z Hatake; wiedziała, czym miała zająć się najpierw. Złapała Ino pod pachy i próbowała ją wysunąć na tyle daleko, na ile pozwalał jej stan fizyczny. Była pewna, że kiedy ją stamtąd zabierze, to mężczyzna będzie mógł już bez obaw się wydostać. Popatrzyła na jasne włosy Yamanaki, które nasiąkały krwią i znowu poczuła dojmujący strach. Hinata, widząc determinację przyjaciółki, w końcu podniosła się na nogi i podeszła do niej, chcąc pomóc. Razem zaciągnęły blondynkę pod ścianę, gdzie było względnie bezpiecznie, po czym Sakura zostawiła nieprzytomną w rękach Hyuugi i pognała z powrotem do opadającego z sił Kakashiego. Zacisnęła zęby, mijając gigantyczną kałużę krwi. Zaczęło do niej docierać, że ta trójka, która zginęła na ich oczach, była ostatnimi żywymi osobami, z drugiego końca sali.
— Trzymaj się — syknęła, czując, jak drżą jej struny głosowe.
Nie wiedziała, co dokładnie mogła zrobić. Podeszła pod krawędź mebla i podjęła się prób uniesienia go chociaż o kilka centymetrów, by mężczyzna przestał czuć na sobie napierający ciężar i jakoś się stamtąd wyślizgnął. Wymagało to od damskich, wątłych ramion wiele sił, ale zaparła się. Wiedziała, że nie mogła stracić swojego jedynego członka rodziny, kogoś, kto jako jedyny miał szansę wyciągnąć ich z tamtego bagna.
— Odsuń się — warknął chrapliwie — Sakura!
— Wytrzymam! — Zbierając w sobie wszelkie pokłady sił, napięła się i pchnęła mebel jak najmocniej.
Dała w ten sposób Kakashiemu tyle przestrzeni i luzu, by mógł stamtąd wyskoczyć. Chwycił ją w pasie i w ostatniej chwili runęli na ziemię, ratując nogi Haruno przed zmiażdżeniem. Dziewczyna popatrzyła mu w oczy, przez chwilę zastanawiając się nad tym, czy to wszystko nie było jakimś głupim snem. Hatake uniósł się na klęczki, podnosząc ją ze sobą do siadu i przytulił mocno do piersi, chowając twarz w jej brudnych włosach.
— Zrobię wszystko, żeby cię stąd wyciągnąć — wyszeptał, dociskając dłoń do jej potylicy. — Tylko proszę cię, rób wszystko, co każę. Dobrze?
— Myślisz, że wojsko po nas przyjdzie?
Mówiąc o tym, miała w głowie jedynie wizerunek Sasuke. To wyłącznie jego chciała w tamtej chwili zobaczyć. Kakashi pokręcił bezradnie głową i wziął głęboki wdech. Wszystko ustało. Nie docierały do nich żadne dźwięki, tak jakby świat poza murami szpitala przestał nagle istnieć. Zapanowała martwa cisza, przerywana jedynie chrzęstem sypiącego się z góry piachu i drobnych kamieni.
— Shisui — mruknął, podnosząc się i pomagając stanąć na nogi Haruno. — Gdzie jest Shisui?!
Sakura zawyła głośno, nawet nie rozglądając się wokół. Przerażało ją to, że pośród leżących wokół trupów mógł znajdować się ktoś z jej przyjaciół. Podbiegła do Hinaty, która znalazła w jednej z przewróconych szafek apteczkę i opatrywała ranę Ino. Nie była głęboka i wszystko wskazywało na to, że dziewczyna straciła przytomność od uderzenia w głowę jakimś odłamkiem sufitu.
— Sai.
Odwróciła się do Miyazawy, który siedział tuż obok i próbował jakoś pomóc Hyuudze. Sakura domyśliła się w końcu, że starał się skryć przed nimi poważną ranę. Wciąż zakrywał prawą stronę twarzy dłonią, aż zniecierpliwiona dziewczyna chwyciła go za nadgarstek i zmusiła do odsunięcia ręki.
— Boże… — wyrzuciła z siebie na wydechu.
— T-to koniec, prawda? — zapytał brunet, drżącym głosem. Łypnął jednak na Yamanakę i uśmiechnął się cierpko do Haruno. — Spokojnie, to tak nie boli. Zajmijcie się Ino, proszę.
— Kakashi, pomóż mi — jęknęła.
Łzy nieustannie spływały po jej policzkach i ściągały ze skóry ciemny kurz, tworząc przy tym jasne smugi. Kiedy jednak zarejestrowała, że Sai stracił jedno oko, całkowicie opuściła swoje blokady. Nie miała szansy tego zaszyć, nie w takich warunkach. Sprawiając mężczyźnie niewyobrażalny ból, oczyściła ranę i z pomocą Hatake założyła mu najporządniejszy opatrunek, na jaki było ją stać.
— Ino się budzi. — Hinata złapała mocniej dłoń blondynki.
Yamanaka nie potrzebowała nawet chwili, by wróciła do niej świadomość. Zaczęła się rozglądać, a po chwili głośno płakać. Widząc, że jej narzeczony ledwo jest w stanie utrzymać pion przez ból, rozpacz sięgnęła zenitu. Hinata w milczeniu wpatrywała się w podłogę, kryjąc skąpaną w przerażeniu twarz pod kaskadą ciemnych włosów.
— Nie wyjdziemy stąd… — wyszeptała Haruno, przykładając dłoń do twarzy. — Pozdychamy tu jak szczury.
— Sakura… — Kakashi potrząsnął delikatnie jej ramieniem.
Mężczyzna wiedział, że żadnymi słowami nie podniesie ich na duchu. Poczuł się zobowiązany do tego, by chociaż spróbować zrobić cokolwiek, ku wyjściu na zewnątrz. Podniósł się i pomógł wstać Saiowi, a Hinata zrobiła to samo z Ino. Sakura natomiast wciąż spoczywała na ziemi i wpatrywała się w trupa, przez którego wszyscy się tam znaleźli. Leżał odwrócony twarzą do spękanej posadzki, a kolor jego skóry kamuflował go ze stertami pokruszonego betonu.
Sama już nie wiedziała, czy los chciał dla nich źle, czy może ta wycieczka do prosektorium uratowała ich życia.
— Sakura, idziemy! — Usłyszała głos Kakashiego, który pomógł przejść dziewczętom i Miyazawie przez zburzoną ścianę. — Jeżeli będziemy tu bezczynnie siedzieć, to wszystko zawali nam się na głowy.
Uniosła się na nogi i zrobiła krok w przód, jednak jakby na życzenie Hatake, wszystko ponownie się zatrzęsło. Rumor zsuwających się szczątków budynku sprawił, że zamarła w bezruchu, aż w końcu z przerażeniem zarejestrowała, że z piętra wyżej coś się zsuwa. Nim zdążyła zareagować, gigantyczna lodówka z napojami i batonami runęła w dół i roztrzaskała się tuż przed nią.
— Kakashi! — wrzasnęła, przyciskając dłonie do piersi, kiedy iskry i zapach spalenizny zaczęły ją dodatkowo osaczać. — Kakashi, Kakashi!
— Spokojnie! — Jego głos sprawił, że nieco oprzytomniała.— Obejdź to i chodź do mnie. Wejdź na te kamienie, podasz mi dłoń i pomogę ci zejść, słyszysz?
Przełknęła głośno ślinę. Tak jak powiedział wcześniej — by przeżyć, musiała go słuchać. Zrobiła może dwa kroki w bok i czując, jak całe jej ciało drży, zaczęła kierować się w stronę kupki gruzu ze skruszonego sufitu, jednak coś ją zatrzymało. Paskudny zapach czegoś, przez co treści jej żołądka podeszły pod samo gardło. Otworzyła szeroko oczy i zaczęła się rozglądać, nie zwracając uwagi na nawoływania Hatake.
— Gdzie on jest… — wyszeptała, przykładając dłoń do ust.
— Sakura, uważaj! — wrzask Kakashiego i jego przerażone spojrzenie, skierowane tuż za nią, doszczętnie pozbawiły ją możliwości panowania nad swoim ciałem. Zaczął w pośpiechu przedzierać się do niej przez cały ten bałagan.
Odwróciła głowę i dostrzegła bordowe oczyska, które wpiły swój nieokiełznany, dziki wzrok w jej przerażoną twarz. Dziwne charczenie, nierówny, maksymalnie przyspieszony oddech; szara skóra, rozświetlana co chwilę od blasku iskier i płomieni, którymi zaczęły zajmować się rozrzucone wszędzie papiery.
Potwór.
To jedyne, co przychodziło jej na myśl. Piana toczyła się z jego ust, jak u wściekłego psa, który właśnie szykował się na swoją ofiarę. Nie miała pojęcia, co ten mężczyzna chciał jej zrobić. W jej głowie kołatała się jedynie myśl, że nieżyjący od dwóch dni facet przestał już przypominać człowieka, a jednak stał przed nią i planował rozszarpać na kawałki. Cofała się, obserwując, jak dziwnie poruszał głową, jak podskakiwały mu barki, jak ohydnie i nienaturalnie poruszał żuchwą. W końcu przestał się ruszać i zwrócił swoją paskudną twarz z powrotem do Haruno.
Natarł.
Z jej gardła wydobył się jedynie urwany krzyk; wyciągnęła przed siebie ręce, na oślep chcąc go od siebie odepchnąć, kiedy znalazł się może metr przed nią. Nim jednak poczuła, by czegoś dotykała, czyjeś silne ramię oplotło ją w pasie i oderwało od ziemi. Ułamek sekundy później rozległ się wystrzał broni, który w tak małym pomieszczeniu wszystkich ogłuszył. Powtórzył się — raz, drugi, trzeci; cholernie bała się otworzyć oczy.
Spokojne, głębokie oddechy kogoś, kto dociskał jej wiotkie ciało do siebie, sprawiły, że się uspokoiła. Uchyliła powieki i pierwsze, na czym zatrzymała swój wzrok, to wyciągnięte ramię wybawcy, trzymającego w dłoni pistolet. Potem zerknęła na trupa, który leżał na ziemi z doszczętnie rozstrzelaną głową.
— Matko… — Skuliła się, chowając twarz w kurtce, przesiąkniętej przyjemnym zapachem męskich perfum.
— Już wszystko w porządku. — Cichy, głęboki ton pozwolił jej się rozluźnić. Nie potrafiła spojrzeć na jego twarz. Obserwowała jedynie, jak schował broń za pasek i po chwili objął ją ramionami. — Jestem tu, tak? Nie dam cię skrzywdzić, masz moje słowo, Sakura.
Sasuke.
Jego głos, postura, buzia i całe usposobienie — wszystko to było tak bardzo podobne do Sasuke, że przez tę krótką chwilę naprawdę myślała, że to on. Dlatego tak bardzo nie chciała widzieć jego twarzy; pragnęła wmawiać sobie, że znalazła się w żelaznym uścisku ukochanego, w którym pragnęła pozostać już do końca.
— Shisui! — Głos Kakashiego przepełniony był nienaturalną dla sytuacji ulgą. Gdy okazało się, że przyjaciel jest cały i zdrowy, a Sakura została uratowana tylko dzięki jego szybkiej reakcji, miał wrażenie, że jeszcze nie wszystko stracone. — Chodźcie! Chodźcie, zabieraj ją stamtąd!
— Dasz radę iść? — zapytał Uchiha, ujmując brudną, bladą buzię dziewczyny w dłonie.
Pokiwała głową, w końcu patrząc w jego oczy.
Hatake podał jej dłoń, kiedy pojawili się na stercie kamieni, a potem popchnął lekko w stronę przejścia. Shisui sprawnie przedostał się na drugą stronę i ruszył za nimi.
— Myślałem… — szepnął Hatake, kiedy brunet stanął obok niego.
Otaksował go wzrokiem; dostrzegając na jego ciele kilka niegroźnych ran i obserwując, jak co chwilę rozmasowywał głowę, doszedł do wniosku, że musiał leżeć gdzieś nieprzytomny.
— Diabli złego nie wezmą, Kakashi.
Mężczyźni dołączyli do reszty, stojącej w miejscu. Wszędzie wokół panował chaos, który na pierwszy rzut oka wydawał się być czymś, co rzeczywiście miało zatrzymać ich tam na zawsze. Nikomu jednak nie odpowiadała ta zbiorowa mogiła. Kakashi zaczął się rozglądać, z uwagą komentując dosłownie każdą rzecz. Kiedy jednak stwierdził, że podziemia, w których się znajdowali, ucierpiały najmniej, wszyscy poczuli się nieco lżej. Mimo to wciąż nie wiedzieli jak stamtąd uciec.
— Co to było…? — Słaby głos Sakury przerwał rozważania na temat ucieczki. Miała wrażenie, że Kakashi próbował wyprzeć to z głowy, a Shisui po prostu wolał przemilczeć. Reszta nie widziała, co tam się stało i nie rozumiała, dlaczego padły strzały. — Co to, do jasnej cholery, było?
— Sakura, przedyskutujemy to, kiedy się stąd wydostaniemy. — Shisui położył dłoń na jej ramieniu i popatrzył na nią dosyć poważnie. — To jest teraz najważniejsze. Potem będziemy się zastanawiać nad resztą.
Widząc, jak cała drżała, ugryzł się w język. Sam nie wiedział, co tak właściwie miało tam miejsce. Trup, którego obserwowali i beztrosko omawiali, nagle stanął na nogi i wyglądał, jakby chciał połknąć jego przyjaciółkę. Słyszał o przypadkach, kiedy ludzie budzili się w kostnicy, ale to do takich okoliczności nie należało. Za każdym razem, kiedy przez jego głowę przeszła myśl o zombie, miał ochotę strzelić sobie w głowę za takie irracjonalne pomysły.
— Zrozum. — Ściszył maksymalnie głos. Chciał, by tylko ona go słyszała. — Nie mam bladego pojęcia, co to było i nikt nam tego teraz nie wyjaśni. Dlatego zostawmy to dla siebie, żeby nie siać niepotrzebnej paniki między resztą.
— Co, jeżeli wróci? — wyszeptała, kiedy reszta zaczęła przedostawać się przez niewielką szczelinę, zaraz za Hatake.
— To znowu rozwalę mu łeb — powiedział stanowczo Uchiha, patrząc jej w oczy. — Póki ja i Kakashi tu jesteśmy, nie stanie ci się żadna krzywda. Dałem ci słowo.
Przełknęła głośno ślinę i skinęła zgodnie głową, choć wcale nie czuła się pewniej. Przeszła do reszty i rozejrzała się po części korytarza, w której się znaleźli. Była praktycznie nienaruszona, jedynie niebezpiecznie wyglądające pęknięcie ciągnęło się przez cały sufit.
Hatake próbował włączyć swoje radio i nawiązać z kimkolwiek kontakt, ale jego bateria była już całkowicie rozładowana.
— Tam. — Sai wskazał na drugi koniec korytarza. Podłoga usiana była przewróconymi szafkami i metalowymi stołami na kołach, służącymi przenoszeniu do prosektorium trupów. — To jest wyjście ewakuacyjne, prowadzące na podziemny parking. Możemy spróbować otworzyć drzwi i może stamtąd uda nam się wydostać na powierzchnię.
Kakashi popatrzył z uznaniem na Miyazawę, który podtrzymywał narzeczoną. Ino nie wyglądała najlepiej. Wciąż milczała, podobnie do Hinaty, jednak obie zachowywały się posłusznie, wiedząc, że nic do pomocy nie wniosą. Mogły jedynie starać się ich nie spowalniać. Sakura jednak wciąż czuła, jak po jej policzkach leją się ciepłe łzy, a przez gardło z trudem przechodziły jakiekolwiek słowa.
Nieudolnie i bardzo wolno przedostawali się w stronę wyjścia, wymijając przeszkody. Na drżących nogach parli w kierunku złudnej drogi ucieczki, która mogła okazać się ich jedynym ratunkiem.
— Zamknięte — mruknął Sai, podchodząc do drzwi i chcąc złapać za klamkę — klucze zostały gdzieś tam…
Nim jego dłoń chwyciła rączki drzwi, Shisui i Kakashi z impetem pociągnęli go w tył, patrząc na niego jak na obłąkanego. Sakura wiedziała, że tak samo jak żołnierze, policjanci byli doświadczeni w wielu dziwnych sytuacjach i wyprzedzali myśli zwyczajnych ludzi nawet o kilka kroków.
Błądziła wzrokiem za dłonią Uchihy, którą zbliżył do metalowego uchwytu, jednak go nie dotknął. Spojrzał porozumiewawczo na Hatake i westchnął, zamykając powieki.
— Możemy spróbować — powiedział, podnosząc z podłogi jakąś szmatkę. Owinął nią dłoń, wciąż patrząc na przyjaciela. — I tak tu zginiemy. Jak nie z głodu, to lada chwila coś pierdolnie i nas zmiażdży. Ja bym zaryzykował.
— Ja też… — Kakashi odwrócił się do pozostałych. Lekarze patrzyli na nich z niezrozumieniem i strachem. — Drzwi są gorące — wyjaśnił, robiąc niepewną minę, podczas gdy Uchiha próbował wybadać, czy klamka nie usmaży mu ręki. — Na parkingu coś się pali. Nie wiem, jak daleko od wyjścia, ale zważając na to, że gorąc nie jest jeszcze tak bardzo odczuwalny, warto sprawdzić, czy nie znajdziemy jakiejś drogi.
— Ale klucze… — przypomniał Sai, odruchowo poklepując kieszenie kitla.
— Damy sobie radę — mruknął Shisui i jednocześnie ze swoim kompanem, wyciągnęli pistolety.
Policjanci zerknęli na siebie porozumiewawczo i po chwili skierowali lufy w stronę drzwi, mniej więcej na wysokości miejsca, gdzie znajdował się mechanizm zamka. Dziewczęta zakryły uszy, gdy padły pierwsze strzały. Po chwili mężczyźni kopnęli w wahadłowe skrzydła, a w ich ciała uderzyła fala gorącego powietrza. Cienie ludzkich sylwetek wydłużyły się w pomarańczowym blasku płomieni, które odbijały swoje światło w zaszklonych od zdenerwowania i przerażenia oczach.
— Poczekajcie tu — powiedział Uchiha, unosząc lekko pistolet. — Pójdę się rozejrzeć, lepiej, żebyśmy wszyscy nie ryzykowali.
— Shisui, nie! — pisnęła Haruno, chcąc do niego podejść. Miała jednak wrażenie, że jej nogi wrosły w ziemię.
Mężczyzna zerknął na nią i uśmiechnął się przyjaźnie.
— Nie martw się — mruknął i zwrócił twarz z powrotem do Kakashiego. — Jeżeli Korea wkroczyła do kraju i takie natarcie poszło na Tokio, to znaczy, że mogą tu być. Jeśli oddam jakiekolwiek strzały, cofnijcie się i nie czekajcie na mnie. — Podał mu swoje radio. — Weź moją baterię. Może twoje jakoś zadziała i skontaktujemy się z Itachim lub Rin. Jest jakaś szansa, że przeżyli.
Nie czekając już na żadną odpowiedź, ruszył przed siebie, starając się trzymać z daleka od ognia, który niebezpiecznie skwierczał. Kakashi bez słowa zaczął rozkładać urządzenia, chcąc postąpić tak, jak powiedział mu brunet.
Sakura, mimo przerażenia, poczuła, jak coś na wzór wściekłości przez chwilę otaczało jej serce i żołądek. Przez całą tę sytuację, nie myślała o jej przyczynach, a jedynie o skutkach. Wspomnienia wszystkich ostatnich dni uderzyły w umysł, przywołując nieprzyjemne myśli i te dziwne uczucia, które jej ostatnimi czasy towarzyszyły. Nie rozumiała, dlaczego Sasuke to wszystko przed nią ukrywał. Nie rozumiała, dlaczego nie chciał nic powiedzieć, a jedynie uparcie wmawiał, że wszystko będzie w porządku.
Nic nie było w porządku.
— Rin? Itachi? Zgłoście się! — Głos Kakashiego rozrzedził jej skotłowane myśli. — Halo! Ktokolwiek!
Cisza. Próbował jeszcze kilka razy, jednak milczące radio doprowadzało ich tylko do gorszego stanu świadomości o tym, że ich bliscy prawdopodobnie leżą gdzieś przywaleni szczątkami budynków.
— Co z telefonami? — zapytała Yamanaka, grzebiąc w kieszeniach spodni.
— Nie ma zasięgu — szepnęła Hyuuga.
Hatake skrył twarz w dłoniach i milczał, nasłuchując Uchihy, który wciąż nie wracał. Hinata oparła się o ścianę i łkała cicho, jakby pozbawiona wszelkich nadziei i pogodzona z nadchodzącą śmiercią. Zerkała jedynie co jakiś czas w stronę Ino, opierającej głowę o ramię Saia. Sakura była wręcz pewna, że Hyuuga czuła dokładnie to samo co ona — zazdrość. Obie również potrzebowały jedynie tego, by Naruto i Sasuke przy nich byli, wspierali choćby samą obecnością. Niestety, były tam same.
Usłyszeli czyjeś kroki. Kakashi natychmiast wziął do ręki gnata i wycelował nim w stronę parkingu, skąd nadchodziła czyjaś sylwetka. Haruno aż wypuściła głośno powietrze, widząc, że to Shisui, jednak dostrzegając jego minę, zbladła do reszty.
— Wyjdziemy stąd… — powiedział, jakby w lekkim transie. Przebiegł wzrokiem po twarzach towarzyszy i zatrzymał go na zielonych oczach, które wpatrywały się w niego z dziką potrzebą zdobycia jakichkolwiek informacji. — Mamy otwarte przejście w stronę wyjazdu z podziemia. Będziemy musieli jedynie wspiąć się po płocie, bo wyjazd jest zawalony.
— Co tam się dzieje? — zapytała Yamanaka, która, tak samo jak Sakura, dostrzegła zmianę w mężczyźnie.
Pokręcił tylko głową, ściągając brwi. Ten gest można było interpretować na kilka różnych sposobów — żaden z nich jednak nie przynosił nawet najmniejszej, pozytywnej myśli. Kakashi wręczył Haruno radio i szedł na samym tyle, za to Shisui prowadził ich tam, skąd przyszedł. W przerażeniu mijali niebezpieczne płomienie i modlili się, by przypadkiem nic nie wybuchło, kiedy byli już naprawdę blisko ucieczki. Parli w milczeniu ku górze, mając wrażenie, że każda droga zaprowadzi ich do istnego piekła.
Sakura zatrzymała się i popatrzyła na swoje dłonie, którymi przyciskała do piersi radio Hatake. Na jej czole pojawiły się zmarszczki, a oddech uwiązł w płucach.
— Kakashi — szepnęła, wpatrując się w krótkofalówkę. — To zatrzeszczało.
— Co?
Mężczyzna wręcz do niej doskoczył i wyrwał z rąk urządzenie.
— Halo! Czy ktoś mnie słyszy? Jestem Kakashi Hatake, dowódca jednostki SIT z Setagayi. Czy ktokolwiek przeżył? — Wpatrywał się w głośnik z niewyobrażalną wiarą w to, że naprawdę ktoś mu odpowie. Zwrócił twarz w stronę Haruno. — Jesteś pewna, że coś słyszałaś?
Nim zdążyła mu odpowiedzieć, radio znowu zaczęło dziwnie szeleścić. Jakby każde kolejne słowo wypowiadane przez osobę po drugiej stronie, było skutecznie zniekształcane przez nieprzychylny dla nich los.
— Wygląda na to, że albo im siadł mikrofon, albo nam głośnik. — Shisui podał rękę Hinacie, która jako ostatnia wspięła się na murek, mający ułatwić im przejście przez płot.
Sakura z przerażeniem wpatrywała się w skrawek nieba, który nad nimi widniał. Zupełnie nagle wszelkie pragnienia wydostania się ze zrujnowanego budynku, rozpłynęły się jak poranna mgła.
— Sakura? — Uchiha złapał ją za ramię. Dopiero wtedy zarejestrowała, że reszta znajdowała się już pod drugiej stronie ogrodzenia, tylko ona sterczała tam jak słup soli na miękkich nogach. — Chodź, musimy stąd uciekać.
— N-nie! — krzyknęła, wyrywając rękę. Popatrzyła na niego przerażona.
A on wcale nie wyglądał na zaskoczonego. Reszta obserwowała ich zza siatki, pospieszając i prosząc, by przestali się wygłupiać. Haruno jednak spoglądała w ciemne oczy Uchihy, kręcąc przy tym nerwowo głową.
— Posłuchaj mnie — powiedział, próbując złapać ją za ramiona, jednak cały czas się cofała. — Sakura, posłuchaj!
— Co tam jest?! — syknęła, kiedy łzy ponownie spłynęły swoimi wyschniętymi ścieżkami. — Shisui, co tam jest?
— Nic, Sakura — odparł poważnie, zatrzymując się dopiero wtedy, kiedy oparła plecy o pęknięty filar. Uniósł ręce i dotknął jej barków, zaciskając na nich palce. — Tam już nic nie ma — dodał szeptem.
Zjechał dłonią po dziewczęcym ramieniu, zaczepiając palcami o materiał beżowego swetra. Chwycił ją za dłoń i splątał ich palce, dostrzegając w zielonych oczach jedynie zupełne spustoszenie. Pociągnął Haruno lekko w stronę siatki i obserwując jej mechaniczne ruchy, podsadził ją, ułatwiając wejście na szczyt ogrodzenia, z którego zsunęła się prosto w ręce Hatake.
Szli w górę, skąd dochodziły do nich lodowate powietrze i sypiący z nieba śnieg. Do ich nozdrzy docierały przeróżne, niezidentyfikowane zapachy, których Haruno nie potrafiła przyporządkować do żadnych konkretnych rzeczy czy sytuacji. Wciąż wpatrując się w brunatne niebo, powoli powłóczyła nogami, ciągnięta za rękę przez Kakashiego. Łzy spływały po jej rozgrzanej szyi; z każdym kolejnym krokiem pragnęła zamknąć oczy i nigdy więcej ich nie otworzyć.
— Mój Boże, Sai… — jęknęła Ino, chwytając mocniej ramię narzeczonego.
Stali na powierzchni, okrytej całunem z pyłu i zgliszczy, jakie pozostały z miasta. Setagaya zniknęła z powierzchni ziemi; w okolicy nie ostał się żaden budynek. Wokół znajdowały się jedynie ruiny, płonące samochody, szczątki drzew, mebli, maszyn. Ziemia Tokio wyścielona tysiącami trupów, była naocznym dowodem na to, że jedynie jakiś szczęśliwy przypadek pozwolił im przeżyć.
W tle zawieruchy śnieżnej słychać było jeszcze nieprzyjemne zgrzyty i jęki walących się budynków, a także agonalne wrzaski ludzi, dochodzące z każdej strony. Rozglądali się wokół, ale nie byli w stanie dostrzec potrzebujących, ani odróżnić ich od martwych. Co chwilę coś wybuchało, coś obalało się na ziemię, coś się pod nią zapadało. Struktura nowoczesnego, przepięknego miasta przerodziła się w obraz apokalipsy, spowitej płomieniami i tym obrzydliwym zapachem, który Sakura powoli zaczynała z czymś utożsamiać.
— Nawet nie wiemy dokąd iść — wyszeptała Hyuuga, zataczając się do tyłu. Shisui chwycił ją w ostatnim momencie. — My… nie mamy dokąd iść…
— Co się właściwie stało? — Sai popatrzył na Kakashiego. Policjant rozglądał się wokół z niedowierzaniem.
— Korea nas zaatakowała, to pewne… — odparł cicho, podchodząc do Sakury, która opadła na kolana i skryła twarz w dłoniach. — Jutro w nocy miały ruszyć przygotowania do ewakuacji miasta… Tokio było ich celem numer jeden, ale nikt nie spodziewał się, że tak szybko do tego dojdzie…
— My… — zaczął Uchiha i niepewnie popatrzył na Hatake. — Dziś w nocy… Sasuke, Kiba, Naruto oraz Madara, mieli to omówione ze swoim przyjacielem, pilotem. Wszyscy mieliśmy stąd zniknąć, zanim do tego dojdzie, chłopaki planowali to od dawna... Będąc tak blisko Shimury, wiedzieli, co nam grozi. Mieli informacje z pierwszej ręki. Zdawali sobie sprawę z tego, że Danzou doprowadzi do wojny.
— O czym wy mówicie? — warknęła Yamanaka.
Zaszklone oczy Sakury zwróciły swój strwożony wzrok w stronę Kakashiego, a potem utkwiły go w brunecie.
— Chłopaki od kilku miesięcy opracowywali plan idealny na to, jak nas wszystkich wydostać z kraju i ulokować w bezpiecznym miejscu. Z dala od wojny… — ciągnął Shisui, przecierając twarz dłonią. — Wiedzieli o nim tylko oni, ja, Kakashi i Itachi. Pomagaliśmy załatwiać inne rzeczy, mącić wam w głowach, byście przypadkiem nie zaczęli się czegokolwiek domyślać i próbować nam na siłę pomagać lub wybijać to z głowy.
Sakura sama nie wiedziała, czy ciało zaczęło ją boleć przez odchodzącą w niepamięć adrenalinę i okropnie dojmujące zimno, czy ukłucia serca i ciążące sumienie. Jednego była jednak pewna — informacje, jakie podał im właśnie Shisui były czymś, czego w życiu nie wzięłaby pod uwagę. Te wszystkie zagadki, niedopowiedzenia i milczenie Sasuke… przez cały ten czas jedynie próbował ją chronić. A ona w zamian kazała zejść sobie z oczu.
Nim Uchiha dopowiedział coś jeszcze, dotarł do nich dziwny dźwięk. Po chwili wszyscy zarejestrowali, że w ich kierunku nadciągał jakiś pojazd. Kakashi i Shisui wystąpili przed szeregi, celując bronią w zbliżający się obiekt, przywołujący w ich sercach iskierkę nadziei. Policyjny bus zatrzymał się przed gruzowiskiem, na którym stali, a jego drzwi po chwili się otworzyły.
— Żyjecie! — Usłyszeli znajome głosy.
Sakura wpiła wzrok w Itachiego, który w niedowierzaniu ich obserwował, trzymając kurczowo drzwi furgonetki. Niewiele myśląc, zerwała się do biegu i mało nie upadając, natarła na starszego brata Sasuke. Wyszedł jej naprzeciw i chwycił w ramiona, mocno do siebie przyciskając; była z nim tak samo zżyta jak z Kakashim, więc widok żywego przyjaciela sprawił, że natychmiast poczuła się nieco lepiej.
— Mój Boże, myślałem, że to koniec — wyszeptał Hatake, przytulając mocno Rin.
Shisui pomógł zejść reszcie, kiedy w międzyczasie rozsuwane drzwi furgonetki otworzyły się z hukiem. Tsunade wyszła na zewnątrz — była naprawdę mocno poobijana, a jej ręka przewieszona przez prowizoryczny temblak, bezwiednie się w nim kołysała. Kiedy ich zobaczyła, na brudnej, nieco pulchnej twarzy pojawił się słaby uśmiech. Z wnętrza pojazdu wyłoniła się również głowa Shikamaru.
— Temari? — jęknęła Ino, podchodząc bliżej. — Jakim cudem?!
— Pani ordynator odprowadziła nas na parking, gdzie spotkaliśmy Itachiego i Rin — odparła No Sabaku, trzymając dłoń na brzuchu. — Pierwszy zrzut rozdmuchał nas jak kartki papieru, ale udało nam się schronić, nim nadeszło najgorsze.
Sakura patrzyła na nich wszystkich, w duchu dziękując losowi za to, że jednak postanowił się nad nimi pochylić. Dobrze było widzieć znajome twarze, tak bardzo jej bliskie od wielu lat.
— Samochody, które nadawały się do czegokolwiek, zostały szybko przejęte przez przerażonych ludzi i się porozjeżdżały — zakomunikowała Nohara, przytulając do siebie Hinatę. — Sami cudem odzyskaliśmy tę furgonetkę. Szukaliśmy was, ale kiedy Tsunade powiedziała, że byliście na dole, poczuliśmy, że przegraliśmy, nawet kiedy usłyszeliśmy to durne trzeszczenie w krótkofalówce. Myśleliśmy, że to jakieś zakłócenia, aż w końcu usłyszeliśmy twój głos, Kakashi.
— To Shisui nas uratował — mruknął Hatake, zerkając na przemęczonego bruneta. — Pomyślał, żeby wymienić baterie w radiach. Sam w życiu bym na to nie wpadł.
— Co z nimi?
Drżący głos Sakury spowił ich wszystkich milczeniem. Niemalże każdy wiedział, kogo miała na myśli. Oczy Rin napełniły się strachem, jej wzrok uciekł gdzieś w dal, a dłonie mocniej przywarły do pleców Hinaty, która przerażona jej reakcją, próbowała się wyrwać. Haruno podniosła czerwoną twarz. Itachi patrzył prosto w zielone, zaszklone oczy, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Zassał wargi i złapał ją mocno za głowę, przysuwając do swojej piersi.
— Dostaliśmy meldunek… — powiedział, zaciskając mocno powieki. — Tokijska jednostka została zniszczona jako pierwsza. Nic po niej nie zostało...
— Ja pierdolę. — Kakashi uderzył pięścią we własne czoło.
— To n-nie możliwe… — wyłkała Hinata, zaciskając dłonie na brudnej, błękitnej koszuli, którą dostała od Naruto na święta. Popatrzyła na ciuch w przerażeniu i poderwała załzawiony wzrok na Itachiego. — Nie m-możliwe! Nie wierzę wam! Nie wierzę!
Nohara chwyciła mocno Hyuugę, która w obłędzie i rozpaczy zaczęła szarpać się za włosy i wyć coraz głośniej. Ból rozrywał jej serce — stał się wręcz namacalny i na tyle potężny, by udzielić się reszcie.
Haruno w milczeniu opuściła ramiona wzdłuż ciała, które napięło się pod wpływem bolesnych skurczy, wywołanych niewyobrażalnym smutkiem Nie mogła uwierzyć, że już nigdy go nie zobaczy. Nie mogła darować sobie tego, że nigdy więcej go nie dotknie, nie usłyszy.
Sasuke…
Nienawidziła siebie za to, że podczas ich ostatniego spotkania, obdarowała go tak bolesnymi słowami. Nie mogła pojąć tego, że pożegnali się w taki sposób.
— Sasuke… — jęknęła, zaciskając boleśnie szczęki. — Przepraszam…
Zapach wszechobecnej śmierci przypłynął do nich, kiedy wiatr wezbrał na sile. Czuła, że ktoś bierze ją na ręce, a sylwetka Itachiego znika gdzieś za mgłą rozpaczy, jaka ją ogarnęła. Słyszała zamącone głosy przyjaciół, którzy kolejno wchodzili do policyjnego busa. Mówili, że muszą stamtąd uciekać, że nie ma czasu.
Więzienie.
Silne ramiona przycisnęły ją mocniej do siebie, kiedy ich właściciel zajął miejsce na samym końcu pojazdu. Skryła twarz w jego wilgotnej od śniegu bluzie, czując, jak okrył ją kurtką i przyłożyła dłonie do ust, chcąc stłumić swój szloch. Ciepło ciała mężczyzny sprawiało, że strach nieco ustępował, pozwalając w pełni zastąpić się żalem do samej siebie i goryczą życia, jakie jej zostało.
Rozgrzane wargi dotknęły jej czoła, pozostawiając na nim ślad zrozumienia i współczucia, a także wsparcia, którym chciał ją obdarować.
Bezsens.
Sasuke naprawdę nie żył.
< <> >
— Przyprowadźcie mi tutaj tego zawszałego skurwiela! — wrzask Kiby przebiegł przez podziemne korytarze aresztu, sprawiając, że poszczególni strażnicy opuścili spore pomieszczenie, bojąc się, że wściekły Inuzuka ich jakoś dopadnie. — Rozwalę mu łeb o te kraty, rozumiecie?!
Żołnierze Danzou umieścili chłopaków w dwóch celach, ulokowanych obok siebie. Madara siedział na podłodze pod ścianą, nieustannie kryjąc twarz w dłoniach. Był zupełnie nieruchomy, milczący i uległy, co dodatkowo rozbijało resztę zespołu, pozbawionego dowódcy o trzeźwym umyśle. Uzumaki w końcu przestał płakać; jego zrozpaczona aura zmieniła się na coś stokroć gorszego. Błękitne oczy, zazwyczaj przepełnione radością i szczęściem, wyglądały, jakby wypłowiały ze wszelkich pozytywnych uczuć. Zastąpił je chłód i powaga, a także pogarda do wszystkiego, co napotkał jego bezlitosny wzrok.
Sasuke natomiast przez cały czas nie potrafił wyjść z szoku. Choć w pierwszej chwili puściły mu nerwy i nie zapanował nad reakcjami swojego ciała, to po przyprowadzeniu do aresztu wszystko w nim ustało, jakby ktoś wcisnął pauzę. Nie czuł zupełnie nic, prócz okropnej pustki, wypełniającej go po same koniuszki palców. Jedynie myślał. Analizował to, co mógł zrobić źle. Przecież wszystko miał już gotowe, zaplanowane. Jedyne, co im pozostało, to zabrać dziewczęta i resztę, na lotnisko. Nic więcej.
Dziewczęta.
— Kurwa — syknął pod nosem, kiedy nagle wróciło do niego wszystko to, co napadło jego serce i umysł niespełna godzinę wcześniej.
Nikt nie przeżył, Sasuke.
Skulił się na niewygodnym materacu, który zaskrzypiał głośno, zwracając na niego uwagę Inuzuki. Skończyli razem w jednej celi. Chłopak wiedział, że Uchiha był na granicy i nieustannie wypierał z głowy to, co zaprezentował im Shimura, jednocześnie bardzo z tego powodu cierpiąc.
— Sasuke, ty chyba nie wierzysz…
— Zamknij mordę — sparował, rzucając mu rozwścieczone spojrzenie.
— Weź się w garść, chociaż ty! — Kiba podszedł do niego i bez wahania chwycił za materiał bluzy. Nie raz dostał od kumpla w pysk, więc przestało to robić na nim wrażenie. — Nie daj się omamić. Wydostaniemy się stąd i je znajdziemy, rozumiesz?
— Kogo chcesz szukać?! — ryknął, odpychając go z całych sił nogą.
Inuzuka uderzył plecami o żelazne kraty i zacisnął zęby, kiedy Sasuke błyskawicznie go pod nimi dopadł. Wręcz uniósł jego ciało, trzymając za same ciuchy i wbił w niego swoje zrozpaczone spojrzenie.
— Pomyśl, kurwa. Pomyśl! — Uchiha potrząsnął przyjacielem, brzdęknięciem krat zwracając uwagę wszystkich strażników. — Tokio to stolica Japonii. Od początku była ich głównym celem… Danzou nie miałby po co w tej chwili kłamać. To pewnie, że zajęli się najpierw najważniejszym miastem. To logiczne, że zniszczyli wszystko, co najważniejsze. Nawet, jeżeli byśmy uciekli, to nie mamy szansy ich znaleźć, rozumiesz? Bez zwerbowania całego wojska, nic nie jesteśmy w stanie zrobić! Kiba, do kurwy nędzy…
— One nie żyją. — Usłyszeli zza ściany lodowaty głos Uzumakiego. — I to wyłącznie nasza wina. Zbyt długo zwlekaliśmy.
To właśnie słowa Naruto wbiły ostatni gwóźdź do trumny. Sasuke zrozumiał, że jego przyjaciel miał niezaprzeczalnie rację. Gdyby tego nie przeciągali, gdyby wszystko zrobili tak, jak zaplanowali wcześniej…
— Sakura… — zaskomlał niczym pies i runął na kolana, po chwili pochylając ciało do przodu. Dotknął czołem zimnej, kamiennej posadzki i zaczął płakać, jak małe dziecko. Jak ktoś, kogo pozbawiono najcenniejszego skarbu. — Nie wierzę, kurwa! — wycharczał przez zaciśnięte szczęki.
Madara wplótł palce w swoje długie włosy i syknął głośno, prawdopodobnie nie potrafiąc dłużej się powstrzymywać. Naruto jedynie w milczeniu zakrył oczy przedramieniem.
— To nieprawda! — ryknął Inuzuka, kopiąc z całych sił w kraty.
Wpadł w istny szał; chwycił za ramy dwupiętrowego łóżka i pociągnął siłą w dół, chwilę później ciskając krzesłem o wyjście, za którymi pojawili się strażnicy. Klął, wrzeszczał i miotał się w dzikim szale, nawet kiedy żołnierze dostali się do środka i powalili go na ziemię. Sasuke uniósł się lekko i zakołysał, chcąc pomóc mu wydostać się z rąk brutalnych sprzymierzeńców Danzou, którzy kilkukrotnie potraktowali Inuzukę paralizatorami.
Nie dał rady. Opadł z sił i runął na ziemię, czując w karku dziwny ból. W tle zmagań z nieprzyjemnym dyskomfortem, dotarły do niego rozdrażnione głosy Naruto i Madary. Coś dziwnego zaczęło się dziać wokół nich, ktoś właśnie pozbawiał ich woli walki i przytomności. Ale w głowie Sasuke istniała jedynie ta znienawidzona, nie mająca prawa istnieć, myśl: Sakura naprawdę nie żyła.
Od Mayako: Czeeeść!
Nie wiem jak ja to robię. Pragnę, by rozdziały były czytliwe, jeśli chodzi o długość, a tu znowu wychodzi mi coś tak długiego. Niestety nie mam jak tego dzielić na drobniejsze części, nie miałoby to sensu. :( Dlatego mam nadzieję, że wytrwaliście. Właściwie przez całą tą część coś się działo, więc mam wrażenie, że czytało wam się szybciej - ja tak mam, ehehe.
Wciąż nie wiem, ile rozdziałów z tego wyjdzie. Mam w głowie całą fabułę, co jakiś czas coś wyrzucam a coś dodaję… Na pewno nie więcej niż dziesięć, choć nie wiem czy samej dziesiątki dobijemy, yyk.
W OGÓLE, napisałam ten rozdział kilka dni temu. Dziś w nocy przeczytałam o tym, że Japonia manewruje przy granicy i Korea zrzuciła trzy bomby czy tam wystrzeliła trzy rakiety. Jak tak dalej pójdzie, to zacznę wam wróżyć grube miliony, lel.
Do następnego! :3
. <- znak, że byłem tu pierwszy. Ale doczytam dopiero w nocy, bo muszę wyjść z mieszkania.
OdpowiedzUsuńNie. Doczytałem do końca pierwszej części w wojsku i przeleciałem tekst wzrokiem. Widzę czerwone oczy, ja chcę już czytać.
UsuńSpecjalnie dla Ciebie założyłem konto, bo nie podoba mi się już dodawanie komentarzy bez ładnej profilóweczki.
UsuńKufa, szanuję Akai. Ty to jednak prawdziwy przyjaciel jesteś, pozdrowionka
Usuń<33 - To znak, że części, które zdążyłam przeczytać, mi się podobały. A teraz smutniejsza część - komcia zostawię w nocy albo dopiero jutro, bo mi zaraz odbiorą komputer :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Ginny K.
Przeeeeczyyytaaałaaaam!!!
OdpowiedzUsuńZgadniesz w którym momencie ryknęłam gromkim śmiechem? Ano gdy wyobraziłam sobie tego skurwiela Shimurę z wielkim brzdylem. XD
Rozdział jest epicki normalnie. Kocham twój styl opisywania sytuacji, uczuć, miejsca akcji.
Nie będę pisać długiego koma, bo mi się najzwyczajniej w świecie nie chce. Zawrę najważniejsze informacje.
Przez moje spaczenie KakaSaku, próbuję sobie wyobrażać, że Kaszalot potajemnie nie uważa Sakury jedynie za siostrę, ale za kogoś więcej, ale ciii... XD
Błędów osobiście nie zauważyłam, więc jest git.
No i pędzisz z Protokołem jak nie wiem. Zdaje mi się, czy to będzie twoje najszybciej napisane opowiadanie w twojej karierze blogerskiej? XD
Rzuć to, Tasaku. Rzuć w niepamięć. Kakashi to tylko braciak, przykro mi. xDDD
UsuńCo tutaj się w ogóle dzieje!? Istna masakra! :( Zaczynając od początku..
OdpowiedzUsuńDanzou sk&%w#el namieszał, a teraz wszyscy będą zmuszeni wziąć na siebie konsekwencje. Korea zaatakowała kilka miast, w tym akurat to, w którym jest Sakura. Dodatkowo jest tam bez Sasuke, a on nie ma szans, aby przekonać się, że jej prawdopodobna śmierć w zbombardowanym szpitalu jest prawdą. Potem Danzou wydaje im rozkaz zabicia Gubernatora w zamian oferując im późniejsze spokojne życie. Śmiechu warte, reakcja Uchihy była jak najbardziej uzasadniona. A ten stary grubas wpakował ich do cel, odbierając im resztki nadziei.
Sakura i reszta mieli wyjątkowo dużo szczęścia w nieszczęściu. Ledwo przeżyli.. ale Sai i jego oko. Mimo tak poważnej rany najważniejsze było dla niego zdrowie Ino. Kochany jest..
Po tym jak Sai stracił oko pomyślałam, że gorzej już być nie może.. A jednak. Pojawił się zombipodobny stwór, którego na szczęście Shisui szybko zlikwidował. Zaczęło robić się całkiem ciekawie. Zrządzenie losu, potwór, dzięki któremu przeżyli, paradoksalnie chciał pozbawić ich życia. Całe szczęście, że udało im się wyjść z podziemi szpitala. Nieszczęściem było, że chłopcy nie zdążyli z realizacją swojego planu wywiezienia ich wszystkich z Japonii. A Sakura musiała akurat w takim momencie pokłócić się z Sasuke o jego tajemnice.. Wtedy kiedy on przez cały czas ją chronił. Dobrze, że Itachiemu i reszcie udało się dotrzeć do swoich przyjaciół, jednak wieści jakie ze sobą przywieźli zdołowały mnie, moich sąsiadów i całe moje miasto. Serio.
Na szczęście żyją. Może nie mają się dobrze, ale żyją. Nawet zwykle opanowany Madara się poddał. A Naruto, który zawsze ma przygotowaną jakąś budującą mowę obwinia siebie i resztę chłopaków...
Ahh, za krótki ten rozdział, a niby było w tym tak dużo akcji. Nie wiem co napisać. Chciałabym, żeby wszyscy już się spotkali, żeby wspólnie weszli na statek i popłynęli na Karaiby czy gdzieś.. Żeby było dobrze.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, który mam nadzieję wprowadzi w tą historię choć mały promyk nadziei.
Pozdrawiam i życzę dużo weny, bo ja tu czekam i chce więcej! :D
Dziękuję za komentaaaaaarz!
UsuńAle w momencie, kiedy przeczytałam, że rozdział za krótki, opadły mi ręce. Ja się boję za każdym razem, że rzucicie to w pizdu, bo za długie je piszę, a tu niedosyt! Aż się zmotywowałam! :D
Okej, jednak napiszę komentarz dzisiaj :D
OdpowiedzUsuńDanzou to skończony skurwiel (Nie będę cenzurować tego epitetu, bo należy nazywać rzeczy po imieniu, mogę jedynie przeprosić za to, że robię to tak ostro, o!). Najpierw wywołał wojnę - z czego jeszcze miał czelność się cieszyć - a potem jeszcze kazał zabić jakiegoś faceta. Normalnie szkoda, iż mnie tam nie było, bo bym zrobiła z nim porządek w imieniu chłopaków. Wpakowała kulkę w serce albo w mózg tego sukinkota, czy coś w tym stylu... Oh, no tak Danzou nie ma ani tego, ani tego. Bo jakby miał, to raczej robiłby wszystko, by zapobiec wojnie. No, ale w każdym opowiadaniu/ filmie/ książce/ serialu itp.itd. musi się trafić taki czub jak on, bo to głównie oni napędzają akcję, nie? *pyta z ponurą miną* Mam nadzieję, że karma cię dorwie, ty pieprzony sukinsynu ._. Bo jak nie, to ja to zrobię za nią... Współczuję wszystkim, naprawdę im współczuję, choć to tylko fikcja. Kurde! Nie wiem, co mam pisać... Okej, wdech, wydech, wdech i wydech *pięć minut później* Już chyba wiem, co mam pisać! Najpierw Sai, potem bezdomny zmartwychwstał, przybrał formę zombiaka i próbował wszystkich (Sakurę i resztę spółki, uwięzionych w podziemiach) pozabijać, a na koniec zobaczyli ruiny Tokio. Normalnie cudownie! A żeby było weselej, to Danzou zamknął swoich żołnierzy w pace (Sasuke, Kibę, Madarę i Naruto) i zamiast myśleć o ucieczce, to się między sobą kłócą. Okej, stała się tragedia i to wielka, ale, do jasnej cholery, żaden z nich nie jest za nią odpowiedzialny! Żaden z nich nie jest winny za to, że plan ucieczki spalił na panewce! To wina Korei! Korei, sprowokowanej przez Danzou! Eh, mam wielką nadzieję, iż mimo wszelkich przeciwności losu, wszyscy będą przeć na przód. Rzecz jasna, razem, nieosobno. Bo przez takie piekło to powinno się przechodzić razem! Rozdział był długi, dlatego też istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że coś pominęłam/ zapomniałam skomentować. A emocje, które we mnie wywołał mi w tym bynajmniej nie pomagały ._. Niestety, jeszcze trochę trzeba poczekać na happy end (Bo będzie happy end, tak? Zresztą, może być sad end, mi tylko zależy na szybciej śmierci Danzou =_=) Kurde... Trochę mnie zaniepokoiłaś tą informacją o sytuacji Japonii i Korei. Mam nadzieję, że to się nie rozwinie na taką skalę jak u Ciebie xD (No i że nie był to żart, bo jak był, to uduszę własnoręcznie) Miliony? Ja chcę MILIARDÓW! Grubych MILIARDÓW :D Ale kogo to obchodzi, co nie? XD Pozdrawiam, życząc sporo wenki! <3
PS. Napotkałam kilka błędów/ niektóre wyrazy były pozjadane, ale tak to wszystko gra i trąbi jak powinno ^^
Ginny się wczuła emocjonalnie. :D Cieszę się z tego powodu strasznie, bo jak widzę, że wzbudzam w was te emocje, to aż się jaram. :D
UsuńDopiero wprowadzę koretkę po Kejży i dodatkową po Kayo. Może zacznie banglać. <3
No, niby smaruję ten komentarz, ale ja nie mam skilli w długie, więc musisz się usatysfakcjonować tymi kilkoma zdaniami.
OdpowiedzUsuńJak w pierwszym rozdziale działo się mało i zaprezentowałaś nam sporą dawkę informacji i poszczególnych postaciach, tak w dwójce dojebałaś do pieca.
Momentami zastanawiałem się, czy na mój blok nie spadnie jakaś bomba i nie wylecę w powietrze, bo mniej więcej tak czułem się na tym krześle, ale od początku. Myślałem, że Protokół będzie taki w klimacie 28, ale się okazuje, że będzie dużo mocniejszy. Wiem, że przekłada się na to też fakt, że od zakończenia tamtego bloga minął już z rok, jak nie dwa i Twoje umiejętności skoczyły w górę, ale sam fakt skupienia się na treści daje mi do zrozumienia, że razem z Tobą wchodzimy na inne poziomy.
Danzou pasuje mi wyśmienicie do roli tego niby dobrego, ale w gruncie rzeczy złego do szpiku kości. Scena z nim jak dla mnie była naprawdę dobrze rozegrana i nie dziwie się chłopakom, że wpadli w taki szał. Gdyby mi moją Mayako przedstawili jako martwą, sam bym zabił. I nie wiem jak inni, ale dla mnie rozpacz Naruto była dosyć ciekawym punktem zwrotnym w tej postaci; w końcu ile można być niezłomnym śmieszkiem, który wierzy w kokę rosnącą na drzewach w Dubaju. Wciąż jednak boję się o Kibę. Nie chcesz mi nic powiedzieć, a jedynie wciąż powtarzasz, że będzie najbardziej dramatyczną postacią tego opowiadania.
Dalsza część pozamiatała. Cała sytuacja w zbombardowanym walącym się szpitalu, była pełna tych wszystkich szczegółów, które strasznie nacechowały go grozą. Byłem tak zajęty wyobrażaniem sobie przerażenia Haruno i bohaterskiej postawy Kakashiego, że Shisui mi umknął. O nim nie rozmawialiśmy, a po tym rozdziale uważam, że będzie on odgrywać bardzo dużą rolę, szczególnie w życiu Sakury. Ale okay, wróćmy do odpowiedniej kolejności. Już pomijając to, jak idealnie mogłem sobie wyobrazić wszystkie te wydarzenia, w momencie, kiedy przeczytałem fragment o upadającej lodówce, coś pierdolnęło na górze u sąsiada. Podskoczyłem razem z krzesłem. Zrobiłem to drugi raz, kiedy monstrum pojawiło się za Sakurą i w tym samym czasie mama weszła do pokoju i coś do mnie powiedziała. Nawet nie pamiętam co. Shisui po swoich słowach i zachowaniach, szczególnie tych odwaznych gdy wyszedł na parking, kiedy zbliżał się do Sakury etc. - zaraz zdobędzie swoje kółko fanów. Gdybym był kobietą, fangirlowałbym Shisuiego, to pewne. Jestem taki samo jak on, a żadna fajna mnie nie chce, czy moje życie może być bardziej gówniane?
Szanuję w ogóle za ten zabieg z klamką, naprawdę przykładasz się do szczegółów. No i dalsza akcja, wiedziałem, że coś jebnie i jebnęło. Właściwie, to Itachi jebnął.
Końcówka w aucie, miodzio. Przez chwilę stawiałem na Kakashiego, ale wydaje mi się, że to Shisui ją trzymał.
Powrót do Fearless. Kiba wciąż mnie przeraża, coraz bardziej martwię się o jego przyszłość. Musiałaś ich tam na koniec skatować?
Ogólnie, Mayuś... Propsuję ten tekst. Dawno nie dałaś mi aż takiej dawki emocji i nie mogę się doczekać dalszych części. Pisz szybko, a ja idę Cię popędzaćna giegie.
;* masz buziaczka na rozruch.
[...]nie mam skilli w długie[...] ~ Akai Tsuki, 2k17
UsuńTo najdłuższy mój komentarz w całym życiu.
Damn, jaki durny szyk dałem w niektórych zdaniach. Dlatego właśnie nie mogę pisać długich komentarzy, bo się zatracam w debiliźmie, którego nie chcę uzewnętrzniać.
UsuńLove Cię mocno. <3
UsuńShisui najlepszy. <3 Mayako tworzy nowy ship, hehe
OdpowiedzUsuń( ͡° ͜ʖ ͡°) ktoś tu widzi Szisuja razem ze mną ( ͡° ͜ʖ ͡°)
UsuńJezu, co za rozdział, ile emocji!
OdpowiedzUsuńNie mam czasu się dobrze rozpisać, ale no wielbię cIę tak jak zawsze. Scena z chłopakami i z Danzou była strasznie dobitna i nie spodziewałam się, że dalej będzie coś mocniejszego, a tu taki psikus. Nigdy nie chciałabym znaleźć się w takiej pułapce która okazała się mimo wszystko ratunkiem. I ten zombiiiaaaak i Shisui. Matko, ta postać w sumie nigdy nie wywierała na mnie wrażenia, a tu jest taki cudowny, że ojapierdole. <33 Ciekawe tylko jak długo.
Jestem strasznie ciekawa jak to pociągniesz, jak oni się odnajdą i w ogóle. moge sobie wyobrazić rózne przygody Sakury i jej części załogi, ale zastanawia mnie, jak chcesz rozwiązać sprawę Sasuke i chłopaków. Mam nadzieje, ze poświęcisz im mniej wiecej tyle samo czasu i serca.
<3
Sasuke i spółka przejdą swoje, masz moje słowo. No i tutaj pragnę wymusić wasze skupienie na Kibie. On też odegra w tym opowiadaniu istotną rolę. Dosyć dramatyczną.
UsuńStrasznie mi się podobało! Nie mogłam się zebrać by skomentować wcześniejsze posty. Ale ten super! Cały czas trzymał w napięciu idealne na powrotną drogę z uczelni. Uwielbiam twój styl, język jest przejrzysty, elegancki i dzięki temu wszystkiemu kolejne akapity pochłaniałam z zapartym zapartym tchem. Bardzo niecierpliwie czekam na kolejne rozdziały
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i przesyłam buziaki,
Misae
Cieszę się, że się podoba, naprawdę! <3
Usuń*Maya podskakuje i łapie wenę* :D
O CIĘ W MORDĘ, JAK NIE WIERZYŁAM, ŻE MAYAKO NAPISZE SS, TAK TERAZ WIERZĘ, ŻE TO BĘDZIE NAJLEPSZE SS JAKIE PRZECZYTAM.
OdpowiedzUsuńLOL, OK. XD Mam nadzieję, że nie zawiodę!
UsuńNiesamowite emocje.. Ostatnio miałam kryzys i podejrzewałam, ze nie posiadam empatii ale po tym rozdziale jednak stwierdzam, że nie jest ze mną tak źle. Udzielił mi się szok i niedowierzanie oraz ogromne współczucie dla bohaterów. Rozpacz Naruto, która potem przemieniła się w lodowatą postawę mocno do mnie trafiła. Współczuję Sakurze i Hinacie, które mogą pozazdrościć Ino, że ma przy sobie swojego partnera mimo ze nie jest w jednym kawałku.. Brawo! Wyżyny pisania opowiadań jak dla mnie!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że ten Naruto został przez Ciebie zauważony. :) Naprawdę; staram się pokazać, że nawet największy optymista, za którego ma się go w fandomie, też potrafi się złamać.
UsuńChciałam zacząć pisać "Wywiad", ale zrobiłaś mu gówno z mózgu, więc sobie poczekasz... moćku xD W sumie to brak mi słów na ten rozdział, jest tak dobrze <3 On myśli, że ona nie żyje, a ona myśli, że on nie żyje, no super xD
OdpowiedzUsuńWeny, Maya <3
Mówiłam, PIERDOL SZKOŁE, PISZ WYWIAD. XD
UsuńMAJKA, KRÓLOWO, JESTEM TWOJA.
OdpowiedzUsuńCO TY TUTAJ ODPIERDALASZ PRZECHODZI LUDZKIE POJĘCIE.
Rucham to opowiadanie, no rucham.
Meeeeeeedżik. Chcę więcej.
Ok, daj mi tydzień. xD
UsuńJa Ci już pisałam, że przez Twoje opowiadanie moje funkcje bety się wyłączają. Albo praktycznie nie robisz błędów (co jest możliwe, zważając na to jak szybko robisz postępy, zazdro, hejt), albo po prostu piszesz tak cudownie, że wciągam się w to i widzę tylko akcję, a nie jakieś zakichane literówki. W każdym razie - jestem pod ogromnym wrażeniem, bo to opowiadanie zaczęło się naprawdę genialnie. Nie mogłam się oderwać, nawet jak Andrzej marudził, żebyśmy poszli do sklepu po obiad, bo przecież on niedługo wyjeżdża. XD Serio, siedziałam i czytałam, tak mnie wciągnęłaś do swojego świata, który już zdążyłam pokochać.
OdpowiedzUsuńPS. Czy ja żyję? Powiedz, że nie. Będzie dramatyczniej. XDDD
Nie żyjesz, Kasia. [*]
UsuńIHAAAAAA DZIĘKUJĘ!!
UsuńSKOŃCZYŁAM DZISIAJ TO CZYTAĆ. NIEWAŻNE, ŻE MAM KILKUNASTODNIOWY POŚLIZG, SKOŃCZYŁAM. I WZIĘŁAM SOBIE DO SERCA PROŚBĘ O WYPISANIE BŁĘDÓW, SZYKUJ SIĘ XDDD
OdpowiedzUsuńLOL, POCZEKAJ, ZAPOMNIAŁAM ZAKTUALIZOWAĆ PO KEJŻY. XDDDDD
UsuńCiężko opisać to innym słowem, więc powiem krótko. To. Jest. Zajebiste.
OdpowiedzUsuńRzadko czytam dopiero zaczynające się opowiadania z obawy, że autor rzuci wszystko przed zakończeniem. Tu się po prostu nie mogłam powstrzymać. I obiecuję, że jak przyjdzie ci chociaż jedna myśl o rzuceniu tego w cholerę, to.. Znajdę Cię. A tego byś nie chciała xD
Piszesz, że wychodzą ci długie rozdziały, a ja śmiem twierdzić, że dla mnie zawsze będą za krótkie. Pochłonęłam te dwa rozdziały tak szybko, że potem z bólu i smutku zaczęłam czytać od nowa. XD i będę chyba czytać to w kółko aż do rozdziału trzeciego.
Stałaś się właśnie moim numerem jeden. Damn, myślałam, że moich ulubionych perełek nic nie przebije, a tu diament jak skurwesyn. ^^"
Nie piszę zazwyczaj komentarzy pod opowiadaniami, ale tutaj naprawdę, naprawdę musiałam to oznajmić.
Jesteś wielka. Kocham Cię.
BOŻE. Czytam wszystkie rozdziały trzeci raz z rzędu, żeby nie ominąć żadnego ważnego szczegółu. I za każdym razem zachwyca mnie tak samo. Jest B O S K I. Pewnie w oczekiwaniu na następny rozdział przerobie poprzednie jeszcze z 10 razy :3 CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ!
OdpowiedzUsuńPrzyznam bez bicia: pierwszy rozdział był dla mnie na tyle długi, że musiałam podzielić jego czytanie na dwie części. Ten natomiast, choć (z tego co widzę) niewiele krótszy, sprawił wrażenie niewystarczającego. Jak tu dogodzić człowiekowi?
OdpowiedzUsuńTo było tak bardzo emocjonujące i chwytające za serce, że dosłownie chłonęłam słowo za słowem. W świetny sposób ukazałaś uczucia, jakie targały (dosłownie!) bohaterów.
Cała ta rozpierducha, rozpacz, żal, wyrzuty sumienia. I Danzou! Cholera jasna, jak ja podzielam wściekłość chłopaków! A Kiba nakręcał mnie jeszcze bardziej. Do tego stopnia, że miałam ochotę wejść w monitor i wyjebać Danzou krzesłem w ten jego parszywy ryj.
Czekam na plagę zombie, ziom. Po prostu czekam, choć już i tak skala rozpierdolu nie dała rady, okazując się być za mała dla tego bloga. Bejb, wymiotłaś tym rozdziałem.
Zbieram szczękę z podłogi, naprawdę. Liczę na szybkie postępy w pisaniu kolejnej części.
No i + za szablon, podoba mi się baaardzo. Choć mam wrażenie, że moje oczy odrobinę nie wyrabiają przy czytaniu, literki zdają się być rażące, ale to pewnie przez to, że mam wrażliwe oczy.
Aż Cię pozdrowię z tego wszystkiego, o.