14 lutego 2017

I. Nie wolno ci podejść

When the end is getting closer
and the earth has burned the sky
now repent 'cause it's all over...
J U S T   L E T   M E   D I E
Hollywood Undead - S.C.A.V.A


< <> >
Moim obowiązkiem będzie go zabić, jeśli stworzy jakieś zagrożenie.
Skupiała zmęczony wzrok na widnokręgu, z zadowoleniem obserwując, jak słońce powoli zza niego wyglądało, zwiastując nadejście końca jej zmiany. Zegar zawieszony nad drzwiami, powoli dążył do wskazania godziny piątej rano.
— Obudź ją — wyszeptała, zerkając w stronę Hinaty. Brunetka spoczywała w dużym fotelu, umieszczonym w rogu pokoju socjalnego. Zaraz obok niego znajdowała się niewielka sofa, którą sfinansowała im pani ordynator. — Kurenai może niedługo tutaj wpaść.
Hyuuga przeniosła zaspane spojrzenie na Sakurę, siedzącą na parapecie okna z kubkiem chłodnej kawy w rękach. Skinęła spokojnie głową i odłożyła książkę na stolik, po chwili dotykając swoją bladą dłonią ramienia Yamanaki. Potrząsnęła nim delikatnie, szepcząc imię przyjaciółki.
— Co się dzieje? — mruknęła, otwierając oczy.
— Kurenai. — Krótka odpowiedź młodej psycholog jej wystarczyła.
Sporadycznie się zdarzało, by wszystkie trzy miały wspólną zmianę. Rzadko kiedy Hinata zostawała na noc — jej rola w tokijskim szpitalu po prostu tego nie wymagała, jednak od jakiegoś czasu wydawała się być niezbędna. Ino również nie mogła pozwolić sobie na więcej wolnego jako internistka. Wszystko zmierzało ku epidemii grypy, zbierającej żniwa w całym mieście. Sakura zaś była jednym z najbardziej znanych i pożądanych chirurgów w kraju, to też często bywała poza miastem w innych ośrodkach i nigdy nie odmawiała pomocy, twierdząc, że wybrała ten zawód z powołania.
Chciała pomagać ludziom. Często nawet za cenę własnego zdrowia.
Idziemy do domu, Sakura.
Wciąż nie mogła wyrzucić z głowy tamtej sceny. Mężczyzna, który mijał ich wtedy na ulicy, nie był zwykłym przechodniem. Skryte w cieniu oczy, kryły w sobie istny obłęd, który dostrzegła dopiero, kiedy Sasuke siłą zaciągnął ją w stronę osiedla, na którym mieszkali. Struchlała na ten widok — nie miała pojęcia, co powinna o tym myśleć. Zdawała sobie sprawę z tego, że po ulicach kręciło się pełno dziwnych ludzi. Sama niejednokrotnie miała z nimi styczność, czy to idąc do sklepu czy dostając wezwania do sali segregacji, gdzie często trafiali zziębnięci bezdomni lub struci alkoholem, uliczni delikwenci. Mimo wszystko różnili się od tamtego mężczyzny. Widząc go, nie czuła właściwie nic prócz przerażenia. Jedynie obecność Uchihy pozwalała jej zachować zdrowy rozsądek.
Szczęk klamki sprowadził ją niemalże natychmiast na ziemię. Myśli rozpłynęły się prędko, a twarz zwróciła w kierunku wejścia. W progu stanęła wysoka blondynka, której wielkie piersi od lat wprowadzały Haruno w kompleksy. Kobieta przetarła czoło, wzdychając przy tym ciężko. Widząc, że Ino i Hinata spięły się nieco na jej widok, machnęła na nie ręką i zamknęła za sobą drzwi.
Tsunade Senjuu. Najbardziej ekscentryczna ordynator jakiegokolwiek szpitala w Japonii. Potrząsała każdym i nikt nie śmiał jej się nigdy sprzeciwiać. Właściwie nie lubiła ludzi. Denerwowali ją nawet tym, że oddychali. Mimo to miała do nich szacunek, bo zawsze głośno wyznawała, że karma wraca do człowieka — często ze zdwojoną siłą.
— Jak wam minęła noc? — zapytała, podchodząc do ekspresu. Zalała kubek do pełna i momentalnie zaczęła go opróżniać, spoglądając na dziewczęta. — Jakieś nowości?
— Ja miałam tylko jedną interwencję — wyszeptała Hinata, po chwili zakrywając usta dłonią, by zamaskować natarczywe ziewanie.
— Mój pager nie przestawał dzwonić. Dopiero niedawno przyszłam — wyznała szczerze Yamanaka. — To już nie jest epidemia, pani ordynator…
— To pandemia — wtrąciła chłodno Sakura.
Nie miała do powiedzenia nic więcej. Nikt nie potrzebował jej pomocy właściwie przez całą zmianę. Co jakiś czas wychodziła z ich kanciapki i zaglądała do swoich pacjentów. Kilka razy zeszła nawet do ratowników, którzy grali z nudów w karty. Nie znosiła bezczynnego siedzenia, ale od jakiegoś czasu było jej to na rękę. Miała problemy ze skupieniem się na czymkolwiek.
— Możesz mieć rację. — Senjuu zabawnie wycelowała w nią palcem.
Usiadła obok Yamanaki, która wciąż próbowała się dobudzić i chwyciła pilot telewizora. Wmawiała wszystkim dookoła, że jego zakup był spowodowany chęciami niesienia rozrywki dla znudzonego personelu, ale tak naprawdę spędzała przed nim każdą wolną chwilę.
Sakura obserwowała zmieniające się kanały, myślami błądząc po swoim mieszkaniu. Marzyła o gorącym prysznicu i łóżku, z którego nie chciała się ruszać. Lubiła zimę. Wręcz uwielbiała obserwować oblepiony białym puchem świat, jednak tego dnia była wykończona i wcale nie miała ochoty przedzierać się przez ten mróz.
Otworzyła szerzej oczy, widząc, że na znanej stacji informacyjnej podawali wiadomości, jednak Tsunade leciała jak burza, natarczywie molestując jeden guzik pilota.
— Możesz włączyć ten dziennik? — zapytała, zsuwając się z parapetu.
Ino i Hinata napięły się jak struny, wciąż nie mogąc przyjąć do wiadomości tego, że ich przyjaciółka zwracała się do przełożonej jak do starej znajomej. Co lepsze — Senjuu nic sobie z tego nie robiła. Popatrzyła jedynie na Haruno, jakby ta przeszkodziła jej w świetnej zabawie i spełniając prośbę — a raczej swego rodzaju nakaz — cofnęła się o kilka kanałów.
Informacje w sprawie wybuchu w jednym z laboratoriów zostały zweryfikowane. Nie doszło do takiego zdarzenia i nic nie zagraża cywilom — wypowiedział się mężczyzna w białym fartuchu. Był dosyć znanym analitykiem z Korei, wokół którego często kręciły się jakieś afery. Bardzo często zarzucano mu brak wiarygodności i zatajanie ważnych informacji, przez co nie był specjalnie lubiany i szanowany. — Nie ma powodów do obaw, więc proszę media o spokój i sprostowanie tych informacji, by obywatele nie wpadli w jakąś niepotrzebną panikę.
— Nie mogę na niego patrzeć — fuknęła Ino. — Zawsze ma ten obrzydliwy, cwaniacki uśmieszek. Strzeliłabym go w mordę, to może uratowałoby jego twarz.
Tsunade zaśmiała się krótko, lecz całkiem głośno, przez co Hinata prawie upuściła swoją lekturę. Sakura natomiast z uporem maniaka wpatrywała się w ekran telewizora.
Stacja nagle puściła serię zdjęć z różnych szpitali, gdzie głównie pokazywano przepełnione pacjentami sale. Kamera skupiała się na cierpiących, których męczył nieustanny kaszel i gorączka.
Epidemia grypy rozpowszechniła się po całym kraju — mówiła spikerka — właściwie wszystkie szpitale i przychodnie oblężone są przez rodziny potrzebujące konsultacji i recept. W kilku miastach pojawiły się już przypadki, w których apteki nie były w stanie nadążać z uzupełnianiem swoich asortymentów, co uniemożliwiło wydawanie leków. Apelujemy o to, by zachowali państwo ostrożność. Zapobiegawcze noszenie masek jest właściwie niezbędne. Jeżeli nie macie potrzeby wychodzenia na zewnątrz, najlepiej jest zostać w domu.
— Dokładnie — warknęła ordynator — też chcę odpocząć, łachudry. Więc zróbcie mi tę przysługę i zostańcie w tych cholernych mieszkaniach.
Sakura popatrzyła na zegarek i odetchnęła z ulgą, widząc, że jej zmiana naprawdę zbliżała się do wymarzonego końca. Sięgnęła po stetoskop i identyfikator, zerkając na przyjaciółki.
— Idę zrobić obchód — mruknęła, kierując się w stronę drzwi — przynajmniej czas mi szybciej zleci.
Hinata niemalże natychmiast poszła w jej ślady. Ino natomiast udawała głuchą i ślepą, kiedy Senjuu obserwowała ją spod grzywki. W końcu jednak leniwie podniosła się z sofy i sięgnęła po fartuch, nie chcąc podpaść. Święta oznaczały premię, a irytowanie Tsunade — jej brak.
Kiedy Hyuuga chwyciła już za klamkę, ich uwagę ponownie zwrócił telewizor. Spojrzenie czterech par oczu zastygło na kolorowym ekranie, który emitował amatorskie nagranie z Morza Wschodniochińskiego. Ktoś znajdował się na dziobie tankowca, skąd widać było cztery, niewielkie kształty.
Jak podają eksperci, statki dostrzeżone przez załogę Sea Force, to okręty wojenne Korei Północnej. Rząd ostrzega: konflikt zbrojny prawdopodobnie stanie się czymś nieuniknionym. Agresorzy nie poprzestają w swoich działaniach i coraz częściej dają o sobie znać. — Dziennikarz stał w porcie, gdzie panował niesamowity harmider. Nagle na ekranie pojawiła się twarz człowieka, którego Sakura nie znosiła z całego serca, zupełnie jak wybranek jej serca. Danzou Shimura, generał znienawidzony chyba przez cały kraj; niereformowalny, nie dający się zrzucić ze stołka. Człowiek, dyrygujący zespołem Sasuke, jakby byli jego własnością. — Korea Północna to dzicz, która sama prosi się o walkę. Jeżeli nie zaprzestaną swoich działań, Japonia bez wahania wypowie im wojnę. Czas przerwać milczenie i w końcu zademonstrować im siłę, jaką dysponuje nasza ojczyzna. Nie możemy żyć w wiecznym strachu.
— Pieprzony drań — warknęła Haruno, zaciskając pięści. — Wypowiedzieć wojnę? Oszalał! Skurwiel, nawet nie wyjdzie z tego swojego bunkra, tylko wyśle na ubój tych wszystkich, niewinnych żołnierzy!
Hinata doskonale ją rozumiała. Danzou był bezlitosny i nie interesowało go zupełnie nic, prócz maniakalnego szukania dziury w całym. Najgorsze w tym wszystkim było to, że najczęściej nie chciał brać odpowiedzialności za swoje czyny. Wspomniany kraj stał się agresywny wyłącznie przez jego zaczepki.
— To nim powinni się zająć — mruknęła Tsunade, dopijając kawę. — Korea nas zniszczy… i nie chodzi tu o siłę militarną. To naród zabójców, który wyrżnie nas w pień, gdy tylko nabierze na to ochoty.
— Przez takiego palanta zagrożony jest cały kraj. — Ino westchnęła, wychodząc na korytarz. — Boję się, że nie skończy się tylko na pogróżkach.
Sakura pozostawiła to bez komentarza. Rzucając w myślach siarczystymi bluźnierstwami, odeszła w swoją stronę, nie chcąc przez przypadek wybuchnąć i obrazić którejś z dziewczyn.


< <> >


— Dziękuję, że po mnie przyjechałeś — powiedziała, podchodząc do jednego z niewielu aut, stojących na parkingu dla pracowników.
Pukle różowych włosów wystawały spod szarej czapki, którą niechlujnie naciągnęła na głowę, wychodząc przed budynek. Miała dość wszystkiego i wszystkich; była zmęczona, obolała a przede wszystkim… przestraszona.
— Przebudziłem się jakoś około czwartej i już nie mogłem zasnąć — mruknął Sasuke, całując przelotnie jej spierzchnięte usta. Otworzył drzwi pasażera, pozwalając wgramolić się kobiecie do środka i zaraz za nią zamknął, by obejść samochód i zająć miejsce za kierownicą. — Także, to żaden problem.
Uśmiechnęła się cierpko i zapięła pasy. Usiadła wygodniej i obróciła głowę w jego stronę, opierając skroń o zagłówek. Był taki spokojny i skupiony, jak zawsze podczas prowadzenia. Dobrze wiedziała, że sam, czy z chłopakami, jeździł za szybko i nieostrożnie, ale z nią obok tego nie potrafił. Sądził, że zabicie Naruto i Kiby to nic złego, za to miał bzika na punkcie bezpieczeństwa swojej partnerki.
Miała pewność, że wiedział, co się działo i o czym trąbiły niemalże wszystkie stacje telewizyjne. Jednak milczał. Nienawidził rozmawiać z nią o swojej pracy.
Nienawidził, kiedy się martwiła.
— O której widzimy się u Uzumakiego? — zapytał w końcu, kiedy płynnie wjechał na ruchliwą ulicę. — Jakoś wieczorem, prawda?
Oderwała się od fotela i uderzyła dłońmi w twarz. Urodziny Naruto obchodzone były przez nich każdego roku w niesamowicie huczny sposób. Tym razem miało być tak samo, a ona pomyliła tygodnie.
— Zupełnie zapomniałam! — jęknęła rozpaczliwie, naciągając skórę policzków.
Uchiha zerknął kontrolnie na swoją pasażerkę i ściągnął lekko brwi.
— Sakura, wiem, że masz tego dosyć, ale wciąż uważam, że powinnaś wziąć urlop — wyszeptał, kiedy zatrzymali się na światłach. Wyciągnął dłoń i dotknął jej wierzchnią stroną czoła dziewczyny. — Widzę, co się z tobą dzieje. Wyglądasz i zachowujesz się coraz gorzej.
— Dzięki, kochanie — burknęła, odsuwając jego rękę.
Chwycił palcami drobną dłoń. Zawsze robił takie rzeczy zupełnie niespodziewanie i zwinnie. Czasem przerażało ją to, jak cholernie potrafił zadziwić. Zdolności do takich błyskawicznych gestów wyszkolił już pierwszego roku w wojsku, kiedy był tylko zwykłym szeregowcem.
— Masz niewykorzystany urlop — drążył, patrząc na nią. — Zaklep sobie wolne od poniedziałku. Na tydzień. Wyjedziemy gdzieś.
— A co z tobą? — zapytała, zdziwiona propozycją.
— Też należy mi się wolne i jutro się o to postaram — odparł, ruszając. — Też chcę odpocząć. Z daleka od armii i tego głupka, który nie daje mi się nawet spokojnie wysikać. Rozumiesz? Polazł dzisiaj za mną do łazienki i chrzaniąc mi jakieś głupoty, oblał cały pisuar i własne buty.
Z trudem powstrzymała śmiech. Naruto, Sasuke i Kiba, byli przyjaciółmi od dzieciństwa. Zawsze trzymali się blisko i chyba tylko dzięki uporowi Uzumakiego, jakimś cudem udało im się razem dotrzeć tak daleko. Inuzuka był niesamowicie leniwy, więc jedynie koło napędowe w postaci Naruto doprowadziło go do tego, kim się stał. Sasuke natomiast było wszystko jedno, jak i gdzie skończy, jednak dał się wciągnąć do armii. Szybko zostali zauważeni i docenieni. Byli tak dobrzy w tym co robili, że wspinali się po szczeblach kariery jak szaleni. Pech chciał, że na koniec wpadli prosto w chciwe ręce Danzou.
— Sasuke… — wyszeptała, kręcąc młynka palcami. Wiadomości, które oglądała zaledwie godzinę wcześniej, nie dawały jej spokoju, jednak on naprawdę cholernie nie chciał rozmawiać o czymkolwiek, co dotyczyło jego pracy. A ona niejednokrotnie tego potrzebowała. Dla spokoju sumienia. I serca. Ale znowu nie dała rady. — Nie chce mi się dzisiaj gotować.
— Nie opłaca się robić obiadu. — Zacisnął zęby, chcąc powstrzymać się przed wulgarnym komentarzem, skierowanym do kierowcy przed nim, który niespodziewanie chciał zmienić pas. Nienawidził niezdecydowanych ludzi. Nieważne w jakiej sytuacji. — U Naruto będzie kupa żarcia, a ty zaraz i tak pewnie zjesz coś lekkiego, wykąpiesz się i pójdziesz spać. Jak wstaniesz, to nie będziesz miała na nic czasu.
Sięgnął do kieszeni po telefon, który dawał o sobie znać, od kiedy tylko wyjechali spod szpitala. Słyszała to, lecz wolała ów fakt przemilczeć — oboje nie znosili tego urządzenia. Obserwowała każdy jego ruch i mimikę twarzy. Wiedziała, że się zdenerwował. Dosłownie rzucił za siebie aparat, który odbił się od tylnych siedzeń i wpadł pod jej fotel. Jak gdyby nigdy nic, wpatrywał się w drogę przed sobą.
— Po prostu, zapomnij — mruknął, widząc, że chciała coś powiedzieć. — Zapomnij.


< <> >


Sakura zrzuciła z siebie ubrania i sięgnęła po ręcznik, który położyła szafce, znajdującej się zaraz obok prysznica. W mieszkaniu było dosyć chłodno. Oboje nie lubili duchoty, jednak mróz tamtego dnia usilnie przenikał przez ściany apartamentowca. Mieszkanie posiadało dwa, dosyć obszerne piętra. Dosłownie nie mieli co zrobić z wolną przestrzenią, więc ich gniazdko wyglądało na pozbawioną jakiegoś rodzinnego ciepła, hotelową kwaterę.
— No szybko, szybko — wyszeptała, regulując sobie temperaturę.
Kiedy z góry zaczęła w końcu zlewać się ciepła, przyjemna woda, dosłownie całe jej ciało nagle się rozluźniło. Westchnęła ospale i zaczęła zaczesywać dłońmi mokre włosy, z przyjemnością nawilżając twarz, z której uciekało całe napięcie po przepracowanej nocy.
Gdy tylko wyskoczyła z kabiny, okryła się ręcznikiem i zadrżała, zaciskając zęby. To w kąpieli zawsze denerwowało ją najbardziej — chwila walki na śmierć i życie, pomiędzy jej ciałem a chłodnym powietrzem. Podeszła do zaparowanego lustra i przetarła je dłonią. Skrzywiła się, widząc podpuchnięte powieki i przekrwione białka. Przeciągnęła przez głowę przygotowaną do spania koszulkę, a kiedy wsunęła na siebie majtki, zatrzymała swoje ruchy. Słyszała słtumiony głos Sasuke. Taki ton, choć ściszony do granic możliwości, zawsze wróżył coś złego. Przewiesiła ręcznik przez grzejnik, po czym podeszła cicho pod drzwi i dosłownie przyłożyła do nich ucho.
— Nie mam zamiaru — usłyszała, kiedy pod wpływem emocji przestał szeptać — choćby mieli mnie ścigać, zabieram Sakurę ze sobą i znikam. Tobie też radzę się na to przygotować, bo Naruto ma podobne plany.
Westchnęła. Jej przypuszczenia się potwierdziły — Sasuke doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co się działo. Przecież nie mogło być inaczej. Najprawdopodobniej wiedział stokroć więcej, niż mogło jej się wydawać.
— Nie daj się w nic wciągnąć, Inuzuka — wyszeptał już dużo ciszej, jakby zorientował się, że Sakura go słyszy. — Jesteś naszym przyjacielem, ale jeżeli mamy wyjść z tego cało, musisz nam pomóc.
Nie wytrzymała. Chwyciła za klamkę i z impetem otworzyła drzwi, gasząc przy okazji światło. Wkroczyła do przestronnego salonu, połączonego z kuchnią i stanęła na jego środku, patrząc wyczekująco na Uchihę. Zerknął na nią spokojnie i powrócił wzrokiem do laptopa.
— Widzimy się wieczorem — mruknął i odsunął komórkę od ucha. Stuknął palcem w ekran i rzucił ją na pobliski fotel. — Zrobiłem ci herbatę.
— Prosiłam o kawę — warknęła.
Wyczulony na zmianę tonu, popatrzył na nią spod opadających na czoło włosów.
— Musisz się zdrzemnąć — odparł, udając niewzruszonego. — Będziesz nieprzytomna u Naruto i nawalisz się w przeciągu godziny.
Nadęła policzki, urażona tym stwierdzeniem. Miał jednak rację, potrzebowała wtedy snu, jak niczego innego. Przeszła do części kuchennej, gdzie zrobiła sobie dwie kanapki i pochłonęła je dosłownie moment później, bezmyślnie wpatrując się w okno, za którym sypał śnieg. Wypiła przygotowany napój i zaraz po tym ruszyła w stronę schodów, bez słowa mijając Uchihę, który również nie obarczył jej nawet krótkim spojrzeniem. Wspięła się prędko po stopniach i skręciła do sypialni, gdzie zastała już przygotowane do snu łóżko i zasłonięte rolety.
— Drań — syknęła, wsuwając się pod kołdrę.
Irytowało ją to, że zawsze gdy ją czymś zdenerwował, szybko znajdowało się źródło, dzięki któremu przestawała się gniewać. Znali się od liceum, już tam to wszystko podobnie wyglądało. Przez lata byli tak bliscy sobie, jak nikt inny. Wyglądali jak para, która… ze sobą nie była. Nie trzymali się za ręce, nie przytulali, nie całowali. Jednak zawsze byli nierozłączni — dopasowani. Aż za bardzo.
— Sakura. — Zadrżała, słysząc jego głos.
Zawsze się tak skradał. Współczuła ofiarom, które nie mogły mieć pojęcia o tym, że zginą z jego rąk tak nagle, bez uprzedzenia. Przynajmniej nie mieli czasu martwić się o swój los.
Obróciła się do niego, gdy przysiadł na łóżku. Czuła, że jej powieki same zaczynały się zamykać i nie miała już sił, by z tym walczyć. Pochylił się nad nią i ucałował kobiece czoło, patrząc zaraz w zielone oczy, z bardzo bliskiej odległości. Czując na ustach gorący oddech, poruszyła wargami pewna tego, że jego są na tyle blisko, by móc je musnąć. Uśmiechnął się, widząc ten słodki gest zaspanej Haruno i spełnił zachciankę kobiety.
— Muszę wyjść na godzinę — powiedział, kciukiem muskając jej policzek. — Mam jedną sprawę do załatwienia w Adachi. Gdyby coś się działo, dzwoń do mnie. Tu masz leki.
Powiodła wzrokiem za jego dłonią. Na etażerce stała szklanka z wodą i ta znienawidzona, brązowa fiolka, wypełniona do połowy żółto-pomarańczowymi kapsułkami.
— Dziękuję — mruknęła, układając się z powrotem do snu. — Wracaj szybko.
Przejechał palcami po nagim ramieniu kobiety i podniósł się, w milczeniu opuszczając sypialnię. Kiedy wychodził, Haruno była już pogrążona we śnie.


< <> >


Hinata otworzyła drzwi mieszkania i zaniemówiła, widząc w progu dwoje ludzi oblepionych śniegiem z każdej możliwej strony. Czerwone od mrozu twarze wyglądały dosyć zabawnie w słabym świetle lamp, stojących w przejściowym pomieszczeniu.
— Mój Boże — szepnęła, kiedy tuż za nią pojawił się Naruto.
Cała czwórka przez chwilę milczała mierząc się wzajemnie skonsternowanymi spojrzeniami, aż w końcu Hyuuga oprzytomniała i zaprosiła ich do środka.
— Szliście tu na pieszo? — prychnął Uzumaki, odbierając od Haruno płaszcz. Wyszedł z nim przed dom i otrzepał go porządnie, nie chcąc tworzyć w przedpokoju kałuży.
— Nie, przyjechaliśmy taksówką. — Sakura posłała mu przesłodki uśmiech. — Jedynie staliśmy przed bramą dobre piętnaście minut, gadając do domofonu z nadzieją, że ktoś nas w końcu usłyszy albo zauważy.
Korytarz przesiąkł głośnym rechotem Kiby, który stał w głębi domu, trzymając w ręku szklankę do połowy wypełnioną whiskey. Podszedł bliżej, by się przywitać i popatrzył z uwagą na Haruno.
— Widzisz, pajacu? — mruknął, spoglądając na Naruto. — Mówiłem, że coś słyszałem.
— Zaraz, jak wy się tu dostaliście? — szepnął blondyn, zupełnie ignorując przyjaciela, który z powrotem zawrócił w stronę salonu.
— Sasuke nie wytrzymał i przeskoczył przez płot… — Sakura popatrzyła ostrożnie na Uchihę, który wciąż próbował nie wybuchnąć.
Inuzuka ryknął jeszcze głośniej i ostentacyjnie przywalił dłonią w udo, jakby to była najśmieszniejsza rzecz na świecie. Natomiast Sasuke zamknął powieki i zaczął odliczać od dziesięciu w dół, by przypadkiem nie zabić ani jednego, ani drugiego.
— Naprawdę was przepraszamy — wyszeptała gospodyni, chwytając dłonie Sakury. — Madara i Kejża awanturują się od godziny przy sprzęcie i co chwilę zmieniają piosenki, przez co w domu panuje istny harmider.
Sakura uśmiechnęła się do niej pociesznie, kątem oka znowu zerkając na Sasuke. Przeszedł dalej, zostawiając je same; od kiedy obudziła się w mieszkaniu, nie zamienili ze sobą właściwie zbyt wiele słów. Miała wrażenie, że ostatnio obudował się jakąś dziwną otoczką, która stwarzała między nimi dystans. Jedno było pewne — cholernie unikał z nią poważnych rozmów.
Naruto i Hinata odziedziczyli w spadku po rodzicach Uzumakiego ich rodzinny dom, na obrzeżach Tokio, w Edogawie. Pensja pani psycholog i ważnego wojskowego, pozwoliła im szybko wyremontować gniazdko, co zresztą wyszło im naprawdę przyzwoicie.
Przeszły do salonu, gdzie znajdowali się już wszyscy prócz Ino i Saia, którzy zapowiedzieli chwilowe opóźnienie. Grono nie było wielkie; właściwie takie samo jak od lat. Temari i Shikamaru siedzieli na sofie i rozmawiali z Itachim, trzymającym w ręku butelkę piwa. Madara rzeczywiście okupował laptopa i wieżę, w skupieniu wgapiając się w ekran sprzętu. Inuzuka stał pod ścianą, obejmując sterczącą przed nim Mayako, która energicznie gestykulowała i tłumaczyła coś swoim przyjaciółkom — rozbawionej Ichirei i zdenerwowanej Kejży, która złowrogo łypała w kierunku najstarszego Uchihy. To właśnie on, dobrą dekadę wcześniej, wprowadził w ich grono te trzy dziewczęta. Wszystkie pracowały w więzieniu, znajdującym się w Setagayi, tak samo jak szpital, w którym harowała Haruno i jej spółka. Tennotsukai i Ryusaki dumnie prezentowały się w punkcie medycznym, gdzie często trafiali różni delikwenci po bójkach. Sasuke niejednokrotnie mówił Sakurze, że prawdopodobnie specjalnie się tłukli, by wpaść w odwiedziny do dziewcząt. Były tam niesamowicie lubiane — nie traktowały tych wszystkich rzezimieszków jak potworów. Uważały, że to też byli ludzie, którzy po prostu nieco zbłądzili. Okanao natomiast obejmowała posadę strażnika, spędzającego połowę swojej zmiany na spacerniaku, gdzie grał w karty z więźniami.
Placówka, w której pracowały, nie była więzieniem o zaostrzonym rygorze. Skazańcy trafiali tam głównie za kradzieże, oszustwa, drobne życiowe wpadki i rozboje. Dlatego też wszystkie trzy nigdy nie zostały narażone na zagrożenia i czuły się całkiem swobodnie, zyskując sympatię swoich podopiecznych.
— Witajcie! — Sakura popatrzyła na wysokiego mężczyznę, którego szare włosy standardowo nijak nie chciały elegancko wyglądać. — Wieki się nie widzieliśmy.
Kakashi podał rękę Sasuke, a następnie podszedł do Haruno i chwycił kobiecą, smukłą dłoń, po chwili całując jej zewnętrzną stronę. Przewróciła oczyma, śmiejąc się z jego pijackich zachowań. Nie podejrzewała, że gdy przyjadą, będzie już wstawiony. Jednak przypomniała sobie o plotkach, które krążyły między znajomymi. Kakashi miał bardzo ciężki okres w pracy, więc zwyczajnie starał się jakoś od tego uciekać.
— Jak zawsze piękna — mruknął, po czym zupełnie niespodziewanie poczochrał włosy Sakury.
— Kakashi! — krzyknęła, próbując nieudolnie odtrącić jego rękę. — Jesteś nieznośny!
Hatake był dla niej jak starszy brat. Już od czasów dzieciństwa bywał częstym gościem w domu rodziny Haruno, ponieważ jego tata wiele lat przyjaźnił się z rodzicami Sakury. Kiedy Kizashi i Mebuki zginęli w katastrofie lotniczej, pozostawiając osieroconą córkę samą, Sakumo, jej ojciec chrzestny, zajął się dziewczynką najlepiej jak mógł. Przygarnął ją pod swój dach i postarał się o przejęcie praw rodzicielskich. Dlatego też Kakashi był nieodłączną częścią życia dziewczyny i jedyną rodziną, jaka jej pozostała.
Pracował w policji — był jednym z najbardziej znanych detektywów kryminalnych, który miał swój zespół, znany w Tokio bardzo dobrze. W jego skład wchodził Itachi Uchiha i jego kuzyni — Obito i Shisui, oraz Rin Nohara. Niestety trzy lata temu, Obito został zamieszany w morderstwo pewnego analityka śledczego i znalazł się za kratkami, co niesamowicie dobiło Kakashiego. Byli najlepszymi przyjaciółmi — właściwie nierozłącznymi — jednak od momentu zgarnięcia Uchihy, Hatake miał z nim bardzo ograniczone kontakty.
— Sakura! — Radosny okrzyk Ichirei, odwrócił jej uwagę od markotnej twarzy Hatake. — Choć no tu!
Skinęła porozumiewawczo do Kakashiego i z uśmiechem ruszyła w stronę dziewcząt, które zebrały się wokół Temari. Minęła Sasuke, który zerknął na nią kątem oka. Czuła to dziwne napięcie, które między nimi rosło i bała się, że znajdzie swoje ujście w najmniej odpowiednim momencie.


— Naruto.
Uzumaki odchylił do tyłu głowę, siedząc w swoim ulubionym fotelu. Stojący za nim Kiba miał co najmniej dziwną minę. Lata znajomości nauczyły ich tego, by rozumieć się bez słów, co okazało się wspaniałą umiejętnością podczas zadań specjalnych, na które posyłał ich Danzou.
Tworzyli zespół, w armii powszechnie znany jako oddział Fearless. W jego skład wchodziła właśnie ta dwójka, oraz Sasuke i Madara. Danzou wysyłał chłopaków w różne miejsca, pod przeróżnymi przykrywkami. Mężczyźni sami nie pamiętali, jak wiele tożsamości musieli przybrać. Odwiedzali miejsca, w których włos jeżył się na głowie, a nieprzyjemna gula w gardle męczyła ich nawet kilka dni po wykonanym zadaniu. Miewali okropne koszmary, które nie chciały dać im zapomnieć o wielu czynach, jakich musieli się dopuścić, by misje zakończyły się sukcesem.
— Co jest? — Lazurowe spojrzenie otaksowało szatyna od góry do dołu, jakby był jakimś wrogiem. Uzumakiemu cholernie nie chciało się ruszyć tyłka, a wiedział, że zaraz będzie musiał to zrobić.
— Sasuke się gdzieś ulotnił — odparł Inuzuka, sięgając po butelkę Daniellsa. Jak gdyby nigdy nic napełnił pustą szklankę do połowy i pociągnął zabawnie nosem, krzywiąc się przy tym.
Właściwie wcale nie lubił whiskey.
Blondyn wstał i rozejrzał się ożywiony po swoich gościach, którzy po odśpiewaniu mu urodzinowego sto lat, niemalże natychmiast porwali się w stronę stolika, gdzie prezentowały się przeróżne alkohole. Myśl o tym, by zostawić Hinatę samą w towarzystwie pijanych przyjaciółek trochę go przerażała, jednak westchnął ciężko i podrapał się po skroni. Robił tak za każdym razem, kiedy czuł się zakłopotany, albo próbował skupić rozbiegane myśli.
— Chodź — mruknął, chwytając w dłoń piwo.
Poprowadził Kibę w stronę wyjścia, gdzie po drodze wskoczyli w buty i narzucili na ramiona kurtki. Wyszli na niewielki ganeczek i prędko zlokalizowali Uchihę, stojącego na podjeździe. Wpatrywał się w niebo, z tęgą miną paląc papierosa.
— Nie dacie mi odsapnąć, co? — mruknął, nie zmieniając pozycji, kiedy do niego podeszli.
Szatyn pchnął go lekko barkiem i sam wyciągnął z kurtki paczkę Marlboro. Oparł się o samochód Nary i odpalił fajkę, głęboko zaciągając się dymem.
— Mów — mruknął — ale nie wspominaj nic o robocie. Rzygam nią, dosłownie.
Naruto stanął między nimi i przechylił butelkę, dopijając browar, po czym wyrzucił ją do pobliskiego kosza na śmieci. Przetarł usta i zaczął kiwać się na boki, próbując nie myśleć o szczypiącym rozgrzane policzki mrozie.
— Co mam mówić? — Sasuke popatrzył na nich, strzepując popiół na śnieg.
Przez ten biały puch, wszystko było całkiem widoczne, łącznie z zatroskanymi twarzami kompanów. Wiedział więc, że sam nie mógł ukryć się przed ich wzrokiem, a naprawdę nie chciał, by widzieli w jakim jest stanie. Nie miał siły nawet stać. I nie chodziło o fizyczne zmęczenie, a o to, że był wykończony psychicznie. Miał już dość wszystkiego.
— Byłeś w Adachi. — Kiba uniósł brwi, zaciągając się w środku zdania. — Sakura mi mówiła.
— Żartujesz! — krzyknął Naruto, niespodziewanie chwytając bruneta za barki. — Jednak się zdecydowałeś? Zaraz wszystkich uprzedzę, żeby byli przygotowani!
— Musiałeś? — sarknął Uchiha.
Inuzuka wzruszył ramionami i patrzył na niego wyczekująco. Sasuke uwolnił się od rąk Uzumakiego i sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza, by wyciągnąć z niej niewielkie, ozdobne pudełeczko. Wpatrywał się w nie przez chwilę, po czym otworzył, by ukazać chłopakom zawartość. Zarówno Kiba jak i Naruto pochylili się nad jego dłonią, zabawnie zbliżając nosy do przedmiotu obserwacji.
— Jaki ładny! — ryknął podekscytowany blondyn.
— Taki smukły, kamyk nie za wielki… Masz oko, draniu. — Kiba uśmiechnął się do przyjaciela. — Spodoba jej się, jestem pewny.
Sasuke w milczeniu wpatrywał się w pierścionek, który połyskiwał lekko, odbijając światła z ulicy. Jego serce biło bardzo mocno, aż zrobiło mu się gorąco ze stresu. Zamknął jednak pudełeczko i westchnął głośno, przymykając na moment powieki.
— Nie zrobię tego — szepnął — nie dziś.
Jęk niezadowolenia Uzumakiego przedarł się przez okolicę. Zarówno Kiba jak i Sasuke, mieli ochotę przywalić mu za to w łeb, jednak światło, które nagle wydostało się z kuchennego okna i oblało męskie sylwetki, przeraziło ich nie na żarty. Nie bardziej jednak widok, który zastali — wszystkie kobiety, jak na zawołanie, zjawiły się tam i rzuciły do butelki Martini, którą przyniosła im Temari.
Chłopcy w niesamowitym popłochu zaczęli szukać kryjówki, aż w końcu kucnęli pod parapetem i modlili się, by żadna ich nie przyłapała. Szczególnie Sakura, która nie znosiła widzieć ich z papierosem.
Przez chwilę w ciszy nasłuchiwali głosów kobiet.
— Dlaczego? — warknął Naruto, mało nie przewracając bruneta. — Przecież tyle o tym rozmawialiśmy! Madara miał na mój znak ściszyć muzykę, a ty…
— Naruto… — mruknął Kiba, obserwując Uchihę.
— A ty miałeś klęknąć i zrobić swoje!
— Naruto! — Inuzuka uderzył chłopaka w brzuch na tyle mocno, że tamten stracił na moment oddech, a whiskey w trzymanej przez niego szklance, prawie z niej uciekła.
— Bardzo chcę mieć to już za sobą. — Sasuke uśmiechnął się pod nosem. — Ale postanowiłem zrobić to podczas urlopu. Wolę nie mieć wokół siebie widowni i jednego, podekscytowanego kretyna, który będzie to przeżywał bardziej niż ja czy Sakura.
Naruto zmarszczył nos i otworzył usta, wskazując palcem na samego siebie. Kiba natomiast głośno westchnął i poklepał bruneta po ramieniu.
— Rób jak uważasz — wymamrotał, prostując nogi, kiedy światło w kuchni zgasło — byle byście byli szczęśliwi.
Zapadła między nimi głucha cisza. Nie była niezręczna — często towarzyszyły im takie momenty i właściwie wcale ich nie krępowały. Mieli chwilę na zastanowienie się, wyciszenie i odpoczynek od paplaniny Naruto. Przez moment słyszeli jedynie trzeszczące gałęzie zamarzniętych konarów drzew, które kołysały się na wietrze. Kiba zrozumiał, że robi mu się coraz chłodniej, kiedy kostki lodu, znajdujące się w jego szklance, zaczęły w irytujący sposób obijać się o jej ścianki.
— Wiecie… — zaczął, odwracając się w ich kierunku.
— Tu was mam, gnojki!
Głos Madary sprawił, że zarówno Naruto jak i Sasuke opadli na tyłki, a Inuzuka w przerażeniu chwycił parapet, by nie zająć miejsca obok nich. Złapał się za pierś, mając wrażenie, że serce zaraz wyskoczy z jego ciała i ucieknie jak najdalej. A potem nie wróci. Zupełnie jak każdy kot, którego sprowadzała do nich Mayako.
Przybysz stał niepewnie na podjeździe i podpierał się pod boki.
— Błagam was, wracajcie i zapanujcie nad tą bandą rozwrzeszczanych przekup, bo już mi łeb pęka!
Sasuke schował pierścionek z powrotem do kieszeni i dźwignął się na nogi z pomocą Uzumakiego. Niewerbalnie dał mu do zrozumienia, że naprawdę nie chciał tego jeszcze robić.
Chłopcy zebrali się względnie do kupy i we czwórkę ruszyli w stronę wejścia. Idący przodem Madara jednak wstrzymał się z otworzeniem drzwi i odwrócił do nich głowę. Jego mina niemalże natychmiast zdradziła dalszy przebieg rozmowy.


Haruno wpiła spojrzenie w twarz Sasuke, który wszedł do salonu razem z Inuzuką. Prowadzili jakąś ożywioną rozmowę, sądząc, że wszystko w ten sposób zamaskują. Znała ich jednak od wielu, wielu lat, i każdy najdrobniejszy gest czy mina, były wyryte na dobre w jej pamięci. Sasuke nerwowo poruszał prawą dłonią, co chwilę zaciskając i prostując palce, a Kiba pocierał nos przynajmniej co pół minuty.
— Też to widzisz, prawda?
Sakura odwróciła się do Mayako, stojącej za nią razem z Ino. Dziewczyny wpatrywały się w chłopaków; Okanao skinęła jedynie głową na Hinatę i Kejżę, które siedząc przy pianinie, również obserwowały swoich partnerów.
— Nie chce mi nic powiedzieć — kontynuowała, wsuwając dłonie do kieszeni jeansów. — Durny Kiba… Wciąż jedynie chodzi rozdrażniony, krzyczy na mnie, a potem przeprasza. To się dzieje przynajmniej od miesiąca. Ciągle rozmawia z kimś przez telefon, a przede wszystkim, nie pozwala wychodzić mi samej z domu.
— Hinata mówiła, że ma podobnie — wyszeptała Yamanaka. — Z tego co widzę, Madara również nie próżnuje i doprowadza Kejżę do szaleństwa.
— Słyszałam, jak dzisiaj rozmawiali. — Zielone oczy skupiły się na twarzy Okanao, która momentalnie domyśliła się, że chodziło o ich partnerów. — Sasuke wspominał coś o jakichś przygotowaniach i ucieczce. Cholernie nie podoba mi się to, że wiedzą coś o jakimś zagrożeniu, a przed nami milczą.
— Wiesz, że ten pieprzony świr ich pilnuje. — Mayako wypiła łyk swojego drinka. — Robią to po to, by nas chronić. Ale z drugiej strony… naprawdę chciałabym wiedzieć, co nam wszystkim grozi.
— Pozwalając im na objęcie takiej kariery, zobowiązałyśmy się do wyrozumiałości. — Hinata musiała pojawić się przy nich już jakiś czas wcześniej. — Nie powinnyśmy drążyć tematu, tylko dać im w spokoju opracować jakiś plan.
Hyuuga rzadko bywała tak poważna, ale Sakura wiedziała, że trzeba było przyznać jej rację. Doskonale pamiętała, jak Sasuke wahał się ze swoją decyzją, dopóki nie wbiła mu do głowy tego, że to jego sprawa, a ona nie ma zamiaru w nią ingerować. Jeżeli czuł się dobrze w armii, to miał pełne prawo w niej zostać.
— Ja jednak uważam, że przesadzają. — Dziewczęta popatrzyły na Yamanakę, która nagle zabrała głos. — Rozumiem, co macie na myśli, ale to jest życie w stresie. Gdybyście wiedziały co jest na rzeczy, również byłybyście w stanie się jakoś do tego dostosować i przygotować. Nie ukrywajmy, wszystkie wiemy, że prawdopodobnie chodzi o ten konflikt zbrojny i tego pojeba, Danzou.
Sakura westchnęła i ponownie popatrzyła w stronę Sasuke. Opierał się o komodę i patrzył prosto na nią. Nie był głupi — doskonale wiedział, o czym rozmawiały. I nie chodziło tutaj o umiejętne czytanie z ruchu warg, albo podsłuchiwanie. Od zawsze dokładnie ją obserwował; kartkował jak jakąś księgę. Jego chłodny wyraz twarzy przyprawił ją o nieprzyjemne dreszcze, na skutek których zaczęła rozcierać odruchowo ramiona.
— Napijmy się — szepnęła, zwracając twarz w kierunku dziewcząt — potrzebuję więcej alkoholu.


< <> >


Pchnął drzwi sypialni i wszedł do środka, niosąc przerzuconą przez ramię Haruno. Czuła się jak pospolity worek ziemniaków, ale tak cholernie nie chciało jej się iść, że korzystała z pomocy ukochanego. Podszedł do łóżka i wszedł na nie na klęczkach, dopiero po chwili ściągając z siebie Sakurę. Położył ją na materacu, na tyle delikatnie, na ile pozwalał mu stan upojenia alkoholowego i wsparł dłonie po obu stronach jej głowy, wpatrując się w jej zielone oczy.
— Zawsze musisz się tak nawalić? — mruknął cicho, opierając czoło o jej głowę.
Zaśmiała się krótko, słysząc jego zmiękczony głos. Już nawet nie chciała komentować tematu jego trzeźwości — dawno sobie nie pozwolił na taką rozpustę. Przerażało ją to, że oboje musieli się jutro zjawić w pracy, a ich stan był co najmniej… tragiczny.
— Idziemy spać — wyszeptała, chcąc się spod niego wydostać.
Zacisnął dłoń na jej biodrze, jakby na znak niezgody. Schylił się niżej i musnął ustami obojczyk kobiety, zaraz po tym przywierając do jej szyi. Obdarowywał ją pocałunkami, przesuwając się coraz wyżej, aż do kości szczęki, z którą zrobił to samo. Kiedy zbliżył się do ust Haruno, zupełnie nagle wyprostował ciało i popatrzył na nią z góry, rozpinając koszulę.
Czuła jak jej serce poczęło szybciej bić, a w podbrzuszu rozszedł się przyjemny skurcz, którego ciepła fala rozbiegła się dalej po ciele. Ostatnimi czasy rzadko się kochali, a Ichirei podpowiedziała jej u Naruto, że seks pozwoli im rozładować to nieprzyjemne napięcie.
— Dzisiaj według moich reguł — wyszeptał jej do ucha, kiedy rozsuwał zapięcie czarnej sukienki.
Ściągnął ramiączka ze smukłych barków, z przyjemnością mrucząc, kiedy poczuł jak dotknęła jego nagiego torsu. Musnął nosem gładki policzek i przywarł na dobre do rozgrzanych warg Sakury.
Uprawianie z nią seksu było dla niego najwspanialszą czynnością na świecie. Była jednocześnie najdelikatniejszą istotą jaką znał i nieprzewidywalną kochanką, której ciało nigdy go nie nudziło. Nikogo nie kochał tak, jak Haruno i nikogo tak bardzo nie pragnął. Nie było również na świecie innej osoby, dla której bezpieczeństwa był w stanie poświęcić dosłownie wszystko. Dlatego tak bardzo się o nią bał i tak cholernie nie potrafił wyjawić prawdy. Każde zmartwienie, jakie odmalowało się na jej twarzy, sprawiało mu niewyobrażalny ból, z którym sobie nie radził.
— Sasuke. — Poczuł na policzkach ciepłe dłonie i otworzył powieki, zastygając w bezruchu. Była wystraszona. — Ty płaczesz? Co się dzieje?
Zacisnął powieki i opadł na nią, oplatając szczupłe ciało ramionami. Skrył twarz w zgięciu jej szyi i zacisnął zęby, drżąc. Już sam nie wiedział, czy ze złości, czy strachu. Poczuł, jak wcisnęła mocniej palce w skórę na jego plecach.
— No nie mów — zaśmiała się, jednak przez jej głos przebijał się strach — że jestem aż tak straszna w łóżku.
— Idiotka — warknął, jeszcze mocniej do niej przywierając. — Nie chrzań głupot.
Leżeli tak w milczeniu przez jakiś czas, póki nie wzniósł się na łokciach. Jedno ramię wciąż trzymał pod jej plecami, lecz drugie spokojnie spod niej wysunął, by móc dotknąć dłonią jasnej twarzy. Głaskał delikatny, kobiecy policzek, patrząc w zielone oczy z dziwnym utęsknieniem, którego sam nie potrafił wyjaśnić.
— Obiecaj mi — odezwał się nagle, całując jej czoło — że choćby nie wiem co, nigdy mnie nie zostawisz. Zawsze będziesz gdzieś w pobliżu i pozwolisz mi się chronić. Dobrze?
Skinęła zgodnie głową, nie ściągając z niego wzroku. Nie rozumiała, co dokładnie chciał jej przez to przekazać, ale strach spotęgował się w tamtym momencie sto razy bardziej.
Sasuke, co nam grozi?


< <> >


Dochodziło południe. Siedziała na sofie i popijała gorącą kawę, jedząc przygotowane przez Uchihę kanapki. Przeglądała maile na telefonie, przy okazji słuchając tego, co leciało w telewizji.
— Prawdopodobnie wrócę dopiero jutro rano. — Sasuke stanął za kanapą i przewiesił kurtkę przez oparcie mebla, na którym spoczywała. — Bardzo bym cię prosił, żebyś wieczorem wróciła prosto do domu.
Zerknęła na niego podejrzliwie — powoli miała tego dosyć. Wciąż otwarcie ją przed czymś przestrzegał, ale nie miał najmniejszego zamiaru powiedzieć przed czym. Już miała zamiar sprzedać mu jakąś ironiczną formułkę, kiedy jej uwagę przykuł telewizor.
Koreańskie okręty przekroczyły dzisiaj w nocy morską granicę naszego kraju. Jak państwo widzą, aktualnie dryfują na wodzie, nie wykonując dalszych ruchów w kierunku Japonii. — Spiker wskazał na mapie miejsce, w którym znajdowały się statki, należące do Korei, a następnie widok z japońskiego przewoźnika towarowego. — Jak apeluje rząd, są to kolejne agresywne działania wobec naszego kraju. Prawdopodobnie już dzisiaj…
Ciemność. Sakura ściągnęła brwi, kiedy w końcu zrozumiała, że telewizor został po prostu wyłączony. Popatrzyła na Uchihę, który trzymał w ręku pilota i wpatrywał się w czarny ekran, wyraźnie zaciskając szczęki.
— Co ty wyprawiasz? — mruknęła, odstawiając kubek na stolik. — Włącz to. Chcę zobaczyć, co się dzieje.
— Nie ma takiej potrzeby — odparł, odwracając w jej kierunku głowę. — Nic się nie dzieje. To tylko durne bzdety. Stacje nie mają już o czym mówić i szukają dziury w całym.
— Sasuke! — Poderwała się na nogi, kiedy chciał odejść razem z pilotem. — Masz to włączyć!
— Nie będziesz oglądać tych bzdur, nie rozumiesz? — syknął, gdy stanęła tuż przed nim. Uniósł w górę ramię, jak próbowała odebrać mu pilota i niebezpiecznie pochylił nad nią głowę. — Odpuść. Nie mają do powiedzenia nic ciekawego!
— Pieprzenie! — Uderzyła pięściami w jego piersi, posyłając mu wściekłe spojrzenie. — Skoro ty nie chcesz mi nic powiedzieć, to chcę się dowiedzieć czegokolwiek z tych zasranych wiadomości! Tylko stamtąd mogę czerpać informacje o tym, czy coś nam grozi!
— Nic nam nie grozi! — krzyknął, rzucając z wściekłością pilota w głąb mieszkania. Urządzenie otworzyło się od uderzenia i zostało pozbawione baterii. — Skończ histeryzować, bo tylko sama się nakręcasz!
— Myślisz, że jestem ślepa?! Że nie widzę, co się dzieje wokół? Że nie widzę, co dzieje się z tobą? Wiem, że coś przede mną skrzętnie ukrywasz. Słyszę, jak ciągle chowasz się po kątach mieszkania i rozmawiasz z kimś przez telefon! Chodzisz podminowany, wściekły. Nie mogę już nawet normalnie z tobą porozmawiać… — Przez ostatnie słowa przebijał się niewyobrażalny żal.
— Taką mam pracę, Sakura.
— Gówno prawda! — Wyrzuciła w górę ramiona. — Czuję się jak twój wróg, rozumiesz?! Zepchnięta na bok i odcięta od wiarygodnych informacji! Od ciebie!
— Sakura, zamknij się — wycedził, przez zaciśnięte zęby. Przymknął powieki, by nieco oprzytomnieć. — Niejednokrotnie mówiłem ci, że jeżeli coś będzie nie tak, dowiesz się pierwsza. Dotrzymuję słowa.
— Nie wierzę — warknęła, chwytając się za głowę. — Ty masz mnie za kompletną idiotkę, Uchiha.
Nienawidził, kiedy mówiła do niego po nazwisku. Doskoczył do niej i chwycił za ramiona, by potrząsnąć drobnym ciałem.
— Powiedziałem, żebyś przestała wymyślać!
— Nie dotykaj mnie! — ryknęła, z całych sił odpychając od siebie jego ciało. Czuła, że puściły w niej wszelkie blokady. Jego słowa, wypowiedziane wtedy do Kiby przez telefon, wróciły do niej i zaczęły echem rozbrzmiewać w jej głowie. — Gdzie chcesz mnie zabrać?
— Co?
— Słyszałam, jak mówiłeś Kibie, że gdzieś mnie zabierasz, że Naruto również zabiera gdzieś Hinatę. O co chodzi? — Drżała ze złości, mając ochotę go dopaść i udusić własnymi rękoma.
— Nie twój…
— Właśnie, że mój! — Jej piskliwy głos nabierał na sile. — To mój interes! Nie masz prawa mnie nigdzie wywozić bez mojej wiedzy i zgody! Nie po tych wszystkich chwilach milczenia!
Zassał niebezpiecznie policzki. Wiedziała, że był już u kresu.
— Albo tu i teraz powiesz mi o co chodzi, albo…
— Albo co? — warknął, ruszając w jej stronę.
Zaskoczony tym jak się nagle cofnęła, stanął w miejscu. Jej mina po raz pierwszy wzbudziła w nim tak mieszane uczucia. Miał wrażenie, że go nienawidziła, że nim gardziła.
— Albo znikaj — warknęła, kręcąc nerwowo głową. W zielonych oczach zebrały się słone łzy, które po chwili znalazły swoje ujście.
— Sakura — szepnął, zupełnie zbity z tropu. Chciał do niej podejść i ją uspokoić.
Nie pozwoliła mu na to.
— Nie wolno ci podejść — syknęła, zakrywając dłonią usta. Drugą uniosła ku górze, jakby chcąc się od niego odgrodzić. — Nie wolno, Sasuke.


< <> >


Wciąż miała przed oczami ten sam obrazek. Jego twarz, na której mieszała się wściekłość i smutek. Napinające się mięśnie i dezaprobujące spojrzenie, którym obdarował ją na sam koniec. Zerwał z kanapy kurtkę, założył ją i wyszedł bez słowa, zarzucając na plecy wojskową kostkę.
— Halo? — mruknęła, odbierając telefon. Tsunade rzadko do niej dzwoniła.
Przyjdź szybko do mojego gabinetu.
Ściągnęła brwi. Nawet nie zdążyła zapytać o powód, dla którego została wezwana. Wyszła z pokoju socjalnego i zakładając fartuch, podbiegła do windy. Pierwszy raz od rana jej myśli skupiły się na czymś innym, niż Uchiha. W milczeniu i zniecierpliwieniu obserwowała rosnące liczby na wyświetlaczu. Budynek szpitala nie był zbyt szeroki, ale jego wysokość mierzyła czternaście pięter. Gabinet Senjuu znajdował się na dziesiątym, gdzie już po chwili była. Szybko przeszła przez przeludniony korytarz i bez pukania wsunęła się do środka. Zamknęła drzwi zwróciła twarz w kierunku biurka, z zaskoczeniem dostrzegając znajomych mundurowych.
— Kakashi, Shisui — mruknęła, marszcząc zabawnie czoło. Jej wzrok w końcu skupił się na ordynator, która wpatrywała się w jakąś teczkę. — Co się dzieje?
Mężczyźni zachowując pełen profesjonalizm, skinęli do niej niemalże równocześnie głowami. Podeszła bliżej i nie spuszczała wzroku z przełożonej, która nagle zamknęła dokumenty i wręczyła je Haruno.
— Wczoraj w nocy przywieziono do naszego prosektorium trupa — powiedziała cicho, składając dłonie pod brodą. — Panowie przyszli po wyniki badań. Zaprowadzisz ich na dół, do Saia i zerkniesz w te papiery?
Sakura cofnęła zabawnie głowę, zupełnie nie rozumiejąc tego co się działo.
— Zabierz też ze sobą Ino — dodała kobieta. — Może się przydać.
— Dlaczego przywieziono go do nas? — zapytała, wciąż stojąc w miejscu. — Przecież wasi patomorfolodzy mają swoje prosektoria?
— Potrzebowaliśmy eksperta — odparł Kakashi. Zrezygnował z formalnego tonu. — Sai nas nie zawiedzie, a Ino przyda nam się do wglądu wyników toksykologicznych.
— O co chodzi? — mruknęła, przyciskając do piersi teczkę. — Co się stało z tym człowiekiem?
Kakashi zerknął na Shisuiego, który do tej pory milczał. Uchiha ruszył w stronę drzwi, zerkając na nią przelotnie.
— Chodź. Przekonasz się na dole.
Bez dodatkowych pytań ruszyła za nim, czując kroczącego za sobą Hatake. Po drodze do windy zadzwoniła do Yamanaki.
— Ino, potrzebuję cię w prosektorium.
Chodzi o tego trupa? — zapytała, zaskakująć Sakurę.
— Wiedziałaś?
Pół godziny temu spotkałam Rin w recepcji. Powiedziała mi, po co przyjechali — odparła i westchnęła głośno. — Spotkamy się na dole. Właśnie załatwiałam po cichu USG dla Temarii i muszę tu jeszcze chwilę zaczekać, dopóki nie skończą.
Pożegnałą się i rozłączyła. Weszli do blaszanej puszki, którą właściwie wcale nie lubiła jeździć i wcisnęła guzik, z wygrawerowanym -2. To właśnie tam, na samym dole, znajdowało się prosektorium. Nie znosiła schodzić do podziemi.
— Dawno się nie widzieliśmy. — Głos Shisuiego przykuł jej uwagę, kiedy Kakashi rozmawiał z kimś przez telefon. — Czyżby mój kuzyn wciąż chował urazę?
Uśmiechnęła się pod nosem. Sasuke naprawdę rzadko okazywał swoją zazdrość, jednak Shisui doprowadzał go do białej gorączki. Zawsze, kiedy spotykali się w większym gronie, nieustannie przy niej przebywał i absorbował jej uwagę. Sakura nie wyczuwała w tej relacji żadnych podtekstów — po prostu dobrze im się rozmawiało, jednak młodszy Uchiha nie był tego samego zdania. Któregoś razu nad sobą nie zapanował i rzucił się do Shisuiego z pięściami. Mniej więcej wtedy ich kontakt został… ograniczony.
— Uchiha tak mają — zaśmiała się, odwracając w jego stronę głowę.
— Ej, nie pakuj nas do jednego wora — odparł, układając usta w zabawną podkówkę. — Ja tylko noszę to nazwisko, nic poza tym.
— No tak, zapomniałam, że jesteś cholernym indywidualistą. — Uderzyła lekko teczką w jego tors i jako pierwsza opuściła windę, kiedy ta zatrzymała się w piwnicy.
Ruszyła przodem, prowadząc mężczyzn do pomieszczenia, gdzie, jak się okazało, czekały na nią już Ino i Hinata.
— Witam w moich skromnych progach — szepnął Sai, który wyszedł do nich z gabinetu. — Delegacja do mojego ostatniego nieboszczyka?
Ino zrobiła zblazowaną minę. Kochała swojego narzeczonego, ale jego humor momentami ją dobijał. Cieszyła się, że w towarzystwie Ichirei było mu się łatwiej odnaleźć — ich śmieszność utrzymywała się mniej więcej na tym samym poziomie.
— Sai, jak idzie proces zmiany twojego nazwiska? — zagaił Kakashi. — Zapomniałem cię wczoraj zapytać.
Wspomniany zaczął iść tyłem, otwierając wahadłowe drzwi plecami i popatrzył na niego, uśmiechając się w ten dziwny sposób, który wywoływał dreszcze chyba u największych chojraków.
— Sai Miyazawa — odparł cicho, zbliżając się do metalowego łóżka na którym leżały przykryte materiałem zwłoki. — Już oficjalnie mogę zapomnieć o mojej przeszłości.
Shisui zaśmiał się krótko — jak każdy z ich otoczenia, nienawidził Danzou, a jakimś chorym zbiegiem okoliczności Sai nosił tę samą godność — Shimura. Częste próby utożsamiania go z rodziną generała, po prostu doprowadzały do szału, aż w końcu pełen desperacji wybrał się do urzędu, by złożyć wniosek o zmianę nazwiska.
— Masz wyniki? — mruknęła Ino, z przestrachem zerkając na zakryte ciało. — Naprawdę chcę stąd jak najszybciej wyjść.
Sai sięgnął po pożółkłą teczkę, gdzie znajdowały się wydruki. Podając ją Yamanace, popatrzył znużony na kilka innych osób, które kręciły się na drugim końcu sali, gdzie inny lekarz uczył swoich stażystów tego, jak rozkroić topielca i przy okazji nie zwrócić obiadu.
— Hm…  — mruknęła przeciągle blondynka, kiedy na jej czole pojawiło się kilka zmarszczek. — Mocno zawyżony poziom białych krwinek, nic poza tym… — wyszeptała, patrząc na Kakashiego.
— Co to może oznaczać? — Shisui podszedł bliżej trupa, stając tuż obok Sakury.
Haruno zasysała policzki, obserwując odznaczającą się pod materiałem twarz.
— Jakiś stan zapalny. — Ino rzuciła papiery na szafkę. — Jeżeli najpierw nie zamarzł, to wykończyła go choroba, jakieś zakażenie. Nie jestem w stanie powiedzieć zbyt wiele, bez dokładnego przebadania krwi.
— Zamarzł? — Hinata popatrzyła na nią spod grzywki. — Kim był ten człowiek?
— To bezdomny z Itabashi — odparł Hatake.
Sakura się ożywiła. To właśnie w tej dzielnicy mieszkała razem z Sasuke. Ta informacja przyprawiła ją o mdłości, kiedy zaczęła łączyć pewne fakty.
— Mogła go zabić zwykła grypa, która panoszy się teraz po mieście, skoro nie miał warunków do leczenia — mruknęła Ino, krzyżując ramiona na piersi. — Sprowadzacie nam na głowę trupa, którego powód zgonu zweryfikowałby wam pierwszy lepszy student, nie rozumiem tego.
Shisui westchnął głośno i bez najmniejszej zapowiedzi, chwycił za materiał. Odrzucił go w tył i stał niewzruszony, kiedy wszystkie trzy kobiety odskoczyły do tyłu, widząc nieboszczyka. Hinata zakryła usta i odwróciła się w tył — była wrażliwa na zwłoki, tak samo jak Ino, ale to, co tam zobaczyły dosłownie je złamało. Yamanaka podbiegła do zlewu i zaczęła do niego pluć, chrząkając przy tym, jakby chciała zwymiotować, ale jednocześnie szok jej na to nie pozwalał.
— Co to, u licha, jest? — Sakura zakryła buzię chusteczką i zbliżyła się do denata, z niedowierzaniem badając go wzrokiem. Nagle otworzyła szerzej oczy. Jej chore przypuszczenia się sprawdziły, znała tę twarz. Choć kryła się pod połami zniszczonych koców, skrzętnie maskując jego tożsamość… To był ten sam człowiek, którego mijała wtedy z Sasuke.
— Nie zamarzł — wyszeptał Uchiha, patrząc na Haruno. — Ten mężczyzna wbiegł do marketu i zaczął się dziwnie zachowywać. Warczał coś pod nosem, zrzucał towar z półek i rzucił się do jednej z pracownic. Dwójka mężczyzn unieruchomiła go i zamknęła w składziku na szczotki, wzywając po chwili policję. Gdy funkcjonariusze dojechali na miejsce, wywarzył drzwi. Ludzie mówili, że dosłownie przestał przypominać człowieka, że wyglądał jak opętany. Ponownie rzucił się do pracowników i oddano strzały. Zginął na miejscu.
— Przyjrzyjcie mu się — szepnął Kakashi. — Nie uważacie, że coś jest z nim nie tak?
Haruno otaksowała trupa wzrokiem, jakby chcąc to zrobić pierwszy i ostatni raz. Jego cera nie była zwyczajnie poszarzała, jak u większości nieboszczyków, których widziała. Była wręcz popielata, a miejscami zgniło-zielona, jakby ktoś tłukł tego człowieka jakimiś ciężkimi przedmiotami. Dodatkowo jego żyły podeszły praktycznie pod samą skórę i były czarne jak smoła. Lekko rozchylone usta uwidaczniały żółte, starte zębiska. Haruno przemknęła wzrokiem po dziwnych ranach, już pomijając te postrzałowe, które nijak jej nie obchodziły. W końcu zatrzymała go na powiekach denata.
— Popatrz — mruknął Sai i założył na prawą dłoń rękawiczki. Dotknął delikatnej skóry i ostrożnie przesunął ją nieco w górę, ukazując im przerażające, nieco wypłowiałe oczy. Mimo czasu, jaki upłynął od zgonu, wciąż było widać, że jego białka w całości przybrały czerwony kolor, jakby w obu utworzyły się silne wylewy, a zamiast tęczówek i źrenic dostrzec było można jedynie czarne, nieregularne plamy. — To nie wszystko.
Sakura chyba miała dosyć. Pokręciła głową, jakby nie chcąc dalej słuchać, ale to co zobaczyła dalej, całkowicie odjęło jej mowę. Miyazawa dotknął brzucha trupa i nacisnął mocniej na jego skórę, pod którą momentalnie pojawił się krwiak.
— To wygląda jak hemofilia — mruknęła, oddalona na bezpieczną odległość Yamanaka. — Tylko jakaś nienormalna. Zmutowana.
— Czym jest hemofilia? — zapytał Kakashi, chcąc wchłonąć wszystkie słowa lekarzy.
— Chorobą, polegającą na zaburzeniu krzepliwości krwi — szepnęła Sakura, niemo dając znać Saiowi, by zakrył z powrotem ciało. — Niewielkie urazy powodują krwotoki, ludzie chodzą posiniaczeni, jakby ktoś ich bez przerwy tłukł. Ale to nie dzieje się w ten sposób. Wybroczyny nie pojawiają się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. A już na pewno nie u zimnych, sztywnych trupów.
— Znałaś go?
Haruno poderwała wzrok na Shisuiego. Zawsze wiedziała, że był wybitnym obserwatorem, ale wręcz nierealne wydawało jej się to, by spostrzegł tamtą reakcję.
— Mijałam go kilka dni temu na ulicy… — wyszeptała. — Prawdopodobnie tego samego wieczora, którego doszło do jego ataku.
— Dlaczego nie zadzwoniłaś po policję? — Ino popatrzyła na nią nieprzychylnie.
— Nie widziałam… — Złapała się za głowę. — Nie widziałam tych zmian. Ja…
Naprawdę nie była w stanie tego dostrzec. Tamtego wieczora było tak cholernie zimno, że nie dziwiło ją to, iż mężczyzna cały owinięty był kocami. Dostrzegła w ciemności jedynie skrawek jego twarzy, ale skupiła się wtedy na oczach. Oczach, które miały w sobie coś niewyobrażalnie strasznego, ale nie wyglądały jeszcze w ten sposób.
No właśnie — jeszcze.
— To wszystko jest co najmniej dziwne — wyszeptała w końcu Yamanaka, podchodząc bliżej narzeczonego. — Sai, powinieneś zlecić jak najdokładniejsze badania. I najlepiej od razu.
— Sakura!
Haruno osunęła się na szafkę, nie będąc nawet w stanie złapać się krawędzi stolika. Owinęła ramionami brzuch i zacisnęła mocno zęby, starając powstrzymać się od wrzasku, spowodowanego bólem. Kakashi i Shisui pojawili się przy niej niemalże od razu.
— Co się dzieje? — warknął Uchiha, kiedy Hatake dotknął jej twarzy, drugą ręką podpierając się o ziemię.
— Wzięłaś leki? — Kakashi zsunął Haruno nieco niżej, chcąc, by rozprostowała ciało. Zgięta tylko uniemożliwiała złagodzenie ataku boleści.
Leki.
Oczywiście, że nie. Przez poranną awanturę z Sasuke i nerwy, zupełnie wypadło jej to z głowy. Na szczęście czuła, że bolesne skurcze powoli odpuszczają. Stażyści w milczeniu obserwowali co się działo, a znajomi rozsunęli się na boki, nie chcąc w jakikolwiek sposób ograniczać jej dopływu powietrza. Tylko Kakashi przy niej został — od dziecka widział to już setki razy i wiedział, jak mniej więcej załagodzić sytuację.
— Wzięłaś ze sobą tabletki? — Ino popatrzyła uważnie na Haruno, która uniosła nieco głowę. — Chociaż pokiwaj głową. Przyniosę ci je.
— Tak… — chrząknęła w odpowiedzi — są w torebce.
Ino skinęła zgodnie i ruszyła w kierunku drzwi. Zatrzymała się jednak w miejscu i tak jak pozostali, zupełnie zamilkła, omiatając wzrokiem sufit. Dziwny warkot dotarł do podziemi, w których się znajdowali. Sai przeniósł wzrok na kubek z kawą i obserwował, jak tafla płynu zaczyna drżeć. Z chwili na chwilę wstrząsy się nasilały; umieszczone w szafkach rzeczy coraz głośniej podskakiwały na półkach, po chwili przewracając się i tłukąc, kiedy metalowe meble aż odrywały się od podłogi.
— Co się dzieje? — syknęła Haruno, której Hatake w pośpiechu pomógł wstać. — Kakashi, co się dzieje?!
Mężczyzna nadal wpatrywał się w sufit, kiedy nagle wszystko ustało. Popatrzył porozumiewawczo na Shisuiego, który trzymał w ręku krótkofalówkę i zaczął nawoływać Rin.
— Nie słyszy mnie — warknął — coś zakłóca zasięg.
— Zaczęło się — szepnął Kakashi, mocniej obejmując Sakurę.
— Kakashi!
Zaskakująco potężny wstrząs i głośny wybuch sprawiły, że praktycznie wszystko poprzewracało się na ziemię, łącznie ze spanikowanymi ludźmi, znajdującymi się w pomieszczeniu. Dziwny rumor i chrzęst stawał się coraz głośniejszy, przez co nawet wrzaski kobiet zostały całkowicie zagłuszone. Kakashi pchnął Sakurę pod samą ścianę i chwycił za ramię Hinatę, z którą zrobił to samo, kiedy sypiący się na nich pył stopniowo pozbawiał go widoczności. Shisui ledwo dostrzegając jego działania, poszedł w ślady kapitana, choć niewyobrażalnie silne drżenie sprawiało, że nie mógł nawet dobrze skupić na niczym wzroku. Zasilanie padło chwilę po kolejnej fali trzęsienia ziemi. Hatake stanął przed Haruno i Hyuugą, i kiedy ogłuszający dźwięk osiągnął swoje maksimum, ich wzrok ponownie zawiesił się na suficie. Zdążyli zobaczyć jedynie monstrualne pęknięcie, które rozeszło się nad nimi, przypominając odrażające, pajęcze odnóża.
Sasuke, przepraszam.


< <> >


Od Mayako: Jestem! W końcu!
Nie, nie było mi ciężko to napisać. Jedynie czas wciąż gdzieś mi tam uciekał, a sesja doprowadzała do rzygu mózgu.
Zdaję sobie sprawę, że w tym rozdziale za wiele się nie zadziało, ale sami wiecie, te początki to zazwyczaj wprowadzenie. Moje właściwie trwało przez pół tego tekstu i dalej już go nie będzie, bo na końcu daję jasno do zrozumienia, że wszystko już się zaczyna. Także w dwójce, którą już zaczęłam, akcja wchodzi od samego początku. Wciąż mam wrażenie, że ten pomysł może być dosyć dziwny, ale cóż. Ile można czytać o tym samym?


Czekam na szczere opinie, kochani! Tymczasem idę przeredagować swój wstęp do licencjatu i walczyć z przypisami. Baju!

17 komentarzy:

  1. Nic się nie działo... To tylko inwazja... Chuj z tym, że sufit jebał się na głowy... Pfi, przecie nic się nie działo. XD

    Ten rozdział pozostawił w moim sercu tak cholerny, jaskółczy niepokój... Osiadł delikatnie na dnie mojego serca i nie mogłam się go pozbyć przez większość nocy. Nie wiem czemu, ale wkurzyła mnie Sakura. No ja nie dziwię się jej, że postąpiła jak postąpiła, ale mimo wszystko Sasuke jest niewinny. Starał się ją chronić. Hinaty raczej nie polubię, ale podoba mi się, że zrobiłaś z niej taką wyrozumiałą kobietę. Ciekawe jak to wszystko zmieni się w praniu.

    Zawsze jako beta mam problem z napisaniem komentarza, bo
    a) rozdział wstawiasz po kilku dniach, kiedy już zapominam co mogłabym o nim dokładniej napisać
    b) większość tego, co mam do powiedzenia to ląduje w komentarzach i sugestiach na dokach.

    Może zacznę od początku, samiuteńskiego, żeby to miało ręce i nogi. Przyznam szczerze, że nie tego się spodziewałam. Od zawsze wiedziałam, że tajemnicze wirusy i wojny są Twoim klimatem i idealnie się w tym odnajdujesz. Kiedy miałaś tylko w PLANACH pisanie SS, obawiałam się, że będzie to romans, zupełnie lekki i z jakąś dziwaczną dramą w tle. Charakter Sasuke jest CU-DO-WNY. Nie starasz się na siłę zrobić z niego kanonicznego połóżchuja, tylko urobiłaś jego wszelkie cechy na gładką masę i dodałaś coś, czego Masashi nie dosypał, tworząc postać - dojrzałość. Podoba mi się.
    Na razie miałam okazję poznać tylko kilka wątków, które podsyciły moją ciekawość. Niczego nie jestem pewna, mam tylko przypuszczenia. Z tego co pamiętam, większość akcji toczy się w szpitalu, a do nich mam przeogromny sentyment #niespełnione_marzenia_Ichirei
    Tak cholernie boję się, co stało się z pozostałymi bohaterami. W końcu czeka na nich tak dużo zagrożeń, ten cały wirus i następstwa wojny. Jestem zaskoczona, że wrobiłaś w to wszystko Koreę Południową, podczas gdy to Północ stanowi największe zagrożenie dla cywilizacji. XD Nie wiem czy dobrze się domyślam, ale ten wirus to broń biologiczna, prawda? Jest jeszcze opcja, że mutował w naturze, ale jakoś mało mi się wydaje logiczna.
    Nie mogę się doczekać, kiedy będę miała przyjemność sprawdzać rozdział drugi, bo umrę ze zniecierpliwienia. Przez Ciebie spałam 3h przed wyjazdem do Torunia, czuj się zobowiązana do szybkich wyjaśnień i napisania dwójeczki.
    Ściskam,
    Ichirei

    OdpowiedzUsuń
  2. Sesja to suka >.<
    Próbuję zebrać szczękę z podłogi. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Serio.
    Bardzo podoba mi się relacja Sasuke i Sakury, jest taka ciepła, opiekuńcza. Kupiłaś mnie tym.

    Będę zaglądać, ciekawi mnie co tam jeszcze wymyślisz ;p

    Pozdrawiam cieplutko xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Zacznę od tego, że jhdfksjhfkjahskjdfhknscf, kocham Cię.

    Może to prawda, że do połowy rozdziału... a właściwie do urodzin Naruto nic się nie działo, ale po drodze już pojawiały się jakieś dziwne zgrzyty i informacje, które zostawały w pamięci. Szczególnie te informacje podawane w telewizji etc. Potem u Naruto już było inaczje, niby się bawili, ale każdy czuł, że coś nadchodzi. Śmiałam się na scenie, kiedy Sakura przyznała, że Sasuke przeskoczył przez płot, bo wyobraziłam sobie go takiego zdeterminowanego. I rozbawiło mnie jeszcze strasznie to, kiedy zapaliło się światło w kuchni, a oni w popłochu próbowali się ukryć. Byłam bardzo zaskoczona tymi oświadczynami, serio. A jeszcze bardziej, kiedy Sasuke zrezygnował. Już widzę ten koniec bloga, jak Sakura znajduje go trupa z piercionkiem w ręku, no nieeee
    Wojna z Koreą i ten wirus nie są wielkim zaskoczeniem, ze względu na to, że tę informację sprzedajesz w opisie bloga, ale mimo wszystko, jak zawsze po mistrzowsku wprowadzasz ten klimat i budujesz niepokój, by na koniec zaserwować nam wielkie bum. Mam nadzieję, że nie zabijesz ich już w pierwszym rozdziale, serio. To nawet jak na Ciebie byłoby chujowe. xd
    Już podoba mi się relacja Kiby, Sasuke i Naruto. Widać, że będzie to taga drużyna nie do rozerwaniaa. I cieszę się, że widać nachopryzoncie znowu Mayako Ichirei i Kejżę. Mam nadzieję, że odegrają dość wazną rolę, jak wtedy na ZD. Nie wiem co mogę jeszcze powiedzieć.
    Na pewno to, że jak nie mogłam się pogodzić z tym, że Mayako nienawidząca SS zaczyna pisać SS, teraz mam wrażenie, że to będzie super. Już widać, że nie będzie to zwykłe romansidło i to mnie jara.

    Pozdrawiam cię mocno!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem zakochana! Nie umiem komętować, ale naprawdę już cię uwielbiam. :P Szczególnie za te zaskakującą końcówkę i za tego super Sasuke

    OdpowiedzUsuń
  5. " Dobrze wiedziała, że sam, czy z chłopakami, jeździł za szybko i nieostrożnie, ale z nią obok tego nie potrafił". Dokładnie to samo zdanie wypowiedziałam jakieś pół roku temu w odniesieniu do starszego kolegi, który ignorował mnie, gdy mówiłam, żeby przyspieszył, a sam przekraczał prędkość o kilkadziesiąt kilometrów. xD Poza tym kocham cię za cytat. <3 Jak to nic się nie działo? A te słodkie momenty SasuSaku? Naprawdę czuję, że genialnie ci to wyjdzie; zarówno ich miłość, jak i całe opowiadanie. xD Jak tylko zobaczyłam, że wprowadziłaś Kejżę i Ichirei do opowiadania, to tylko czekałam aż gdzieś będzie napisane, że Kiba i Mayako pijani obściskiwali się w kącie. xDDD Jedyne co teraz robię, to zastanawiam się, jak dalej potoczą się losy Sakury i Sasuke, skoro on maniakalnie próbuje ją chronić (a'la Levi z Zamkniętych xD), a ona ewidentnie nie da sobą od tak pomiatać. ;D
    Nic dodać, nic ująć, jak zawsze sztos!
    Pozdereczki ziombelku.
    Yakii

    OdpowiedzUsuń
  6. PISAŁAM, ŻEBYŻ ZROBIŁA COŚ Z CAPSEM W KOMENTARZACH. TAK NIE MOŻNA TRAKTOWAĆ CZYTELNIKÓW. TO BARBARZYŃSTWO. ;___;

    Co zrobić, żeby Kaori nie poszła spać o przyzwoitej porze? Żeby się nie wyspała? Rzucić cytatem Hollywood Undead. I to jeszcze z ulubionej piosenki Kaori. Już na wstępie masz +100 za cytat i nie ważne jak beznadziejny jest rozdział. xDDD
    ...zapomniałam napisać scenariusz na zajęcia teatralne. JESTEŚ MI WINNA NIEPRZESPANĄ NOC. DOBRZE, ŻE SOBIE PRZYPOMNIAŁAM ZANIM POSZŁAM SPAĆ. Dobra, nieważne!
    "A potem nie wróci. Zupełnie jak każdy kot, którego sprowadzała do nich Mayako." A jednak ważne. Powiedz mi, jak chciałabyś zginąć? Bo tak się składa, że ostatnio interpretowałam trochę wierszy i coś mi mówi, że te zdania mają kontekst biograficzny. Więc, jak chcesz zginąć...?
    "Sądził, że zabicie Naruto i Kiby to nic złego (..)" ...kiedy myślisz sobie, że nakrzyczysz na autorkę, za złe traktowanie Kiby, a później okaże się, że Mayakowe alter ego i Kiba są parą. <///3
    Perspektywa czytania tego rozdziału okazała się bardziej kusząca od perspektywy wieczoru z "Dżumą" Camusa. Choć czytając i tak trochę przysypiałam, ale to prawdopodobnie ze zmęczenia. Poza tym nawet jeśli wiem, że Ty chcesz uśpić czujność czytelnika, że ta sielanka przeplatana nicią niepokoju to zapowiedź czegoś większego... to i tak usypiasz tą czujność. I potem bum! Sufit się wali. Rozdział się kończy.
    Nie wiem kto Cię uderzył w głowę, ale... ten Sasuke. Nie rób z niego takiego Sasuke, w którym mogłabym się zakochać. Sasuke to Sasuke. Sasuke to dupek. I kropka.
    I dobranoc. xD Nie pozdrawiam, bo caps lock.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten caps to faktycznie samo/zabójstwo (Kto co woli, do wyboru, do koloru xD) dla oczu, tutaj przyznaję mojej poprzedniczce rację... Tylko nas nie bij!
    Kyaaaaaaa~ CYTAT HOLLYWOOD UNDEAD! KOCHAM, KOCHAM CIĘ ZA NIEGO BARDZO! Jebać fakt, że nie jest on z mojej ulubionej piosenki xD Odnośnie rozdziału, to cud, miód, malinki i orzeszki! Normalnie palce lizać! Weź mi oddaj talent!!!(Już raz Cię o to prosiłam na Demonie, ale pal licho z tym :D ) Teraz! Zaraz! Już! Bo tylko Ty sprawiłaś, że nie wcisnęłam "magicznego" krzyżyczka po przeczytaniu kilku zdań o SS... No właśnie, SS... O ile, Sasuke z "Naruto" nawet lubię, o tyle Sakury nie cierpię. Ale przez Ciebie mogę ją polubić. Boże, nie wierzę, że to napisałam xD Co Ty ze mną, człowieku, robisz?! Ja się pytam co! A tak całkiem na poważnie (Taaa... Ja i bycie całkiem poważną? Marzenie ściętej główki :D), to podoba mi się relacja Sakury i Sasuke... Znaczy podobała, dopóki Sasuke nie zaczął odwalać cyrku pod tytułem "Wiem, że źle się dzieje, ale nic ci, kochanie, nie powiem, dla twojego bezpieczeństwa". WTF?!!! No ja wiem, iż chciał ochronić swoją ukochaną, lecz no... Przecież nie mówienie niczego tylko pogarsza sprawę! No i jeszcze te odwołane zaręczyny... Noż, ku..de jego mać, jak on mógł?! Mam nadzieję, że wyrzuty sumienia go zjedzą i wyplują... Dupek jeden! Wirus to nie jest dla mnie żadne zaskoczenie (o wojnie z Koreą nie doczytałam, mój błąd ^^'), bo piszesz o nim w opisie opowiadania :) Jeśli chodzi o mniej romantyczną część rozdziału, to się zastanawiam, czy Ty jesteś człowiekiem... No, bo najpierw jest coś na rzeczy, potem jest w miarę spokój, jednak nadal czuć, iż zbliża się coś złego, a na koniec szpitalny sufit robi wielkie pierdut! Brrr, nienawidzę szpitali i wszystkiego, co jest z nimi związane #Trauma_z_dzieciństwa_Ginny. No okej, to chyba wszystko :D Dobranoc, życzę dużo weny, lecz nie pozdrawiam, bo caps oraz szpital.
    PS. Prologiem zrobiłaś mi urodziny (dzień później miałam, ale jebać to), a rozdziałem pierwszym Walentynki (których nie lubię). Ciekawa jestem, czy dwójeczką zrobisz mi Wielkanoc xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wstrząs mózgu normalnie. Początkowo miałam wrażenie, że ten rozdział będzie za długi, ale jak go skończyłam to takie wytyfy? Dwaj dwójkę. Nie mogę się doczekać. Przecież Sakura prawdopodobnie nie żyje. Jeszcze to ich pożegnanie, jezu az mi słabo. ;p

    OdpowiedzUsuń
  10. O dziwo dość szybko przeczytałam ten rozdział. Dziwne... Zazwyczaj na Twoje rozdziały przeznaczam z godzinę a teraz pochłonęłam w pół godziny? XD

    Do SS byłam nastawiona sceptycznie. Nie lubię Saska, ale... tu mi się podoba i sama bym chciała takiego Boya. XD Mogę go podkradnąć kiedyś tam?

    Oj coś się święci a ja aż nie mogę usiedzieć na miejscu nie wiedząc co będzie dalej. Jestem ciekawa czy kogoś już uśmiercisz na samym początku (znaczy się tak jakby już to zrobiłaś, ale cii).
    Pierwszy raz chyba wprowadziłaś do swojego opowiadania Shisui'a, nie? Albo gdzieś mi umknął, nie wiem. Musiałabym przelecieć jeszcze poprzednie opka.

    Nie obędzie się bez cytatów na których niemal lałam ze śmiechu. Szczęście, że spałam sama.

    Widząc, że wprowadziłaś trzy postacie, które w ZD były ciekawie zaplanowane stwierdziłam, że i tu będzie ciekawie.
    Jest Kiba, czyli jeżeli Mayako Ookano nie byłaby z nim to pewnie tobie coś by było w głowę, ale wszystko jest jak się należy.
    Pierwszy raz chyba wprowadziłaś do swojego opowiadania Shisui'a, nie? Albo gdzieś mi umknął, nie wiem. Musiałabym przelecieć jeszcze poprzednie opka.
    Było kilka sytuacji, które mnie rozbawiły, ale i momenty kiedy serce przyspieszało (trzeba się udać do kardiologa przed czytaniem dalszych rozdziałów, bo skoro to jest po prostu wstęp to ja umrę na zawał przy kolejnych).

    ,,A potem nie wróci. Zupełnie jak każdy kot, którego sprowadzała do nich Mayako."
    To z autonomii? XD Kotki chyba nie chcą, by Mayako przyprowadzała dzieci do domu żeby zobaczyły te kulki sierści w piwnicy.

    Dobra, nie mam weny na komentarz. Wszystko ładnie cacy. Czekam na dwójkę bo ostatnia scena tak mnie zaciekawiła, że cały czas martwię się o biedną Tsunade i Rin. Taa... XD

    PS: Na telefonie tego CAPS LOCKa nie było widać i było dobrze. XD

    OdpowiedzUsuń
  11. Zdecydowanie warto było czekać na ten rozdział, jestem oczarowana :D Potrafisz wprowadzić czytelnika w klimat opowiadania, dodatkowo całość czyta się łatwo i przyjemnie. Pojawił się Madara - bardzo mnie to cieszy :)
    Szkoda, że Sasuke nie zdążył oświadczyć się zanim "to" się zaczęło.. czymkolwiek jest "to". Ogólnie tutaj Sasuke wyjątkowo przypadł mi do gustu. Zwykle mnie denerwuje, ale w tym przypadku mnie zaintrygował. Sakura też wydaje się mniej różowa, piszcząca i płacząca - duży plus :D Rozbawił mnie moment, w którym Uchiha stwierdził, że Uzumaki będzie cieszyć się zaręczynami bardziej od samej Saukry - cały Naruto :)
    Ogólnie Twój pomysł na to opowiadanie baaardzo mi się podoba. Wreszcie coś innego.. cieszy mnie to, bo myślę, że nudnych miłosnych SasuSaku wszyscy naczytali się aż za dużo.
    Z niecierpliwością czekam na drugi rozdział.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiesz co mnie kupiło? Sai i jego humor, pasujący tak bardzo z Ichirei. XDD No jebłam!

    Ogólnie fajne wprowadzenie, najbardziej lubię scenę w łóżku między Sakurą a Sasuke... Później się trochę pojebało, no, ale w sumie ciekawi mnie, kiedy się spotkają i co wyjdzie z tego zetknięcia się.

    I ten nieboszczyk... Już od początku wiedziałam, że to ten bezdomny z prologu. Ten zmutowana choroba zapowiada się interesująco, ja bym na to nie wpadła.

    Dobre przedstawienie postaci, chyba najbardziej polubiłam Shisuia (tak to odmienić? XD) i Kakashiego. Ale ogólnie naprawdę nieźle Ci wychodzi SasuSaku, jestem pod wrażeniem.

    Hm, ostatnie co czytałam twojego to chyba 28WL i muszę Ci powiedzieć, że zrobiłaś ogromny postęp (swoją drogą przydałoby mi się nadrobić zaległości). Naprawdę jest zajebiście, ale co ja muszę dużo mówić... W końcu jesteś mega zdolna.

    PS. Mówiłam, że kocham ten szablon? JEST NIEZIEMSKI.

    Pozdrawiam! ♥

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja dodam od siebie tylko jedno...
    Mam nadzieje, że ta historia nie skończy się tragicznie! :<

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten rozdział jak na pierwszy już wzbudza nie małe emocje: bo i niedoszłe zaręczyny, widmo wojny z Koreą, jeszcze jakieś dziwne choróbsko no i ta akcja końcowa w szpitalu. Opowiadanie trzyma w napięciu - mam nadzieję, że nikt nie zginie :( Czekam na więcej. PS. Mam wrażenie, że tę część pisało Ci się lekko i przyjemnie. Świetny klimat!

    OdpowiedzUsuń
  15. DAJ MI GODZINĘ, JA TU JESZCZE WRÓCĘ XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, jeszcze godzina. Na serio, godzina, może nieco więcej, i ja tu będę. OBIECUJĘ

      Usuń
    2. OK, jest 23:59, kiedy zaczynam pisać. Ciekawe, o której skończę xD
      Rozdział mi się całkiem podobał. O całkiem powiem potem.
      Dopiero kiedy zaczęłam czytać ten rozdział, w pełni dotarła do mnie informacja "O BOŻE, MAJA PISZE SASUSAKU, CO TU SIĘ DZIEJE". Mniej więcej tak to wyglądało. Ale muszę przyznać, że Sasuke jest fajny. Tfu, co ja mówię, jaki fajny! On jest ZAJEBISTY. Dlaczego zawsze główni bohaterowie muszą być cudowni? To nie fair. Chociaż gdyby tacy nie byli, pewnie bym tego nie czytała xD Podoba mi się, że to nie jest typowy Sasuke, typu "jestem zły, okrutny i oschły, ale i tak mnie kochasz, więc mogę ciebie dalej olewać". Nope, twój Sasuke zdecydowanie taki nie jest. Zamurowało mnie wiadomość, że chciał się oświadczyć Sakurze. Chcociaż akurat w tym fragmencie moje serce zdobył Naruto xDDDD
      Kiedy zobaczyłam w tekście Ichirei i Kejżę, tylko czekałam na Mayako – oczywiście, jakżeby inaczej, stała sobie z Kibą. No cóż, to było do przewidzenia xD (Na serio nie wracają do ciebie koty? Aż tak się ciebie boją? XD) A tak btw, nie wiedziałam, że zmieniłaś sobie płeć. I to w jednym zdaniu!

      „Okanao natomiast obejmowała posadę strażnika, spędzającego połowę swojej zmiany na spacerniaku, gdzie grał w karty z więźniami".

      Zdarza się. W ogóle chyba muszę kończyć, bo już mam jakieś dziwne plamy przed oczami.
      Końcówka świetna, w ostatnich scenach genialnie budowałaś napięcie i nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału (już niedługo! :D).
      Miałam na koniec powiedzieć o całkiem, więc mówię. Jeden fragment strasznie mi się ni podobał. Może to pod wpływem oceny jednego bloga, którą czytałam przed chwilą, ale całe dwa akapity, gdzie opisujesz wypadek rodziców Sakury, jej stosunek do Kakashiego, jego pozycja na policji i coś tam jeszcze było – miałam wrażenie, że rzucasz tym czytelnikowi w twarz. Ja przynajmniej odczułam to tak, jakby ktoś walnął mnie workiem piasku. Nie mogłaś POKAZAĆ tego w tekście? (No może nie wszystko pokazać, bo wypadek pokazać by było trudno). Niby to miał być wstęp, ale czy informacja, że Kakashi jest z tą i tą osobą w jego zespole kryminalnym jest ważna akurat teraz, podczas przyjęcia? Nie mogłaś przekazać tego potem, zrobić tak, aby wynikło to z przedstawionych zdarzeń?

      No, to takie moje wyrzuty, ale don't worry, to tylko dwa akapity. Reszta mnie chwyciła za serce <3

      Usuń

CREATED BY
MAYAKO